Ostatnio,
w świetle solarnego tsunami spowodowanego wybuchem słonecznym z dnia 26
sierpnia, 2021 oraz nadchodzącego w dniach 6-8 września nowiem księżyca
warto jeszcze raz pochylić się nad zagadnieniem Filetowego Płomienia,
który wspomaga nas w fizycznym i duchowym uzdrowieniu oraz torując nam
drogę do rozpoznania własnej boskiej, wstąpionej natury. Zwany inaczej
Sz’china Esz albo 9 warstwą ludzkiego DNA, jest to Płomień dostępny
wszystkim bez względu na płeć. Poniżej oferuję transkrypcję bardzo
osobistej wypowiedzi samego Lee Carroll na temat samouzdrowienia,
którego doświadczył, właśnie używając tego Płomienia. Cytowany fragment
pochodzi z audycji Kręgu Dwunastu z dnia 30 grudnia, 2020 roku.
[Monika
Muranyi]: Lee, czy nie zechciałbyś podzielić się z nami twoim własnym
doświadczeniem z użyciem Fioletowego Płomienia Saint Germaina?
[Lee
Carroll]: Wcześniej nic na jego temat nie słyszałem, nie wiedziałem, co
to takiego. Prawdę mówiąc, nawet nie miałem ochoty się na tent temat
niczego dowiadywać, gdyż to, o czym za chwilę się z wami podzielę,
zdarzyło się, ZANIM w moim życiu pojawił się Kryon. Często pewne
wydarzenia wiodą nas do wydarzeń, które mogą przywieść nas do jeszcze
innych, bardziej doniosłych doświadczeń torując nam drogę do
późniejszego uzmysłowienia sobie pewnych rzeczy. Moim zdaniem dzieje się
tak, gdyż doświadczywszy cudu, łatwiej nam pewne sprawy przyjąć do
wiadomości. Tak, sam doświadczyłem cudu we własnym życiu, choć nieczęsto
o tym opowiadam, ponieważ słyszałem jak o takich cudach odpowiadają
inni i nie całkiem mi się to podoba. Wydaje mi się, że bierzecie udział w
audycjach z Kryonem niekoniecznie dlatego, żeby słuchać o
doświadczeniach innych. Przyłączacie się do tych audycji prawdopodobne,
aby dowiedzieć się o alternatywnych sposobach uzdrawiania, aby usłyszeć
informacje, które mogą stać się pomocne w waszym własnym życiu.
A
teraz chcę opowiedzieć wam, jak się sam uzdrowiłem. Większość o tym nie
wie, większość o tym nie wie. Bardzo niewielu wie, że całe życie, czyli
mniej więcej ostatnie 40-45 lat albo i dłużej miałem poważne kłopoty z
oczami. Przeszedłem 7 operacji, kilkakrotnie zrywała się mi siatkówka. Z
obu oczu usunięto mi rogówkę. Miałem dwa przeszczepy, gdyż pierwszy się
nie przyjął i stąd możecie się teraz zastanawiać: „No dobra, Lee, no to
jak ty teraz w ogóle widzisz?” Odpowiedź: Teraz mam świetny wzrok! Jest
to doprawdy cud; nawet moi lekarze są przekonani, że to, że w ogóle
widzę, zakrawa na cud. Przecież nie raz odklejała mi się siatkówka i
brzękła rogówka, miałem wszelkie możliwe kłopoty z oczami, a teraz widzę
naprawdę świetnie.
Na
samym początku, kiedy po raz pierwszy odkleiła mi się siatkówka, kiedy
po raz pierwszy przeszczepiono mi rogówkę, cały tydzień musiałem leżeć
pod kątem tak, aby oczy samoistnie napełniły się moim własnym osoczem.
Położono mnie wtedy w namiocie z tlenem. Brr, nawet nie chcę o tym sobie
przypominać, gdyż to wciąż wywołuje u mnie dreszcze. Kiedy nareszcie po
tym wszystkim wróciłem do domu, jak się możecie sami domyślać,
widziałem niewiele. Obawiano się nawet, że część opuchlizny może już
nigdy nie opaść. Zresztą tego rodzaju operacjom zwykle towarzyszy
opuchlizna, nie jest to nic dziwnego. Wtedy moją żoną była Jan Tober,
moja duchowa partnerka w pracy z Kryonem. Wciąż łączy nas wiele
wspólnego i do dzisiaj kocham tę kobietę za wszystko, co w moje życie
wniosła. Nawiasem mówiąc, jeśli nic wam na ten temat nie wiadomo, to ona
wniosła w moje życie Kryona, Nie można rozmawiać o Kryonie bez wyrazów
uznania dla wkładu Jan Tober. Jeśli macie ochotę, możecie odwiedzić jej
stronę: http://www.jantober.com
Jan
robi wspaniałe rzeczy, czyta informacje w DNA, jest bardzo aktywna. Ona
jest jasnowidzem, chociaż kiedy byliśmy razem nie doceniałem jej
talentów, mówiąc: „Lepiej mi nic o tych twoich czarach-marach nie
wspominaj!” Wtedy te sprawy były mi zupełnie obce.
