Strony

środa, 28 października 2020

Miłość do Siebie


 Miłość do Siebie
Jam jest Echnatara.
Być może pamiętasz mnie z historii opowiedzianej przez Althara, kiedy mówił o uwalnianiu atlantyckiej traumy. Za-prosił mnie bym opowiedziała ci o tym, co wydarzyło się w moim ostatnim życiu na Atlantydzie i na tyle, na ile to możliwe, po jego zakończeniu. Nie wcielałam się od tamtego czasu i muszę przyznać, że wyrażanie się w ludzkim języku nie jest już dla mnie łatwe. Lecz smok - jak go wtedy zwykliśmy nazywać - zapewnił mnie, że ty, drogi czytelniku, będziesz potrafił odnieść się do moich słów na poziomie, który dalece wykracza poza ich czysto dosłowne znaczenie. Tak więc z radością przyjmuję to zaproszenie i mam na-dzieję, że moja historia będzie dla ciebie interesująca i inspirująca.
Dorastałam w tej samej społeczności co Althar. Podobnie jak on, szybko zaczęłam odczuwać, że jestem inna niż członkowie wspólnoty, że tak naprawdę do nich nie przynależę. Prawdopodobnie wielu ludzi czuje to w młodym wieku, ponieważ bycie w ciele jest w rzeczywistości czymś bardzo nienaturalnym. Jednak większość zdaje się po prostu ignorować to uczucie. Zadomawiają się oni w środowisku, w którym się znajdują i skupiają na potrzebach i radościach ludzkiego życia, zamiast ulegać temu osobliwemu uczuciu obcości.
Nasza społeczność skupiała się na badaniu możliwości wykorzystania energii. Ta fundamentalna postawa bardzo dobrze nam służyła. Zdobyliśmy głęboki wgląd w rytmy przyrody i nauczyliśmy się ich umiejętnie używać do produkowania jedzenia w obfitości. Wynaleźliśmy również wiele pomocnych technologii, które uprościły nasze co-dzienne życie.
Moją naturą nie była jednak natura badacza. Podchodziłam do życia raczej w sposób intuicyjny. Po prostu nie mogłam odnieść się do tego gorącego pragnienia innych, aby wszystko zrozumieć. Chociaż widziałam wyniki badań i analiz natury, a nawet czerpałam z nich korzyści, czułam, że coś tam było „nie tak”. Wydawało mi się, że we wszystkich tych projektach badawczych brakowało istotnej części, ale nie potrafiłem powiedzieć, czym ona była.
Na tym polega problem z intuicyjnością: Często zdarza się, że nie możesz wyrazić tego, co po prostu wiesz i sam nawet nie potrafisz tego ogarnąć. Zwłaszcza jeżeli jeszcze jesteś młody i nie nauczyłeś się sobie z tym radzić, wtedy bycie intuicyjnym nie jest łatwe, a czasami nawet prowadzi do problemów z innymi ludźmi.
W tamtym czasie, w naszej społeczności był dość młody „Mistrz Energii”, który był dziesięć lat starszy ode mnie. Odrodził się, przynosząc ze sobą wiele wiedzy i talentów, które miał już w swoim poprzednim życiu. Szczególnym jego darem była klarowność, która pomagała mu zrozumieć nawet najbardziej złożone okoliczności. Mając niezwykle sprzyjające warunki, był w stanie bardzo szybko rozwinąć swoje umiejętności i w efekcie stał się najmłodszym Mistrzem Energii, jakiego kiedykolwiek miała ta społeczność. Jak można się domyślić, na imię mu było Althar.
Na pierwszy rzut oka Althar wydawał się być wzorem idealnego badacza. Wyglądało na to, że został stworzony po to, by służyć przede wszystkim interesom społeczności i pracować nad lepszym zrozumieniem energii. Wydawało się, że czeka go wspaniała przyszłość.
Jednak mimo, tych pozornie idealnych okoliczności, często panowała wokół niego aura niepokoju. Prawdopodobnie to właśnie jego talenty były powodem, dla którego dość wcze-śnie zaczął kwestionować metody pracy w społeczności. Samo badanie sposobu ekspresji energii było dla niego drugorzędne. Posiadał natomiast głęboką intuicję i przekonanie, że musi istnieć jakieś źródło energii. Źródło wszelkiej energii, jeszcze zanim podzieliła się ona na różne rodzaje. Znalezienie tego źródła było tym, co tak naprawdę go interesowało i do czego dążył. Jednak po prostu nie udało mu się wzbudzić tej samej pasji, ani nawet zainteresowania innych, jakie żywił do tego tematu.
