Miłość do Siebie
Jam jest Echnatara.
Być
może pamiętasz mnie z historii opowiedzianej przez Althara, kiedy mówił
o uwalnianiu atlantyckiej traumy. Za-prosił mnie bym opowiedziała ci o
tym, co wydarzyło się w moim ostatnim życiu na Atlantydzie i na tyle, na
ile to możliwe, po jego zakończeniu. Nie wcielałam się od tamtego czasu
i muszę przyznać, że wyrażanie się w ludzkim języku nie jest już dla
mnie łatwe. Lecz smok - jak go wtedy zwykliśmy nazywać - zapewnił mnie,
że ty, drogi czytelniku, będziesz potrafił odnieść się do moich słów na
poziomie, który dalece wykracza poza ich czysto dosłowne znaczenie. Tak
więc z radością przyjmuję to zaproszenie i mam na-dzieję, że moja
historia będzie dla ciebie interesująca i inspirująca.
Dorastałam w
tej samej społeczności co Althar. Podobnie jak on, szybko zaczęłam
odczuwać, że jestem inna niż członkowie wspólnoty, że tak naprawdę do
nich nie przynależę. Prawdopodobnie wielu ludzi czuje to w młodym wieku,
ponieważ bycie w ciele jest w rzeczywistości czymś bardzo
nienaturalnym. Jednak większość zdaje się po prostu ignorować to
uczucie. Zadomawiają się oni w środowisku, w którym się znajdują i
skupiają na potrzebach i radościach ludzkiego życia, zamiast ulegać temu
osobliwemu uczuciu obcości.
Nasza społeczność skupiała się na
badaniu możliwości wykorzystania energii. Ta fundamentalna postawa
bardzo dobrze nam służyła. Zdobyliśmy głęboki wgląd w rytmy przyrody i
nauczyliśmy się ich umiejętnie używać do produkowania jedzenia w
obfitości. Wynaleźliśmy również wiele pomocnych technologii, które
uprościły nasze co-dzienne życie.
Moją naturą nie była jednak natura
badacza. Podchodziłam do życia raczej w sposób intuicyjny. Po prostu
nie mogłam odnieść się do tego gorącego pragnienia innych, aby wszystko
zrozumieć. Chociaż widziałam wyniki badań i analiz natury, a nawet
czerpałam z nich korzyści, czułam, że coś tam było „nie tak”. Wydawało
mi się, że we wszystkich tych projektach badawczych brakowało istotnej
części, ale nie potrafiłem powiedzieć, czym ona była.
Na tym polega
problem z intuicyjnością: Często zdarza się, że nie możesz wyrazić tego,
co po prostu wiesz i sam nawet nie potrafisz tego ogarnąć. Zwłaszcza
jeżeli jeszcze jesteś młody i nie nauczyłeś się sobie z tym radzić,
wtedy bycie intuicyjnym nie jest łatwe, a czasami nawet prowadzi do
problemów z innymi ludźmi.
W tamtym czasie, w naszej społeczności był
dość młody „Mistrz Energii”, który był dziesięć lat starszy ode mnie.
Odrodził się, przynosząc ze sobą wiele wiedzy i talentów, które miał już
w swoim poprzednim życiu. Szczególnym jego darem była klarowność, która
pomagała mu zrozumieć nawet najbardziej złożone okoliczności. Mając
niezwykle sprzyjające warunki, był w stanie bardzo szybko rozwinąć swoje
umiejętności i w efekcie stał się najmłodszym Mistrzem Energii, jakiego
kiedykolwiek miała ta społeczność. Jak można się domyślić, na imię mu
było Althar.
Na pierwszy rzut oka Althar wydawał się być wzorem
idealnego badacza. Wyglądało na to, że został stworzony po to, by służyć
przede wszystkim interesom społeczności i pracować nad lepszym
zrozumieniem energii. Wydawało się, że czeka go wspaniała przyszłość.
Jednak
mimo, tych pozornie idealnych okoliczności, często panowała wokół niego
aura niepokoju. Prawdopodobnie to właśnie jego talenty były powodem,
dla którego dość wcze-śnie zaczął kwestionować metody pracy w
społeczności. Samo badanie sposobu ekspresji energii było dla niego
drugorzędne. Posiadał natomiast głęboką intuicję i przekonanie, że musi
istnieć jakieś źródło energii. Źródło wszelkiej energii, jeszcze zanim
podzieliła się ona na różne rodzaje. Znalezienie tego źródła było tym,
co tak naprawdę go interesowało i do czego dążył. Jednak po prostu nie
udało mu się wzbudzić tej samej pasji, ani nawet zainteresowania innych,
jakie żywił do tego tematu.