Po
operacji jednak podszedłem do jej „czarów-marów” bardziej przychylnie.
Nie wiem, czy doświadczaliście czegoś podobnego w waszym życiu? Kiedy
jest się chorym, czy ma się inne kłopoty, chwyta się wtedy rzeczy,
których inaczej nigdy by się nie spróbowało. Och, a ja wtedy byłem w
prawdziwych opałach, rozumiecie? Nawet nie wiedziałem, czy jeszcze
kiedykolwiek w życiu będę normalnie widział. Nie wiedziałem, czy nie
stracę wzroku na zawsze. W tamtych czasach przeszczep rogówki był bardzo
poważną operacją, prócz tego, był to zabieg bardzo bolesny. Musiałem
bardzo uważać, żeby nawet nie kichnąć! Sam już dokładnie nie pamiętam,
jakie to były dla mnie ciężkie czasy, ani nie mam pojęcia, jak się z
tego wszystkiego wykaraskałem, ale po powrocie ze szpitala do domu
widziałem bardzo słabo. Lekarze mówili mi tak: Nie możemy powiedzieć,
kiedy opuchlizna przejdzie w samym środku oka, tam, gdzie ogniskuje się
obraz, tam można ingerować skalpelem, ale jeśli naruszy się plamkę
żółtą, to koniec. A ja widziałem bardzo słabo”.
To
Jan zaznajomiła mnie z Filetowym Płomieniem Saint Germaina. Sam na ten
temat nie wiedziałem nic, ale ona zapewniła mnie, że jest to coś co
faktycznie istnieje: „Sama ręczę za jego skuteczność, moi znajomi też go
używają; Lee, on działa”. Zapytałem się wtedy: „W porządku, ale jak go
używać?” Na co odparła: „Wzywając Saint Germaina i the Fioletowy Płomień
uruchamia się bardzo precyzyjny protokół uzdrawiania, który nawet
odmienia całe życie”. Na co odpowiedziałem jej: „Jak to możliwe, żeby
wezwanie świętego miało jakiś wpływ na cokolwiek?” [Jan i Lee byli
Protestantami, więc zwracanie się do świętych było im obce, ale Saint
Germain jest świętym tylko z nazwiska, o ile mi wiadomo, nie wchodzi w
poczet świętych rozpoznawanych przez kościół katolicki – przyp. tłum.]
Ona wtedy powiedziała mi, jak to się robi a dzisiaj sam tego nauczam.
Jak
wam wiadomo, świadomość jest bardzo interesująca i współpracuje z
ciałem fizycznym. Właśnie tego przecież obecnie nauczam, jak zresztą
uczy tego wielu innych uzdrowicieli. Wtedy miałem niewiele do stracenia i
choć nie dawałem wiary w efektywność inwokacji, to skrycie miałem
nadzieję, że mi jakoś pomoże. Zacząłem więc regularnie inwokacje Saint
Germaina i Fioletowy Płomień, stosując jednocześnie odpowiednie
afirmacje. Zwracałem się wtedy bezpośrednio do ciała, a wcale nie do
Boga: „Ciało, pragnę poczuć uzdrawiające efekty Filetowego Płomienia.
Niech ten Płomień we mnie wejdzie, niech uzdrowi moje oczy i wzrok. Chcę
zniknięcia opuchlizny przyczyniającej się do pogorszenia wzroku. Chcę
znowu widzieć normalnie, chcę przywrócenia ostrości obrazu. Choć już
teraz jakoś widzę, chcę jednak poprawy ostrości obrazu i przywrócenia
normalnego wzroku”.
Jednym
ze sposobów, w który sprawdzałem poprawę wzroku, to po obudzeniu
otwierałem okno i jeszcze leżąc patrzyłem na szereg świateł drogowych wzdłuż ulicy sprawdzając, jak wyraźnie je widzę. Szczerze mówiąc, tuż po
wyjściu ze szpitala światła te były tylko rozmazaną smugą. Kiedy
zacząłem używać Fioletowego Płomienia, stopniowo zaczynałem je widzieć
coraz bardziej wyraźnie, aż pewnego dnia światła wszystkich skrzyżowań
zobaczyłem jak ostre czerwone punkciki. Odzyskałem wzrok 20/20. Nigdy
tego dnia nie zapomnę! Fioletowy Płomień zadziałał!
Kiedy
podczas wizyty u lekarza zapytałem, czy często się zdarza, żeby
opuchlizna gałki ocznej mijała, lekarz odparł: „Bardzo często ona nigdy
nie schodzi, Lee”. O moim przypadku więc lekarze zwykle mówią: „Ale z
pana szczęściarz, panie Carroll”.
Dlatego
teraz w studio wiszą fioletowe zasłony. Opowiedziana historia traktuje o
uzdrowieniu, więc lubię ją opowiadać wszystkim, którzy chcą jej
wysłuchać. Wiem, jest to opowieść o mnie, a o sobie się nie powinno
opowiadać, ale w tym przypadku mam nadzieję, że wyniesiecie z tego
opowiadania coś konstruktywnego dla siebie samych. Te rzeczy naprawdę
działają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz