Strony

niedziela, 14 listopada 2021

Autorskie Tłumaczenia Kryona, cz II

 Brak dostępnego opisu zdjęcia.

 

Ostatnio, w świetle solarnego tsunami spowodowanego wybuchem słonecznym z dnia 26 sierpnia, 2021 oraz nadchodzącego w dniach 6-8 września nowiem księżyca warto jeszcze raz pochylić się nad zagadnieniem Filetowego Płomienia, który wspomaga nas w fizycznym i duchowym uzdrowieniu oraz torując nam drogę do rozpoznania własnej boskiej, wstąpionej natury. Zwany inaczej Sz’china Esz albo 9 warstwą ludzkiego DNA, jest to Płomień dostępny wszystkim bez względu na płeć. Poniżej oferuję transkrypcję bardzo osobistej wypowiedzi samego Lee Carroll na temat samouzdrowienia, którego doświadczył, właśnie używając tego Płomienia. Cytowany fragment pochodzi z audycji Kręgu Dwunastu z dnia 30 grudnia, 2020 roku.
[Monika Muranyi]: Lee, czy nie zechciałbyś podzielić się z nami twoim własnym doświadczeniem z użyciem Fioletowego Płomienia Saint Germaina?
[Lee Carroll]: Wcześniej nic na jego temat nie słyszałem, nie wiedziałem, co to takiego. Prawdę mówiąc, nawet nie miałem ochoty się na tent temat niczego dowiadywać, gdyż to, o czym za chwilę się z wami podzielę, zdarzyło się, ZANIM w moim życiu pojawił się Kryon. Często pewne wydarzenia wiodą nas do wydarzeń, które mogą przywieść nas do jeszcze innych, bardziej doniosłych doświadczeń torując nam drogę do późniejszego uzmysłowienia sobie pewnych rzeczy. Moim zdaniem dzieje się tak, gdyż doświadczywszy cudu, łatwiej nam pewne sprawy przyjąć do wiadomości. Tak, sam doświadczyłem cudu we własnym życiu, choć nieczęsto o tym opowiadam, ponieważ słyszałem jak o takich cudach odpowiadają inni i nie całkiem mi się to podoba. Wydaje mi się, że bierzecie udział w audycjach z Kryonem niekoniecznie dlatego, żeby słuchać o doświadczeniach innych. Przyłączacie się do tych audycji prawdopodobne, aby dowiedzieć się o alternatywnych sposobach uzdrawiania, aby usłyszeć informacje, które mogą stać się pomocne w waszym własnym życiu.
A teraz chcę opowiedzieć wam, jak się sam uzdrowiłem. Większość o tym nie wie, większość o tym nie wie. Bardzo niewielu wie, że całe życie, czyli mniej więcej ostatnie 40-45 lat albo i dłużej miałem poważne kłopoty z oczami. Przeszedłem 7 operacji, kilkakrotnie zrywała się mi siatkówka. Z obu oczu usunięto mi rogówkę. Miałem dwa przeszczepy, gdyż pierwszy się nie przyjął i stąd możecie się teraz zastanawiać: „No dobra, Lee, no to jak ty teraz w ogóle widzisz?” Odpowiedź: Teraz mam świetny wzrok! Jest to doprawdy cud; nawet moi lekarze są przekonani, że to, że w ogóle widzę, zakrawa na cud. Przecież nie raz odklejała mi się siatkówka i brzękła rogówka, miałem wszelkie możliwe kłopoty z oczami, a teraz widzę naprawdę świetnie.
Na samym początku, kiedy po raz pierwszy odkleiła mi się siatkówka, kiedy po raz pierwszy przeszczepiono mi rogówkę, cały tydzień musiałem leżeć pod kątem tak, aby oczy samoistnie napełniły się moim własnym osoczem. Położono mnie wtedy w namiocie z tlenem. Brr, nawet nie chcę o tym sobie przypominać, gdyż to wciąż wywołuje u mnie dreszcze. Kiedy nareszcie po tym wszystkim wróciłem do domu, jak się możecie sami domyślać, widziałem niewiele. Obawiano się nawet, że część opuchlizny może już nigdy nie opaść. Zresztą tego rodzaju operacjom zwykle towarzyszy opuchlizna, nie jest to nic dziwnego. Wtedy moją żoną była Jan Tober, moja duchowa partnerka w pracy z Kryonem. Wciąż łączy nas wiele wspólnego i do dzisiaj kocham tę kobietę za wszystko, co w moje życie wniosła. Nawiasem mówiąc, jeśli nic wam na ten temat nie wiadomo, to ona wniosła w moje życie Kryona, Nie można rozmawiać o Kryonie bez wyrazów uznania dla wkładu Jan Tober. Jeśli macie ochotę, możecie odwiedzić jej stronę: http://www.jantober.com
Jan robi wspaniałe rzeczy, czyta informacje w DNA, jest bardzo aktywna. Ona jest jasnowidzem, chociaż kiedy byliśmy razem nie doceniałem jej talentów, mówiąc: „Lepiej mi nic o tych twoich czarach-marach nie wspominaj!” Wtedy te sprawy były mi zupełnie obce.