Brałam udział w wielu spotkaniach,
podczas których Althar opowiadał wspólnocie o swoim przeczuciu i chęci
całkowitego poświęcenia się tym poszukiwaniom. Ale nie po-siadał on nic,
by to uzasadnić! Nie miał nam nic do pokazania. Nie mógł nawet obiecać
jakiejś korzyści dla wspólnoty, gdyby znalazł to źródło. I po co komu
źródło energii, skoro energia była wszędzie dostępna?
Musisz
zrozumieć, że nie mieliśmy żadnych ograniczających nas wierzeń
religijnych, a powszechnym przekonaniem o świecie było to, że wszystko
jest energią i że energia nieustannie zmienia się z jednej formy w
drugą. Wydawało się to oczywistym faktem, który mógł potwierdzić każdy,
kto miał oczy. A ta transformacja energii miała miejsce na-wet w
kolejnych etapach życia, jak to udowodnił młody wcielony Mistrz Energii
swoim własnym istnieniem.
Tak więc Althar był coraz bardziej
sfrustrowany i stawał się coraz bardziej irytujący dla całej
społeczności. W tym czasie mogłam doskonale odnieść się do jego stanu
bycia. Jego idea źródła energii nie do końca mnie pociągała, jednak
podzielałam jego przekonanie, że musi być coś poza grą energii. Skąd
inaczej czułabym się tak obco będąc w tych energiach?
Pewnego dnia
Althar oświadczył społeczności, że chce pozo-stać sam na dłużej w
górach. Chciał być całkowicie odizolowany, by nie miały na niego wpływu
żadne idee, wierzenia, ani przymus stosowania się do ustalonych w
społeczności zasad. Dopiero wtedy, taką miał nadzieję, mógł przeniknąć
poza energię.
Społeczności spodobał się ten pomysł. Zgodzili się od
razu, ponieważ było to dobre dla wszystkich. Althar byłby nieobecny i
już nie zakłócałby życia społeczności. Gdyby mu się udało, cóż, być może
byłoby to przydatne dla wszystkich. Gdyby mu się nie udało, mógłby
wrócić i ponownie
przyjąć rolę Mistrza Energii. W każdym razie istniała nadzieja, że uwolniłby się od swojej obsesji.
Ustalono,
że co dziesięć dni ktoś będzie wędrował do jego chaty, aby przynieść
jedzenie, unikając jakiejkolwiek z nim interakcji. Kiedy zadano pytanie,
kto chciałby zadbać o zaopatrzenie, moja ręka uniosła się jakby sama.
Nawet o tym nie pomyślałam. To po prostu było słuszne.
Ten moment
był początkiem naszej wspólnej podróży, choć wtedy ani on, ani ja nie
mieliśmy pojęcia, dokąd nas to zaprowadzi. Althar był po prostu
szczęśliwy, mogąc oddać się realizacji swojego marzenia odnalezienia
źródła energii, a ja byłam szczęśliwa mogąc wspierać kogoś, z kim czułam
pewną więź. Tego samego dnia Althar wyruszył w góry. Nic nie mogło go
już dłużej zatrzymać w wiosce.
Moje życie też zaczęło się całkowicie
zmieniać. A raczej moje wewnętrzne życie się zmieniło. Mimo, że minęło
sporo czasu, zanim Althar i ja zaczęliśmy ze sobą rozmawiać, byłam z
nim, w pewien sposób, nieustannie. Zawsze czułam go w chacie, czułam
wzloty i upadki jego nastrojów. Mimo, że wędrówka do chaty zajmowała pół
dnia, odległość nie miała wpływu na moją zdolność odczuwania go.
Uderzające
było zwłaszcza to, że jak tylko wchodziłam do niego na górę, co
dziesięć dni, odczuwałam rosnącą we mnie klarowność. Nie chodziło o to,
że nagle odnalazłam radość w nauce czy badaniach; wciąż nie miałam
ochoty na mierzenie, rozwijanie czy testowanie modeli. Ale pozostając z
nim w połączeniu, stworzyłam również połączenie z jego klarownością.
Znacznie ułatwiło mi to rozpoznanie różnych odczuć mojej własnej
wewnętrznej istoty. Do tej pory często mieszały się one ze sobą, co
sprawiało, że byłam zdezorientowana, a nawet sfrustrowana. Nie
wiedziałam w jaki sposób moja klarowność została wzmocniona, nie
obchodziło mnie dlaczego tak się stało, ale bardzo podobały mi się
efekty.