Brałam udział w wielu spotkaniach, podczas których Althar opowiadał wspólnocie o swoim przeczuciu i chęci całkowitego poświęcenia się tym poszukiwaniom. Ale nie po-siadał on nic, by to uzasadnić! Nie miał nam nic do pokazania. Nie mógł nawet obiecać jakiejś korzyści dla wspólnoty, gdyby znalazł to źródło. I po co komu źródło energii, skoro energia była wszędzie dostępna?
Musisz zrozumieć, że nie mieliśmy żadnych ograniczających nas wierzeń religijnych, a powszechnym przekonaniem o świecie było to, że wszystko jest energią i że energia nieustannie zmienia się z jednej formy w drugą. Wydawało się to oczywistym faktem, który mógł potwierdzić każdy, kto miał oczy. A ta transformacja energii miała miejsce na-wet w kolejnych etapach życia, jak to udowodnił młody wcielony Mistrz Energii swoim własnym istnieniem.
Tak więc Althar był coraz bardziej sfrustrowany i stawał się coraz bardziej irytujący dla całej społeczności. W tym czasie mogłam doskonale odnieść się do jego stanu bycia. Jego idea źródła energii nie do końca mnie pociągała, jednak podzielałam jego przekonanie, że musi być coś poza grą energii. Skąd inaczej czułabym się tak obco będąc w tych energiach?
Pewnego dnia Althar oświadczył społeczności, że chce pozo-stać sam na dłużej w górach. Chciał być całkowicie odizolowany, by nie miały na niego wpływu żadne idee, wierzenia, ani przymus stosowania się do ustalonych w społeczności zasad. Dopiero wtedy, taką miał nadzieję, mógł przeniknąć poza energię.
Społeczności spodobał się ten pomysł. Zgodzili się od razu, ponieważ było to dobre dla wszystkich. Althar byłby nieobecny i już nie zakłócałby życia społeczności. Gdyby mu się udało, cóż, być może byłoby to przydatne dla wszystkich. Gdyby mu się nie udało, mógłby wrócić i ponownie
przyjąć rolę Mistrza Energii. W każdym razie istniała nadzieja, że uwolniłby się od swojej obsesji.
Ustalono, że co dziesięć dni ktoś będzie wędrował do jego chaty, aby przynieść jedzenie, unikając jakiejkolwiek z nim interakcji. Kiedy zadano pytanie, kto chciałby zadbać o zaopatrzenie, moja ręka uniosła się jakby sama. Nawet o tym nie pomyślałam. To po prostu było słuszne.
Ten moment był początkiem naszej wspólnej podróży, choć wtedy ani on, ani ja nie mieliśmy pojęcia, dokąd nas to zaprowadzi. Althar był po prostu szczęśliwy, mogąc oddać się realizacji swojego marzenia odnalezienia źródła energii, a ja byłam szczęśliwa mogąc wspierać kogoś, z kim czułam pewną więź. Tego samego dnia Althar wyruszył w góry. Nic nie mogło go już dłużej zatrzymać w wiosce.
Moje życie też zaczęło się całkowicie zmieniać. A raczej moje wewnętrzne życie się zmieniło. Mimo, że minęło sporo czasu, zanim Althar i ja zaczęliśmy ze sobą rozmawiać, byłam z nim, w pewien sposób, nieustannie. Zawsze czułam go w chacie, czułam wzloty i upadki jego nastrojów. Mimo, że wędrówka do chaty zajmowała pół dnia, odległość nie miała wpływu na moją zdolność odczuwania go.
Uderzające było zwłaszcza to, że jak tylko wchodziłam do niego na górę, co dziesięć dni, odczuwałam rosnącą we mnie klarowność. Nie chodziło o to, że nagle odnalazłam radość w nauce czy badaniach; wciąż nie miałam ochoty na mierzenie, rozwijanie czy testowanie modeli. Ale pozostając z nim w połączeniu, stworzyłam również połączenie z jego klarownością. Znacznie ułatwiło mi to rozpoznanie różnych odczuć mojej własnej wewnętrznej istoty. Do tej pory często mieszały się one ze sobą, co sprawiało, że byłam zdezorientowana, a nawet sfrustrowana. Nie wiedziałam w jaki sposób moja klarowność została wzmocniona, nie obchodziło mnie dlaczego tak się stało, ale bardzo podobały mi się efekty.
