Wg G.I. Gurdżijewa:
Podążający czwartą drogą, w odróżnieniu do fakira, mnicha i jogina, nie musi porzucać swego dotychczasowego życia. Wprost przeciwnie, "normalne" życie jest najlepszą dla niego szkołą. Szkołą, która da mu okazję do pracy nad wszystkimi aspektami ludzkiego losu, symultanicznej pracy nad swymi ciałami subtelnymi. Jednak warunki, w których żyje muszą być inkubatorem pracy na czwartej drodze. Muszą stworzyć możliwość odnalezienia tej drogi – to po pierwsze, po drugie zaś wędrujący nią człowiek musi rozumieć co robi, po co i czego może oczekiwać po owym działaniu. Efekt pracy proporcjonalny jest do świadomości pracującego. Czwarta droga wymaga od człowieka odwagi, samodzielności myślenia, wnioskowania, "wiara na słowo" to hamulec dla poruszającego się tą drogą. Czwarta droga oferuje dostęp do wiedzy, zamknięty dla fakira, mnicha i jogina. Jednocześnie pracuje się z ciałem fizycznym, emocjami i umysłem, budując wolę. Kroczący tą drogą indywidualnie dobiera optymalne ćwiczenia konieczne dla swego rozwoju.
Programy
tradycyjnych szkół mistycznych nie uwzględniają indywidualności ucznia. Fakir
to, co robi, czyni bez rozeznania celu, metod i rezultatów. Kazano mu stać na
jednej nodze przez dwa miesiące, więc stoi. Wytworzy pewien rodzaj energii,
która go zmieni, ale nic poza tym. Mnich wie, czego chce. Posty, modlitwy i
inne ofiary rozwiną w nim w ciągu miesiąca to, na co fakir pracował dwa. Jogin
zna swój cel, wie, że musi wytworzyć pewien rodzaj substancji i zna ćwiczenia
umysłowe i koncentracyjne, które doprowadzą go do celu. W ciągu doby,
powiedzmy, osiąga stan fakira i mnicha. Człowiek czwartej drogi zna słabe
punkty swych trzech kolegów, wie, jakiej substancji potrzebuje i wie, że
substancję tę może pozyskać z zewnątrz. Czwarta droga jest niebywale efektywna,
to jednostkowy program, tworzony dla siebie przez konkretnego człowieka.
Pomysł, że świat materialny, w którym mieszkamy, poruszamy się i
prowadzimy nasze życie, stanowi tak naprawdę "system symboli" dla
głębszej rzeczywistości, jest dla niektórych ludzi czymś jak najbardziej
oczywistym. Istnieje jednak wiele różnych tego interpretacji.
Niektórzy ludzie wierzą, że "system symboli" jest jakąś
"rzeczywistością stworzoną przez jaźń", manifestującym się po to,
żeby "wyższa jaźń" mogła przemówić do świadomości umysłu. Biorąc pod
uwagę, że Wszystko jest ostatecznie Bogiem/Jednością, jest to najprostsze i najprawdziwsze wytłumaczenie. Istnieją z
pewnością takie ludzkie zdolności, które mogą bezpośrednio na to wskazywać, np.
psychokineza.
Chcę jednak przedstawić to z innej perspektywy i innego poziomu.
Jedynym sposobem, by mówić o tym używając praktycznych określeń, to
opowiedzenie o moich własnych, dziwnych doświadczeniach. Waham się to zrobić,
bo nie chcę zanudzić czytelnika, ale jak na razie nie ma lepszego sposobu, by
być praktycznym, trzeba przedstawić w miarę konkretne przykłady mogące znaleźć
"rezonans" w doświadczeniach innych osób. Postaram się zrobić to jak
najzwięźlej, zachowując przy tym wystarczającą ilość szczegółów, żeby oddać
prawdziwie niesamowitą złożoność niektórych "kosmicznych
przedstawień". Zanim przejdę do możliwości praktycznego wykorzystania tych
informacji, muszę wyjaśnić kilka bardzo ważnych spraw.