Później lepiej zrozumieliśmy to zjawisko i nazwaliśmy je
zasadą promieniowania. W pewien sposób człowiek świadomy siebie zmienia z
oddali nie tylko przestrzeń wokół siebie, ale i ludzi, którzy są z nim
związani. Powoduje, że chmury ich emocji i myśli rozpuszczają się niczym
mgła w porannym słońcu. Obecność jest zaraźliwa i w naturalny sposób
przynosi klarowność.
Jak już wspomniałam, wydawało mi się, że stale
uczestniczę w jego staraniach i nastrojach. Dlatego też czułam, że
jestem dla niego ważnym wsparciem, nawet jeśli chodziłam do niego tylko
co dziesięć dni. On jednak nie zdawał się tego zauważać i najwyraźniej
nawet nie zarejestrował mnie jako osoby. Zgodnie z umową miałam odkładać
zapasy na pięćdziesiąt kroków przed chatą, żeby mu nie przeszkadzać.
Jednak, jak tylko mnie widział z daleka, albo wycofywał się do swojej
chaty, albo szedł na górę.
Mimo to, zawsze lubiłam do niego chodzić.
Byłam bliżej niego niż przez pozostałe dziewięć dni i jeszcze wyraźniej
odczuwałam wpływ jego obecności. Poza tym mogłam zostawić wspólnotę i
codzienność za sobą, a tym samym z dystansem zastanowić się nad moją
rolą w życiu.
Po kilkunastu dziesięciodniowych cyklach zauważyłam
rozwijającą się wokół chaty ciężkość, która w ciągu następnych kilku
tygodni stawała się coraz bardziej wyraźna. Tak bardzo, że zaczęłam
martwić się o stan umysłu Althara. Do tej pory nie kontaktowaliśmy się.
Nie rozmawialiśmy ze sobą, nie mieliśmy żadnego kontaktu wzrokowego, ani
na-wet nie pozdrawialiśmy się z daleka. Chociaż rozumiałam i szanowałam
jego wybór, ta ciemna emocjonalna chmura, która unosiła się wokół chaty
powodowała u mnie coraz większy dyskomfort. Co mogłam zrobić?
Pewnego
dnia, odważnie, zamiast po prostu rozpakować plecak w stałym miejscu i
natychmiast zawrócić, usiadłam i udawałam wyczerpaną. Siedząc tam,
rozszerzyłam własne pole energetyczne i ogarnęłam ciemną chmurę, w tym
chatę. Byłam bardzo zaskoczona, gdy poczułam ruch, który nagle pojawił
się w mroku! To było jak wietrzenie dusznego pokoju, wiedziałam więc, że
robię to, co należy. Siedziałam tam przez chwilę i byłam wdzięczna, że
mogłam zwrócić choć część tego, co otrzymałam w ciągu ostatnich kilku
miesięcy dzięki jego obecności.
W jakiś sposób to wydarzenie stało
się punktem zwrotnym, nie tylko dla mnie, ale i dla niego. Później
Althar po-wiedział mi, że w tamtym czasie był w stanie całkowitego
wyczerpania. Wszędzie szukał źródła energii, nie znajdując po nim
najmniejszego śladu. W swoim rozczarowaniu zaczął z siebie kpić, bo co
miałby oznaczać jakiś tytuł „Mistrza Energii”, skoro nie wiedział nawet
skąd pochodzą te energie? Jego poszukiwania doprowadziły go do izolacji i
cierpienia. Dalej przyszłoby załamanie psychiczne, a następnie
szaleństwo. Kontynuowanie jego poszukiwań w tej formie nie miało żadnego
sensu. I mimo, że było to dla niego trudne, ostatecznie, po długiej
walce, zdecydował się poddać. Porzucił ideę źródła energii.
W tym
momencie, jak mi opowiedział później swoją wersję tego zdarzenia, kiedy
podjął tę decyzję, zaczął się odprężać - po raz pierwszy od tylu lat! W
tym samym czasie poczuł, jak cała atmosfera wokół niego rozjaśnia się. I
nagle, jak gdyby znikąd, pojawił się w nim wgląd. Stało się jasne, że
szukał źródła energii wszędzie poza sobą, ale ni-gdy wewnątrz! To było
jedyne miejsce, którego jeszcze nie zbadał. To uświadomienie dało mu
nową nadzieję, a jego pasja natychmiast powróciła. Kontynuował swoje
poszukiwania w tym zupełnie nowym kierunku. Któż mógł wiedzieć, co
jeszcze można tam odkryć? Kiedy uświadomił sobie tą przełomową myśl,
spojrzał przez okno chaty i zobaczył, że właśnie wstaję po mojej
„przerwie” i wracam do wioski.
Być może był to tylko przypadek, może
ten pomysł i tak by mu przyszedł do głowy, a być może pomogła mu w tym
moja wspierająca, przyjazna energia. Ostatecznie, to nie ma znaczenia.
Ale od tego momentu zmienił się. Nie wiedziałam, że mnie obserwował gdy
wychodziłam, ale z jakiegoś powodu wracając do wioski miałam wielki
uśmiech na twarzy.
Podczas moich dwóch kolejnych wizyt w ogóle go
nie widziałam, ale atmosfera wokół chaty stała się znacznie lżejsza.
Następnie, gdy podczas kolejnej wizyty zobaczy-łam chatę, zobaczyłam jak
siedzi na zewnątrz i opiera się o duży głaz. Wydawał się być całkowicie
spokojny. Tym razem nie uciekł, tylko uśmiechnął się do mnie i dał
znak, żebym do niego podeszła. Z każdym krokiem widać było, że stało się
z nim coś niezwykłego. Nie wiedząc co robić, po prostu usiadłam obok
niego i cieszyłam się wspaniałym widokiem na dolinę. Po chwili zapytał:
„Jak masz na imię?”
„Nazywam się Echnatara,” odpowiedziałam.
„Echnatara - ta, która stwarza istnienie. Piękne imię.”
„Tak. Bardzo mi się to podoba.”
Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy.
„Echnatara,” powiedział, patrząc na mnie swoimi ciemnymi oczami.
„Tak?”
„Dziękuję. Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłaś.”
Przytaknęłam z uśmiechem.
Mimo
że byłam bardzo ciekawa, nie spytałam go, co go tak bardzo zmieniło.
Nie chciałam zakłócać cennej ciszy, która nam towarzyszyła. Siedzieliśmy
więc razem przez chwilę i po prostu patrzyliśmy w dolinę. Kiedy
nadszedł czas mojego powrotu spojrzeliśmy sobie w oczy i odeszłam. To
było nasze pierwsze prawdziwe spotkanie. Padło tylko kilka słów, jednak
tak wiele się wydarzyło.
Kiedy wróciłam do domu podjęłam decyzję.
Cokolwiek to było, czego doświadczył Althar, chciałam doświadczyć tego
samego! Transformacja, którą przeszedł była tak głęboka i słuszna, że
wiedziałam, że będzie ona odpowiednia również dla mojego życia. Zaufałam
swojej intuicji.
Następnych dziesięć dni trwały niczym wieczność.
Pragnęłam go znowu zobaczyć. Może tym razem Althar zechce opowiedzieć
coś o swojej podróży? W każdym razie, chciałam wyrazić moje szczere
zainteresowanie jego doświadczeniami.
Kiedy wreszcie minęło dziesięć
dni i dotarłam do jego chaty, byłam przerażona widząc otwarte drzwi i
Althara leżącego na podłodze. Pobiegłam do niego, obawiając się, że mógł
umrzeć. Kiedy zbliżyłam się do jego ciała, ucieszyłam się, że oddycha,
choć był nieprzytomny. Mimo tej trudnej sytuacji, byłam pewna, że
wszystko będzie w porządku. Wiedziałam, że nie muszę go dotykać, ani
skropiać jego twarzy wodą, ani nic podobnego. Usiadłam więc obok niego i
czekałam. I czekałam. I czekałam. Po kilku godzinach, gdy zapadł już
zmrok, obudził się i rozejrzał zdezorientowany. Nie wiedział, gdzie
jest. Kiedy mnie zobaczył, jakby sobie przypomniał. Jego oczy
powie-działy mi, Echnatara, proszę, weź mnie w ramiona. I tak zrobiłam.
Kilka
miesięcy później, po tym jak przeżyłam podobne transformujące
doświadczenie, opowiedział mi, czego do-świadczył, leżąc wtedy
nieprzytomny na podłodze. Był w środku swojej Jaźni, w towarzystwie
swojego drogiego przyjaciela, smoka. Althar uświadomił sobie ogrom
wszechświata, bezgraniczne potencjały i możliwości kreacji. Przypomniał
sobie marzenie, o którym śnił razem z wieloma innymi istotami: marzenie o
ucieleśnionym wzniesieniu. A smok ponaglał go, by dokonał wyboru:
wyboru, czy zrezygnować z ludzkiego ciała, czy wrócić do niego i żyć
marzeniem swojej Jaźni w rzeczywistości fizycznej. Nie mógł dłużej
zwlekać z tą decyzją, im dłużej pozostawał poza swoim ciałem, tym
trudniej byłoby mu do niego wrócić.