Później lepiej zrozumieliśmy to zjawisko i nazwaliśmy je zasadą promieniowania. W pewien sposób człowiek świadomy siebie zmienia z oddali nie tylko przestrzeń wokół siebie, ale i ludzi, którzy są z nim związani. Powoduje, że chmury ich emocji i myśli rozpuszczają się niczym mgła w porannym słońcu. Obecność jest zaraźliwa i w naturalny sposób przynosi klarowność.
Jak już wspomniałam, wydawało mi się, że stale uczestniczę w jego staraniach i nastrojach. Dlatego też czułam, że jestem dla niego ważnym wsparciem, nawet jeśli chodziłam do niego tylko co dziesięć dni. On jednak nie zdawał się tego zauważać i najwyraźniej nawet nie zarejestrował mnie jako osoby. Zgodnie z umową miałam odkładać zapasy na pięćdziesiąt kroków przed chatą, żeby mu nie przeszkadzać. Jednak, jak tylko mnie widział z daleka, albo wycofywał się do swojej chaty, albo szedł na górę.
Mimo to, zawsze lubiłam do niego chodzić. Byłam bliżej niego niż przez pozostałe dziewięć dni i jeszcze wyraźniej odczuwałam wpływ jego obecności. Poza tym mogłam zostawić wspólnotę i codzienność za sobą, a tym samym z dystansem zastanowić się nad moją rolą w życiu.
Po kilkunastu dziesięciodniowych cyklach zauważyłam rozwijającą się wokół chaty ciężkość, która w ciągu następnych kilku tygodni stawała się coraz bardziej wyraźna. Tak bardzo, że zaczęłam martwić się o stan umysłu Althara. Do tej pory nie kontaktowaliśmy się. Nie rozmawialiśmy ze sobą, nie mieliśmy żadnego kontaktu wzrokowego, ani na-wet nie pozdrawialiśmy się z daleka. Chociaż rozumiałam i szanowałam jego wybór, ta ciemna emocjonalna chmura, która unosiła się wokół chaty powodowała u mnie coraz większy dyskomfort. Co mogłam zrobić?
Pewnego dnia, odważnie, zamiast po prostu rozpakować plecak w stałym miejscu i natychmiast zawrócić, usiadłam i udawałam wyczerpaną. Siedząc tam, rozszerzyłam własne pole energetyczne i ogarnęłam ciemną chmurę, w tym chatę. Byłam bardzo zaskoczona, gdy poczułam ruch, który nagle pojawił się w mroku! To było jak wietrzenie dusznego pokoju, wiedziałam więc, że robię to, co należy. Siedziałam tam przez chwilę i byłam wdzięczna, że mogłam zwrócić choć część tego, co otrzymałam w ciągu ostatnich kilku miesięcy dzięki jego obecności.
W jakiś sposób to wydarzenie stało się punktem zwrotnym, nie tylko dla mnie, ale i dla niego. Później Althar po-wiedział mi, że w tamtym czasie był w stanie całkowitego wyczerpania. Wszędzie szukał źródła energii, nie znajdując po nim najmniejszego śladu. W swoim rozczarowaniu zaczął z siebie kpić, bo co miałby oznaczać jakiś tytuł „Mistrza Energii”, skoro nie wiedział nawet skąd pochodzą te energie? Jego poszukiwania doprowadziły go do izolacji i cierpienia. Dalej przyszłoby załamanie psychiczne, a następnie szaleństwo. Kontynuowanie jego poszukiwań w tej formie nie miało żadnego sensu. I mimo, że było to dla niego trudne, ostatecznie, po długiej walce, zdecydował się poddać. Porzucił ideę źródła energii.
W tym momencie, jak mi opowiedział później swoją wersję tego zdarzenia, kiedy podjął tę decyzję, zaczął się odprężać - po raz pierwszy od tylu lat! W tym samym czasie poczuł, jak cała atmosfera wokół niego rozjaśnia się. I nagle, jak gdyby znikąd, pojawił się w nim wgląd. Stało się jasne, że szukał źródła energii wszędzie poza sobą, ale ni-gdy wewnątrz! To było jedyne miejsce, którego jeszcze nie zbadał. To uświadomienie dało mu nową nadzieję, a jego pasja natychmiast powróciła. Kontynuował swoje poszukiwania w tym zupełnie nowym kierunku. Któż mógł wiedzieć, co jeszcze można tam odkryć? Kiedy uświadomił sobie tą przełomową myśl, spojrzał przez okno chaty i zobaczył, że właśnie wstaję po mojej „przerwie” i wracam do wioski.