Po operacji jednak podszedłem do jej „czarów-marów” bardziej przychylnie. Nie wiem, czy doświadczaliście czegoś podobnego w waszym życiu? Kiedy jest się chorym, czy ma się inne kłopoty, chwyta się wtedy rzeczy, których inaczej nigdy by się nie spróbowało. Och, a ja wtedy byłem w prawdziwych opałach, rozumiecie? Nawet nie wiedziałem, czy jeszcze kiedykolwiek w życiu będę normalnie widział. Nie wiedziałem, czy nie stracę wzroku na zawsze. W tamtych czasach przeszczep rogówki był bardzo poważną operacją, prócz tego, był to zabieg bardzo bolesny. Musiałem bardzo uważać, żeby nawet nie kichnąć! Sam już dokładnie nie pamiętam, jakie to były dla mnie ciężkie czasy, ani nie mam pojęcia, jak się z tego wszystkiego wykaraskałem, ale po powrocie ze szpitala do domu widziałem bardzo słabo. Lekarze mówili mi tak: Nie możemy powiedzieć, kiedy opuchlizna przejdzie w samym środku oka, tam, gdzie ogniskuje się obraz, tam można ingerować skalpelem, ale jeśli naruszy się plamkę żółtą, to koniec. A ja widziałem bardzo słabo”.
To Jan zaznajomiła mnie z Filetowym Płomieniem Saint Germaina. Sam na ten temat nie wiedziałem nic, ale ona zapewniła mnie, że jest to coś co faktycznie istnieje: „Sama ręczę za jego skuteczność, moi znajomi też go używają; Lee, on działa”. Zapytałem się wtedy: „W porządku, ale jak go używać?” Na co odparła: „Wzywając Saint Germaina i the Fioletowy Płomień uruchamia się bardzo precyzyjny protokół uzdrawiania, który nawet odmienia całe życie”. Na co odpowiedziałem jej: „Jak to możliwe, żeby wezwanie świętego miało jakiś wpływ na cokolwiek?” [Jan i Lee byli Protestantami, więc zwracanie się do świętych było im obce, ale Saint Germain jest świętym tylko z nazwiska, o ile mi wiadomo, nie wchodzi w poczet świętych rozpoznawanych przez kościół katolicki – przyp. tłum.] Ona wtedy powiedziała mi, jak to się robi a dzisiaj sam tego nauczam.
Jak wam wiadomo, świadomość jest bardzo interesująca i współpracuje z ciałem fizycznym. Właśnie tego przecież obecnie nauczam, jak zresztą uczy tego wielu innych uzdrowicieli. Wtedy miałem niewiele do stracenia i choć nie dawałem wiary w efektywność inwokacji, to skrycie miałem nadzieję, że mi jakoś pomoże. Zacząłem więc regularnie inwokacje Saint Germaina i Fioletowy Płomień, stosując jednocześnie odpowiednie afirmacje. Zwracałem się wtedy bezpośrednio do ciała, a wcale nie do Boga: „Ciało, pragnę poczuć uzdrawiające efekty Filetowego Płomienia. Niech ten Płomień we mnie wejdzie, niech uzdrowi moje oczy i wzrok. Chcę zniknięcia opuchlizny przyczyniającej się do pogorszenia wzroku. Chcę znowu widzieć normalnie, chcę przywrócenia ostrości obrazu. Choć już teraz jakoś widzę, chcę jednak poprawy ostrości obrazu i przywrócenia normalnego wzroku”.
Jednym ze sposobów, w który sprawdzałem poprawę wzroku, to po obudzeniu otwierałem okno i jeszcze leżąc patrzyłem na szereg świateł drogowych wzdłuż ulicy sprawdzając, jak wyraźnie je widzę. Szczerze mówiąc, tuż po wyjściu ze szpitala światła te były tylko rozmazaną smugą. Kiedy zacząłem używać Fioletowego Płomienia, stopniowo zaczynałem je widzieć coraz bardziej wyraźnie, aż pewnego dnia światła wszystkich skrzyżowań zobaczyłem jak ostre czerwone punkciki. Odzyskałem wzrok 20/20. Nigdy tego dnia nie zapomnę! Fioletowy Płomień zadziałał!
Kiedy podczas wizyty u lekarza zapytałem, czy często się zdarza, żeby opuchlizna gałki ocznej mijała, lekarz odparł: „Bardzo często ona nigdy nie schodzi, Lee”. O moim przypadku więc lekarze zwykle mówią: „Ale z pana szczęściarz, panie Carroll”.
Dlatego teraz w studio wiszą fioletowe zasłony. Opowiedziana historia traktuje o uzdrowieniu, więc lubię ją opowiadać wszystkim, którzy chcą jej wysłuchać. Wiem, jest to opowieść o mnie, a o sobie się nie powinno opowiadać, ale w tym przypadku mam nadzieję, że wyniesiecie z tego opowiadania coś konstruktywnego dla siebie samych. Te rzeczy naprawdę działają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witam was kochani, Jam Jest Kryon

  Witam was kochani, Jam Jest Kryon ze służby magnetycznej. Wsłuchajcie się w szelest wiatru i szum morza. Te rzeczy powinny was napełnić ...