Drogi czytelniku, ponieważ
przeszłam bardzo podobne do-świadczenie jak Althar, muszę przyznać, że
nie da się opisać jak trudny jest ten wybór dla istoty. Wspaniałość i
piękno w Jaźni i w innych rzeczywistościach są po prostu zbyt
oszałamiające. Pokusa, by ponownie żyć bez ograniczeń, potrzeb i bólów
ciała i wrócić do domu, jest tak wielka, że człowiek nie może sobie tego
wyobrazić. Jeśli doświadczyłeś ograniczonej ludzkiej egzystencji, potem
znalazłeś drogę do domu i uświadomiłeś sobie swoją własną jedność, to
dlaczego miałbyś ponownie przyjąć ludzką formę?
Mogę się jedynie
domyślać, że było to jeszcze trudniejsze dla Althara niż dla mnie,
ponieważ jego Jaźń była jedną z tych, które podtrzymywały marzenie o
ucieleśnionym wzniesieniu. Dlatego też poczuł się związany obietnicą,
którą Jaźnie złożyły sobie nawzajem w tamtym czasie. Obietnicą, by pomóc
innym ludziom w ich wzniesieniu. I chociaż pamiętał o niej,
jednocześnie wątpił, że pomoc jest w ogóle możliwa. Bo jak można było
przekazać coś tak wszechogarniającego jak „Jesteś kreacją”?
Następnie
smok zaprosił go, by spojrzał na niemożliwą do opisania panoramę
potencjałów. Były one wokół niego niczym gwiazdy na nocnym niebie. Smok
zachęcił go, aby skupił swoją uwagę na małym, maleńkim punkcie w tej
panoramie i nurkował w niego coraz głębiej. Kiedy to zrobił, zaczął
rozpoznawać w nim nasze rodzime góry, potem swoją chatę, potem swoje
ludzkie ciało, które leżało na podłodze. W końcu zobaczył mnie siedzącą
obok niego i zaniepokojoną. To był ten moment, w którym zdecydował się
wrócić. „Przynajmniej powinienem spróbować”, pomyślał. I tak zrobił.
Trochę
czasu zajęło mu dostosowanie się do ludzkiej rzeczywistości. Można by
pomyśleć, że dla istoty, która tak bardzo otworzyła swoją świadomość,
życie w fizyczności będzie łatwe i przyjemne. Wcale nie! Wręcz
przeciwnie, ponieważ nie tylko trudno znieść ludzi i ich sposób bycia,
ale również własne ciało posiada nadal tak wiele głęboko zakorzenionych
uwarunkowań i wzorców, które nie znikają nagle, nawet jeśli nie są już
potrzebne. Ciało jest naczyniem biologicznym, za-projektowanym tak, aby
mogło przetrwać przez długi czas. Nie zmienia się ono natychmiast, tylko
dla-tego, że jego lokator zyskał szerszą perspektywę. Adaptacja ta
wymaga czasu i często jest nieprzyjemna. A tak przy okazji, jest to
główny powód, dla którego rozwój duchowy jest często tak trudny i
towarzyszy mu tak wiele wzlotów i upadków.
Althar rozpoznał tę
sytuację intuicyjnie i pozostał w cha-cie przez dłuższy czas, aby mógł
oswoić się ze swoim nowym stanem i dać swojemu ciału czas potrzebny na
przy-stosowanie się, zanim wróci do wspólnoty. Jednocześnie Althar
zaczął aktywnie towarzyszyć mi w mojej własnej podróży.
Bycie
świadkiem rozwoju Althara było dla mnie błogosławieństwem, dzięki temu
mój własny przebiegł znacznie płynniej. Nawet w trudnych momentach
zawsze wiedziałam, że nie podążam za jakąś fantazją. Ułatwiał mi to,
nigdy niczego nie wyjaśniając. Wiedział, że używanie słów będzie tylko
tworzyć oczekiwania, a oczekiwania mają tendencję się realizować.
Wiedział też, że mój charakter bardzo różni się od jego. Nie byłam typem
naukowca i nie interesowały mnie abstrakcyjne wyjaśnienia moich
własnych doświadczeń.
Więc zamiast rozmawiać, po prostu siedzieliśmy
razem i utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy. To był najbardziej naturalny
sposób, w jaki mogliśmy dzielić się swoją obecnością. Kiedy wchodził w
swoją obecność, energie wokół niego zmieniały się i pojawiało się coś na
kształt bańki, która nas obejmowała. Przebywanie w niej było jak bycie w
zupełnie innej rzeczywistości. Wtedy z łatwością harmonizowałam się z
nim i mogłam osiągnąć bardzo podobny stan obecności. W rezultacie
powstawała swego rodzaju spirala w górę, w której oboje mogliśmy się
otwierać coraz bardziej i bardziej. I to było po prostu piękne.