Być może był to tylko przypadek, może ten pomysł i tak by mu przyszedł do głowy, a być może pomogła mu w tym moja wspierająca, przyjazna energia. Ostatecznie, to nie ma znaczenia. Ale od tego momentu zmienił się. Nie wiedziałam, że mnie obserwował gdy wychodziłam, ale z jakiegoś powodu wracając do wioski miałam wielki uśmiech na twarzy.
Podczas moich dwóch kolejnych wizyt w ogóle go nie widziałam, ale atmosfera wokół chaty stała się znacznie lżejsza. Następnie, gdy podczas kolejnej wizyty zobaczy-łam chatę, zobaczyłam jak siedzi na zewnątrz i opiera się o duży głaz. Wydawał się być całkowicie spokojny. Tym razem nie uciekł, tylko uśmiechnął się do mnie i dał znak, żebym do niego podeszła. Z każdym krokiem widać było, że stało się z nim coś niezwykłego. Nie wiedząc co robić, po prostu usiadłam obok niego i cieszyłam się wspaniałym widokiem na dolinę. Po chwili zapytał: „Jak masz na imię?”
„Nazywam się Echnatara,” odpowiedziałam.
„Echnatara - ta, która stwarza istnienie. Piękne imię.”
„Tak. Bardzo mi się to podoba.”
Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy.
„Echnatara,” powiedział, patrząc na mnie swoimi ciemnymi oczami.
„Tak?”
„Dziękuję. Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłaś.”
Przytaknęłam z uśmiechem.
Mimo że byłam bardzo ciekawa, nie spytałam go, co go tak bardzo zmieniło. Nie chciałam zakłócać cennej ciszy, która nam towarzyszyła. Siedzieliśmy więc razem przez chwilę i po prostu patrzyliśmy w dolinę. Kiedy nadszedł czas mojego powrotu spojrzeliśmy sobie w oczy i odeszłam. To było nasze pierwsze prawdziwe spotkanie. Padło tylko kilka słów, jednak tak wiele się wydarzyło.
Kiedy wróciłam do domu podjęłam decyzję. Cokolwiek to było, czego doświadczył Althar, chciałam doświadczyć tego samego! Transformacja, którą przeszedł była tak głęboka i słuszna, że wiedziałam, że będzie ona odpowiednia również dla mojego życia. Zaufałam swojej intuicji.
Następnych dziesięć dni trwały niczym wieczność. Pragnęłam go znowu zobaczyć. Może tym razem Althar zechce opowiedzieć coś o swojej podróży? W każdym razie, chciałam wyrazić moje szczere zainteresowanie jego doświadczeniami.
Kiedy wreszcie minęło dziesięć dni i dotarłam do jego chaty, byłam przerażona widząc otwarte drzwi i Althara leżącego na podłodze. Pobiegłam do niego, obawiając się, że mógł umrzeć. Kiedy zbliżyłam się do jego ciała, ucieszyłam się, że oddycha, choć był nieprzytomny. Mimo tej trudnej sytuacji, byłam pewna, że wszystko będzie w porządku. Wiedziałam, że nie muszę go dotykać, ani skropiać jego twarzy wodą, ani nic podobnego. Usiadłam więc obok niego i czekałam. I czekałam. I czekałam. Po kilku godzinach, gdy zapadł już zmrok, obudził się i rozejrzał zdezorientowany. Nie wiedział, gdzie jest. Kiedy mnie zobaczył, jakby sobie przypomniał. Jego oczy powie-działy mi, Echnatara, proszę, weź mnie w ramiona. I tak zrobiłam.
Kilka miesięcy później, po tym jak przeżyłam podobne transformujące doświadczenie, opowiedział mi, czego do-świadczył, leżąc wtedy nieprzytomny na podłodze. Był w środku swojej Jaźni, w towarzystwie swojego drogiego przyjaciela, smoka. Althar uświadomił sobie ogrom wszechświata, bezgraniczne potencjały i możliwości kreacji. Przypomniał sobie marzenie, o którym śnił razem z wieloma innymi istotami: marzenie o ucieleśnionym wzniesieniu. A smok ponaglał go, by dokonał wyboru: wyboru, czy zrezygnować z ludzkiego ciała, czy wrócić do niego i żyć marzeniem swojej Jaźni w rzeczywistości fizycznej. Nie mógł dłużej zwlekać z tą decyzją, im dłużej pozostawał poza swoim ciałem, tym trudniej byłoby mu do niego wrócić.