Althar
powiedział mi, że smok często robił z nim tego typu ćwiczenia.
Albowiem, kiedy jesteś gotowy puścić i otworzyć się, bardzo pomaga, gdy w
pobliżu znajduje się kochająca istota. Althar przyjął więc dla mnie tę
samą rolę, jaką odegrał dla niego smok.
Pewnego dnia, kiedy razem
robiliśmy to ćwiczenie w chacie, po raz pierwszy sama poczułam smoka.
Stary, po-myślałam, jest tak stary. Ten smok umie czekać. Rok po roku.
Tysiące lat. Nieruchomy. Czeka. Obserwuje. Akceptuje. Akceptuje
wszystko. A kiedy nadchodzi czas, startuje. Rozkłada skrzydła i leci. I
teraz jest tutaj.
Nagle smok zabrał nas ze sobą i polecieliśmy razem
w trójkę. Zostawiliśmy za sobą świat, a nawet rzeczywistość fizyczną.
Potem, nagle, smok obrócił się wokół własnej osi i zanurkowaliśmy w
ocean kolorów. Kolorów, które nie istnieją na Ziemi. Kolorów z
płynącego, promiennego światła. Układały się w coraz to nowe wzory i
formacje. Nabierały głębi i tworzyły widoki. Reagowały na każdy ruch
smoka. To było zapierające dech w piersiach piękno, w dosłownym tego
słowa znaczeniu.
Kiedy w końcu wróciliśmy do rzeczywistości
fizycznej, byłam oszołomiona i ledwo mogłam złapać oddech. Trochę mi
zajęło, żeby się pozbierać. Wtedy zapytałam Althara: „Powiedz mi, czy
można umrzeć z powodu piękna?”
Spojrzał w sufit, a potem spojrzał na
mnie. „Tak”, powie-dział. „Z łatwością. Musisz mieć naprawdę dobry
powód, by po do-świadczeniu takiego piękna, chcieć tu wrócić”.
Przytaknęłam. „Dobrze więc, że mam powód.” Wzięłam jego ręce w swoje. „Obiecaj mi, Althar... że nie odejdziesz beze mnie”.
„Tak, obiecuję.” Powiedział. Potem spojrzał do wnętrza i po-wiedział jakby do siebie: „Obiecałem to już dawno temu.”
Kiedy
Althar był gotowy, by wrócić do wspólnoty, razem przeprowadziliśmy się
do małej świątyni, którą nazwaliśmy „Świątynią Piękna”. Inni zauważyli,
że Althar bardzo się zmienił, ale większość z nich przypisała to temu,
że najwyraźniej się we mnie zakochał. Żartowali między sobą, bo sami
znali to szczególne „Źródło Energii”. Ale to nie był złośliwy żart.
Wszyscy byli zadowoleni, że Althar wrócił i że ma się dobrze.
Althar
sam potwierdzał te przypuszczenia, ponieważ dzięki temu nie musiał
nikomu wyjaśniać, co się z nim faktycznie stało. Po prostu dalej badał
możliwości wykorzystania energii, jednak teraz z szerszej perspektywy.
Bardzo po-woli zaczął inspirować tych, którzy odwiedzali świątynię, by
wchodzili do swojego wnętrza. Koncepcja badania własnej świadomości była
tak obca dla większości odwiedzających, że musiał bardzo uważnie
rozpoznawać, kto jest na to gotowy. Z czasem jednak pojawili się tacy,
którzy uważali, że Althar jest inny w intrygujący sposób. Byli
zaciekawieni i coraz bardziej otwierali się na niego i jego subtelne
instrukcje.
Althar i ja kontynuowaliśmy również nasze wspólne
ćwiczenia i podróże do innych krain życia, dzięki czemu przyzwyczailiśmy
się do poszerzonych stanów świadomości. Podróże te były dla mnie
idealnym przygotowaniem do tego, co miało nadejść. W pewnym sensie
„rozciągnęły” wszystkie moje założenia dotyczące rzeczywistości, albo po
prostu je rozpuściły.
Pewnego dnia, kiedy siedziałam sama w
świątyni w stanie czystej świadomości, nagle poczułam, jak wpadam w
siebie. Kiedy tak spadałam i spadałam, wszystko na zewnątrz zanikało. I
wtedy zdałam sobie sprawę, że w ogóle nie spadam. Nie było nic, co
mogłoby upaść, bo nie miałam ciała! Nie miałam centrum! A jednak byłam
świadoma swojego istnienia. Było to moje istnienie przed wszelkimi
zewnętrznymi przejawami.
I wtedy wydarzyła się najpiękniejsza rzecz:
Pojawiła się wszechogarniająca miłość mojego istnienia. Miłość ode mnie
do mnie. Nie było niczego, do czego mogłabym tę miłość skierować, nic,
co by ją do mnie wysłało. Ta miłość po prostu tam była. Moja miłość. To
byłam ja. Istniałam przed wszystkim, będąc zarazem zakochana w sobie. Co
za niesamowite przeżycie!
Kiedy poddałam się własnej miłości do
siebie, nagle uświadomiłam sobie wszystko, czym kiedykolwiek byłam i
czym kiedykolwiek mogłam być. Wszystko to było moim prawdziwym Ja, moją
Jaźnią. To było moje prawdziwe Ja w ekspresji, doświadczające samego
siebie. Wyraźnie zobaczyłam polaryzację w kreacjach i spowodowane przez
nią ograniczenia. I zobaczyłam też inny sposób istnienia i wyrażania się
poza polaryzacją, poza przeciwieństwami. To właśnie tam chciałam pójść!
Ale wtedy przypomniałam sobie o Altharze i to, co on dla mnie zrobił.
Przypomniałam sobie misję, której się podjął. Odłożyłam więc na później
moje pragnienie udania się do tej nowej egzystencji i podjęłam decyzję,
by do niego wrócić. Świadomość mojej miłości do siebie pozostała jednak
ze mną nawet na Ziemi i nie opuściła mnie do tej pory.
Kiedy Althar zobaczył mnie później tego dnia, od razu wiedział, co się ze mną stało i wpadliśmy sobie w ramiona.
Muszę
przyznać, że wróciłam tylko dlatego, że Althar był tak blisko mnie. Nie
czułam się zobowiązana, by pomagać innym ludziom w ich drodze, ponieważ
miałam głębokie zaufanie, że wszystko rozwija się naturalnie dla
każdego człowieka. Jednak bardzo dobrze rozumiałam argument Althara,
który twierdził, że człowiekowi, nie mówiąc już o innych istotach,
będzie niezmiernie trudno pozbyć się wszystkich rozproszeń i zwrócić się
do wewnątrz. Bez natchnienia i bez innych istot, które przejawiły
wniesienie, człowiek miałby prawdopodobnie niewielkie szanse. Nawet jemu
samemu udało się to tylko dzięki bardzo sprzyjającym okolicznościom.
Być
może miał rację. Byłam jednak pewna, że obecność osoby oświeconej może
być bardzo pomocna, ponieważ sama tego doświadczyłam. Dlatego wspierałam
go najlepiej jak potrafiłam w jego pracy w świątyni.
W następnych
latach udało się Altharowi zakotwiczyć intencje w kryształach. Mimo, że
powody, dla których to zrobił, były całkowicie szlachetne,
zapoczątkowało to zmianę, która w końcu zakończyła się groźbami i
przemocą ze strony sąsiednich wspólnot. Pewnego dnia, kiedy Althar był w
górach, do naszej wioski przybyła duża grupa napastników. Kiedy ich
zobaczyłam od razu wiedziałam, co się stanie. Opuściłam więc fizyczną
rzeczywistość jeszcze za-nim zniszczyli Świątynię Piękna i zabili moje
ludzkie ciało, a także wszystkich innych członków społeczności.
Mimo,
że bardzo chciałam, by Althar poszedł ze mną, szybko zdałam sobie
sprawę, że tego nie zrobi. Czuł z daleka, co się stało ze mną i z całą
społecznością i był w takim szoku, że zablokował wszystkie moje próby
porozumienia się z nim. Wszystko potoczyło się tak gwałtownie, a uczucie
wstydu i poczucia winy były tak silne, że natychmiast wy-cofał się do
bańki w swojej świadomości.
Cóż mogłam zrobić? Przypomniałam sobie
ciemną chmurę, która otaczała jego chatę. Ale teraz to nie emocje go
otaczały, ale zasłona jego własnej świadomości. Wpadłam więc na pomysł,
by skierować moją miłość do jego mrocznej „bańki wstydu”. Poczułam, jak
moja miłość prze-mieniła się w jego bańce, w coś na kształt kryształu.