Drogi czytelniku, ponieważ przeszłam bardzo podobne do-świadczenie jak Althar, muszę przyznać, że nie da się opisać jak trudny jest ten wybór dla istoty. Wspaniałość i piękno w Jaźni i w innych rzeczywistościach są po prostu zbyt oszałamiające. Pokusa, by ponownie żyć bez ograniczeń, potrzeb i bólów ciała i wrócić do domu, jest tak wielka, że człowiek nie może sobie tego wyobrazić. Jeśli doświadczyłeś ograniczonej ludzkiej egzystencji, potem znalazłeś drogę do domu i uświadomiłeś sobie swoją własną jedność, to dlaczego miałbyś ponownie przyjąć ludzką formę?
Mogę się jedynie domyślać, że było to jeszcze trudniejsze dla Althara niż dla mnie, ponieważ jego Jaźń była jedną z tych, które podtrzymywały marzenie o ucieleśnionym wzniesieniu. Dlatego też poczuł się związany obietnicą, którą Jaźnie złożyły sobie nawzajem w tamtym czasie. Obietnicą, by pomóc innym ludziom w ich wzniesieniu. I chociaż pamiętał o niej, jednocześnie wątpił, że pomoc jest w ogóle możliwa. Bo jak można było przekazać coś tak wszechogarniającego jak „Jesteś kreacją”?
Następnie smok zaprosił go, by spojrzał na niemożliwą do opisania panoramę potencjałów. Były one wokół niego niczym gwiazdy na nocnym niebie. Smok zachęcił go, aby skupił swoją uwagę na małym, maleńkim punkcie w tej panoramie i nurkował w niego coraz głębiej. Kiedy to zrobił, zaczął rozpoznawać w nim nasze rodzime góry, potem swoją chatę, potem swoje ludzkie ciało, które leżało na podłodze. W końcu zobaczył mnie siedzącą obok niego i zaniepokojoną. To był ten moment, w którym zdecydował się wrócić. „Przynajmniej powinienem spróbować”, pomyślał. I tak zrobił.
Trochę czasu zajęło mu dostosowanie się do ludzkiej rzeczywistości. Można by pomyśleć, że dla istoty, która tak bardzo otworzyła swoją świadomość, życie w fizyczności będzie łatwe i przyjemne. Wcale nie! Wręcz przeciwnie, ponieważ nie tylko trudno znieść ludzi i ich sposób bycia, ale również własne ciało posiada nadal tak wiele głęboko zakorzenionych uwarunkowań i wzorców, które nie znikają nagle, nawet jeśli nie są już potrzebne. Ciało jest naczyniem biologicznym, za-projektowanym tak, aby mogło przetrwać przez długi czas. Nie zmienia się ono natychmiast, tylko dla-tego, że jego lokator zyskał szerszą perspektywę. Adaptacja ta wymaga czasu i często jest nieprzyjemna. A tak przy okazji, jest to główny powód, dla którego rozwój duchowy jest często tak trudny i towarzyszy mu tak wiele wzlotów i upadków.
Althar rozpoznał tę sytuację intuicyjnie i pozostał w cha-cie przez dłuższy czas, aby mógł oswoić się ze swoim nowym stanem i dać swojemu ciału czas potrzebny na przy-stosowanie się, zanim wróci do wspólnoty. Jednocześnie Althar zaczął aktywnie towarzyszyć mi w mojej własnej podróży.
Bycie świadkiem rozwoju Althara było dla mnie błogosławieństwem, dzięki temu mój własny przebiegł znacznie płynniej. Nawet w trudnych momentach zawsze wiedziałam, że nie podążam za jakąś fantazją. Ułatwiał mi to, nigdy niczego nie wyjaśniając. Wiedział, że używanie słów będzie tylko tworzyć oczekiwania, a oczekiwania mają tendencję się realizować. Wiedział też, że mój charakter bardzo różni się od jego. Nie byłam typem naukowca i nie interesowały mnie abstrakcyjne wyjaśnienia moich własnych doświadczeń.
Więc zamiast rozmawiać, po prostu siedzieliśmy razem i utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy. To był najbardziej naturalny sposób, w jaki mogliśmy dzielić się swoją obecnością. Kiedy wchodził w swoją obecność, energie wokół niego zmieniały się i pojawiało się coś na kształt bańki, która nas obejmowała. Przebywanie w niej było jak bycie w zupełnie innej rzeczywistości. Wtedy z łatwością harmonizowałam się z nim i mogłam osiągnąć bardzo podobny stan obecności. W rezultacie powstawała swego rodzaju spirala w górę, w której oboje mogliśmy się otwierać coraz bardziej i bardziej. I to było po prostu piękne.