Kryształu, zrobionego z płynnego światła. Po prostu wiedziałam, że
prędzej czy później dostrzeże moją miłość i będzie wie-dział, że wciąż
jestem z nim związana. Prędzej czy później zrozumie, że ostatecznie nikt
nie może wziąć odpowiedzialności za decyzje innych. Prędzej czy
później, po prostu ruszy dalej, być może przy odrobinie wsparcia od
swojej Jaźni, albo smoka, albo przyszłego ja, albo równoległego
strumienia wydarzeń.
I rzeczywiście, tak właśnie się stało. Nie tak
dawno temu Athar uwolnił się, przy odrobinie wsparcia. Kto wie? Może
pewnego dnia opowie swoją historię własnymi słowami.
Po tym, jak
opuściłam swoje ciało, ruszyłam dalej, by do-świadczyć świata poza
polaryzacją. Cóż, co mogę o nim opowiedzieć, wiedząc, że Utopia, jak
nazywa ją smok, jest tak bardzo różna dla każdej istoty, która tu
przychodzi. Tutaj nie ma rytmów, cykli czy powtórzeń, jak to ma miejsce
we wszystkich innych światach i na które jest skazana każda istota, gdy
do nich dociera. W Utopii wszystko pozostaje nowe i świeże, jeśli ma to
dla ciebie jakikolwiek sens. Tutaj po prostu nic nie ginie. A jeśli
ludzki umysł zakłada, że po-woduje to ogromną stertę zablokowanych
energii i kreacji, to jest w błędzie. W Utopii istnieje ciągła, radosna
ekspansja każdej kreacji. Wszystko jest w ciągłym ruchu! My jesteśmy w
ciągłym ruchu.
Moja intuicja podpowiada mi, żeby na tym zakończyć i
po prostu zaprosić cię byś sam odniósł się do mojej i Althara historii.
Tworzenie w dużej mierze opiera się na tym, że istoty mogą odnosić się
do doświadczeń zdobytych wcześniej przez innych. Nie ma potrzeby samemu
przechodzić przez wszystkie doświadczenia, zwłaszcza te trudne. Jeśli
jakaś istota przeżyła już coś, można do pewnego stopnia z nią
współodczuwać i iść dalej.
Zatem, być może uda ci się wczuć w
miłość, którą w sobie znalazłam. Być może wczujesz się w podróż, którą
Althar i ja odbyliśmy. I być może w jakiś sposób poczujesz mnie teraz,
istniejącą poza polaryzacją, cieszącą się zupełnie nowymi możliwościami
tworzenia. Niezakłócona kreacja, jak nazywa to smok, brzmi trochę
sterylnie. Spróbuj jednak poczuć, co by dla ciebie oznaczało, gdyby
istniał tylko jeden powód dla wszystkiego, co tworzysz lub doświadczasz:
Bo ci się to podoba! Nie po to, by przeżyć. Nie dlatego, że
potrzebujesz zrównoważyć jakikolwiek brak.
Nie po to, by się rozpraszać. Ale tylko dlatego, że ci się to po-doba.
Czy może być coś piękniejszego?
Och,
i pozwolę sobie wspomnieć, że miłość do siebie na-dal się rozwija.
Będąc człowiekiem kiedyś poczułam, że mogła-bym umrzeć z powodu
nadmiernego piękna. Jako istota wzniesiona uświadomiłam sobie, że ciągle
rozwijające się piękno miłości do siebie jest źródłem życia dla
świadomości i samego stworzenia.
Althar, i ci, którzy przyszli przed
nim i po nim, oddali ogromną przysługę istnieniu, torując drogę wyjścia
poza polaryzację ku nowemu sposobowi istnienia. Zrealizowali oni
marzenie swoich Jaźni o ucieleśnionym wzniesieniu i zainspirowali
innych, aby uczynili to samo.
Jeśli ty, drogi czytelniku, również
jesteś jednym z tych, którzy śnią o tym, to być może nadszedł czas, abyś
się obudził ze swego snu i wszedł do środka. Kiedy przyjdzie czas na
dokonanie wyboru, proszę rozważ, pomimo wszystkich wyzwań, by pozostać
przez jakiś czas wcielonym. Nie po to, aby kogoś uratować, ale po prostu
aby swoją obecnością za-inspirować innych do odkrycia ich własnej
obecności. Tak jak Althar zainspirował mnie. Tak jak my oboje
zainspirowaliśmy innych w Świątyni Piękna.
Bo nawet jeśli dana
istota tylko raz doświadczyła obecności lub miłości do siebie, choćby w
innym człowieku, to nasiono zostało zasiane i prędzej czy później
urośnie i za-kwitnie.
Taka jest naturalna droga.
Jam jest Echnatara, ta, która stwarza istnienie.
- Joachim Wolfram ,,Althar – W Kierunku Utopii”