Althar powiedział mi, że smok często robił z nim tego typu ćwiczenia. Albowiem, kiedy jesteś gotowy puścić i otworzyć się, bardzo pomaga, gdy w pobliżu znajduje się kochająca istota. Althar przyjął więc dla mnie tę samą rolę, jaką odegrał dla niego smok.
Pewnego dnia, kiedy razem robiliśmy to ćwiczenie w chacie, po raz pierwszy sama poczułam smoka. Stary, po-myślałam, jest tak stary. Ten smok umie czekać. Rok po roku. Tysiące lat. Nieruchomy. Czeka. Obserwuje. Akceptuje. Akceptuje wszystko. A kiedy nadchodzi czas, startuje. Rozkłada skrzydła i leci. I teraz jest tutaj.
Nagle smok zabrał nas ze sobą i polecieliśmy razem w trójkę. Zostawiliśmy za sobą świat, a nawet rzeczywistość fizyczną. Potem, nagle, smok obrócił się wokół własnej osi i zanurkowaliśmy w ocean kolorów. Kolorów, które nie istnieją na Ziemi. Kolorów z płynącego, promiennego światła. Układały się w coraz to nowe wzory i formacje. Nabierały głębi i tworzyły widoki. Reagowały na każdy ruch smoka. To było zapierające dech w piersiach piękno, w dosłownym tego słowa znaczeniu.
Kiedy w końcu wróciliśmy do rzeczywistości fizycznej, byłam oszołomiona i ledwo mogłam złapać oddech. Trochę mi zajęło, żeby się pozbierać. Wtedy zapytałam Althara: „Powiedz mi, czy można umrzeć z powodu piękna?”
Spojrzał w sufit, a potem spojrzał na mnie. „Tak”, powie-dział. „Z łatwością. Musisz mieć naprawdę dobry powód, by po do-świadczeniu takiego piękna, chcieć tu wrócić”.
Przytaknęłam. „Dobrze więc, że mam powód.” Wzięłam jego ręce w swoje. „Obiecaj mi, Althar... że nie odejdziesz beze mnie”.
„Tak, obiecuję.” Powiedział. Potem spojrzał do wnętrza i po-wiedział jakby do siebie: „Obiecałem to już dawno temu.”
Kiedy Althar był gotowy, by wrócić do wspólnoty, razem przeprowadziliśmy się do małej świątyni, którą nazwaliśmy „Świątynią Piękna”. Inni zauważyli, że Althar bardzo się zmienił, ale większość z nich przypisała to temu, że najwyraźniej się we mnie zakochał. Żartowali między sobą, bo sami znali to szczególne „Źródło Energii”. Ale to nie był złośliwy żart. Wszyscy byli zadowoleni, że Althar wrócił i że ma się dobrze.
Althar sam potwierdzał te przypuszczenia, ponieważ dzięki temu nie musiał nikomu wyjaśniać, co się z nim faktycznie stało. Po prostu dalej badał możliwości wykorzystania energii, jednak teraz z szerszej perspektywy. Bardzo po-woli zaczął inspirować tych, którzy odwiedzali świątynię, by wchodzili do swojego wnętrza. Koncepcja badania własnej świadomości była tak obca dla większości odwiedzających, że musiał bardzo uważnie rozpoznawać, kto jest na to gotowy. Z czasem jednak pojawili się tacy, którzy uważali, że Althar jest inny w intrygujący sposób. Byli zaciekawieni i coraz bardziej otwierali się na niego i jego subtelne instrukcje.
Althar i ja kontynuowaliśmy również nasze wspólne ćwiczenia i podróże do innych krain życia, dzięki czemu przyzwyczailiśmy się do poszerzonych stanów świadomości. Podróże te były dla mnie idealnym przygotowaniem do tego, co miało nadejść. W pewnym sensie „rozciągnęły” wszystkie moje założenia dotyczące rzeczywistości, albo po prostu je rozpuściły.
Pewnego dnia, kiedy siedziałam sama w świątyni w stanie czystej świadomości, nagle poczułam, jak wpadam w siebie. Kiedy tak spadałam i spadałam, wszystko na zewnątrz zanikało. I wtedy zdałam sobie sprawę, że w ogóle nie spadam. Nie było nic, co mogłoby upaść, bo nie miałam ciała! Nie miałam centrum! A jednak byłam świadoma swojego istnienia. Było to moje istnienie przed wszelkimi zewnętrznymi przejawami.
I wtedy wydarzyła się najpiękniejsza rzecz: Pojawiła się wszechogarniająca miłość mojego istnienia. Miłość ode mnie do mnie. Nie było niczego, do czego mogłabym tę miłość skierować, nic, co by ją do mnie wysłało. Ta miłość po prostu tam była. Moja miłość. To byłam ja. Istniałam przed wszystkim, będąc zarazem zakochana w sobie. Co za niesamowite przeżycie!
Kiedy poddałam się własnej miłości do siebie, nagle uświadomiłam sobie wszystko, czym kiedykolwiek byłam i czym kiedykolwiek mogłam być. Wszystko to było moim prawdziwym Ja, moją Jaźnią. To było moje prawdziwe Ja w ekspresji, doświadczające samego siebie. Wyraźnie zobaczyłam polaryzację w kreacjach i spowodowane przez nią ograniczenia. I zobaczyłam też inny sposób istnienia i wyrażania się poza polaryzacją, poza przeciwieństwami. To właśnie tam chciałam pójść! Ale wtedy przypomniałam sobie o Altharze i to, co on dla mnie zrobił. Przypomniałam sobie misję, której się podjął. Odłożyłam więc na później moje pragnienie udania się do tej nowej egzystencji i podjęłam decyzję, by do niego wrócić. Świadomość mojej miłości do siebie pozostała jednak ze mną nawet na Ziemi i nie opuściła mnie do tej pory.
Kiedy Althar zobaczył mnie później tego dnia, od razu wiedział, co się ze mną stało i wpadliśmy sobie w ramiona.
Muszę przyznać, że wróciłam tylko dlatego, że Althar był tak blisko mnie. Nie czułam się zobowiązana, by pomagać innym ludziom w ich drodze, ponieważ miałam głębokie zaufanie, że wszystko rozwija się naturalnie dla każdego człowieka. Jednak bardzo dobrze rozumiałam argument Althara, który twierdził, że człowiekowi, nie mówiąc już o innych istotach, będzie niezmiernie trudno pozbyć się wszystkich rozproszeń i zwrócić się do wewnątrz. Bez natchnienia i bez innych istot, które przejawiły wniesienie, człowiek miałby prawdopodobnie niewielkie szanse. Nawet jemu samemu udało się to tylko dzięki bardzo sprzyjającym okolicznościom.
Być może miał rację. Byłam jednak pewna, że obecność osoby oświeconej może być bardzo pomocna, ponieważ sama tego doświadczyłam. Dlatego wspierałam go najlepiej jak potrafiłam w jego pracy w świątyni.
W następnych latach udało się Altharowi zakotwiczyć intencje w kryształach. Mimo, że powody, dla których to zrobił, były całkowicie szlachetne, zapoczątkowało to zmianę, która w końcu zakończyła się groźbami i przemocą ze strony sąsiednich wspólnot. Pewnego dnia, kiedy Althar był w górach, do naszej wioski przybyła duża grupa napastników. Kiedy ich zobaczyłam od razu wiedziałam, co się stanie. Opuściłam więc fizyczną rzeczywistość jeszcze za-nim zniszczyli Świątynię Piękna i zabili moje ludzkie ciało, a także wszystkich innych członków społeczności.
Mimo, że bardzo chciałam, by Althar poszedł ze mną, szybko zdałam sobie sprawę, że tego nie zrobi. Czuł z daleka, co się stało ze mną i z całą społecznością i był w takim szoku, że zablokował wszystkie moje próby porozumienia się z nim. Wszystko potoczyło się tak gwałtownie, a uczucie wstydu i poczucia winy były tak silne, że natychmiast wy-cofał się do bańki w swojej świadomości.
Cóż mogłam zrobić? Przypomniałam sobie ciemną chmurę, która otaczała jego chatę. Ale teraz to nie emocje go otaczały, ale zasłona jego własnej świadomości. Wpadłam więc na pomysł, by skierować moją miłość do jego mrocznej „bańki wstydu”. Poczułam, jak moja miłość prze-mieniła się w jego bańce, w coś na kształt kryształu. Kryształu, zrobionego z płynnego światła. Po prostu wiedziałam, że prędzej czy później dostrzeże moją miłość i będzie wie-dział, że wciąż jestem z nim związana. Prędzej czy później zrozumie, że ostatecznie nikt nie może wziąć odpowiedzialności za decyzje innych. Prędzej czy później, po prostu ruszy dalej, być może przy odrobinie wsparcia od swojej Jaźni, albo smoka, albo przyszłego ja, albo równoległego strumienia wydarzeń.
I rzeczywiście, tak właśnie się stało. Nie tak dawno temu Athar uwolnił się, przy odrobinie wsparcia. Kto wie? Może pewnego dnia opowie swoją historię własnymi słowami.
Po tym, jak opuściłam swoje ciało, ruszyłam dalej, by do-świadczyć świata poza polaryzacją. Cóż, co mogę o nim opowiedzieć, wiedząc, że Utopia, jak nazywa ją smok, jest tak bardzo różna dla każdej istoty, która tu przychodzi. Tutaj nie ma rytmów, cykli czy powtórzeń, jak to ma miejsce we wszystkich innych światach i na które jest skazana każda istota, gdy do nich dociera. W Utopii wszystko pozostaje nowe i świeże, jeśli ma to dla ciebie jakikolwiek sens. Tutaj po prostu nic nie ginie. A jeśli ludzki umysł zakłada, że po-woduje to ogromną stertę zablokowanych energii i kreacji, to jest w błędzie. W Utopii istnieje ciągła, radosna ekspansja każdej kreacji. Wszystko jest w ciągłym ruchu! My jesteśmy w ciągłym ruchu.
Moja intuicja podpowiada mi, żeby na tym zakończyć i po prostu zaprosić cię byś sam odniósł się do mojej i Althara historii. Tworzenie w dużej mierze opiera się na tym, że istoty mogą odnosić się do doświadczeń zdobytych wcześniej przez innych. Nie ma potrzeby samemu przechodzić przez wszystkie doświadczenia, zwłaszcza te trudne. Jeśli jakaś istota przeżyła już coś, można do pewnego stopnia z nią współodczuwać i iść dalej.
Zatem, być może uda ci się wczuć w miłość, którą w sobie znalazłam. Być może wczujesz się w podróż, którą Althar i ja odbyliśmy. I być może w jakiś sposób poczujesz mnie teraz, istniejącą poza polaryzacją, cieszącą się zupełnie nowymi możliwościami tworzenia. Niezakłócona kreacja, jak nazywa to smok, brzmi trochę sterylnie. Spróbuj jednak poczuć, co by dla ciebie oznaczało, gdyby istniał tylko jeden powód dla wszystkiego, co tworzysz lub doświadczasz: Bo ci się to podoba! Nie po to, by przeżyć. Nie dlatego, że potrzebujesz zrównoważyć jakikolwiek brak.
Nie po to, by się rozpraszać. Ale tylko dlatego, że ci się to po-doba.
Czy może być coś piękniejszego?
Och, i pozwolę sobie wspomnieć, że miłość do siebie na-dal się rozwija. Będąc człowiekiem kiedyś poczułam, że mogła-bym umrzeć z powodu nadmiernego piękna. Jako istota wzniesiona uświadomiłam sobie, że ciągle rozwijające się piękno miłości do siebie jest źródłem życia dla świadomości i samego stworzenia.
Althar, i ci, którzy przyszli przed nim i po nim, oddali ogromną przysługę istnieniu, torując drogę wyjścia poza polaryzację ku nowemu sposobowi istnienia. Zrealizowali oni marzenie swoich Jaźni o ucieleśnionym wzniesieniu i zainspirowali innych, aby uczynili to samo.
Jeśli ty, drogi czytelniku, również jesteś jednym z tych, którzy śnią o tym, to być może nadszedł czas, abyś się obudził ze swego snu i wszedł do środka. Kiedy przyjdzie czas na dokonanie wyboru, proszę rozważ, pomimo wszystkich wyzwań, by pozostać przez jakiś czas wcielonym. Nie po to, aby kogoś uratować, ale po prostu aby swoją obecnością za-inspirować innych do odkrycia ich własnej obecności. Tak jak Althar zainspirował mnie. Tak jak my oboje zainspirowaliśmy innych w Świątyni Piękna.
Bo nawet jeśli dana istota tylko raz doświadczyła obecności lub miłości do siebie, choćby w innym człowieku, to nasiono zostało zasiane i prędzej czy później urośnie i za-kwitnie.
Taka jest naturalna droga.
Jam jest Echnatara, ta, która stwarza istnienie.
- Joachim Wolfram ,,Althar – W Kierunku Utopii”

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witam was kochani, Jam Jest Kryon

  Witam was kochani, Jam Jest Kryon ze służby magnetycznej. Wsłuchajcie się w szelest wiatru i szum morza. Te rzeczy powinny was napełnić ...