Jak dotąd, przedyskutowaliśmy fakt, że tak Gurdżijew jak i Castaneda oraz
Kasjopeanie mówili o "więzieniu", jakim jest rzeczywistość 3-ciej
gęstości. Gurdżijew twierdził, że jest tak z powodu "sił", które
oddziałują na człowieka, żeby go kontrolować, i siły te są nieco mgliste i
pochodzą z innych "poziomów" czy "światów" kreacji. Według
Don Juana jesteśmy w więzieniu, ponieważ Drapieżnik "dał nam swój
umysł", żeby móc się nami żywić.
Mówi on o wyższych "światach" używając pojęć "nieznane" i
"niepoznawalne". Kasjopaeanie twierdzą, że jesteśmy w więzieniu w
sumie dlatego, że wybraliśmy ten stan, żeby uczyć się i nabierać doświadczenia
- że Bóg/Wszechświat w pewnym sensie "dobrze się bawi" w wielkim
Kosmicznym Dramacie zaplanowanym na 7 poziomie i wykonanym na niższych
poziomach gęstości, niczym zabawa w pisarzy, producentów, reżyserów, aktorów
itd. A wszystkie te role są "odgrywane" przez Jedną Istotę.
Jednocześnie Uspieński sugeruje, że możemy również wybierać siły i
prawa [albo odgrywane role], pod wpływem których chcemy żyć. Napisał tak:
Siły przepływają przez człowieka, a on
bierze je za własne pragnienia, sympatie, zauroczenia. Ale to tylko siły
przepływające przez niego ze wszystkich stron.
W tej sytuacji życiem człowieka rządzi "prawo przypadku".
Kasjopaeanie twierdzą, że ta "przypadkowość" oznacza, iż człowiek podlega
systemowi kontroli, zaprojektowanemu po to,
żeby utrzymywany w zagubieniu i nieświadomości, pozostał
"pożywieniem" dla istot z wyższych gęstości. Don Juan mówi o czymś
podobnym. Ja nazwałabym to prawem chaosu.
Uspieński/Gurdżijew sugeruje, że ten stan zagubienia i przypadkowości
zaczyna zanikać, kiedy zaczynamy się "budzić". Wskazuje, że
"jest to prawo obszerne i zróżnicowane. Kwestia stopnia. Tylko w Absolucie
są rzeczy absolutne. Dla nas to długa droga pod górę, ale z każdym pokonanym
szczeblem zyskujemy więcej wolności". Sugeruje, że w rzeczywistości nie
jesteśmy w stanie niczego ZROBIĆ - to znaczy mieć jakiejkolwiek kontroli nad
naszymi wyborami i wybieranymi kierunkami, dopóki nie osiągniemy wyższych
poziomów, a jedyny na to sposób, to zacząć starać się zrozumieć te wpływy,
ponieważ, jak mawiał, "jeśli wiemy, możemy coś zmienić".
Wygląda na to, że mówiąc "wiemy", miał na myśli część
procesu otwierania się na "wyższe siły". Wspomniał, że "wyższe
siły, czy wyższe wpływy są czymś normalnym, kosmicznym. Możemy się na nie
otworzyć, lub od nich odciąć. Jeśli pozostajemy w stanie snu, jesteśmy na nie
zamknięci i to tym bardziej, im bardziej pogrążamy się we śnie. Gdy się
budzimy, otwieramy się na wyższe wpływy.
To "otwieranie się na wyższe siły" wydaje się być kluczowe,
ponieważ możemy wówczas zacząć rozróżniać, od których "wyższych
źródeł" pochodzą poszczególne wpływy i poprzez pewną zmianę świadomości
dokonać wyboru, którym wpływom chcemy "podlegać".
Wracamy tu do przykładu "Przesłaniających się
Rzeczywistości", gdzie rzeczywistości te są opisywane jako "Centra
Myślowe" przecinające wszystkie gęstości. Uspieński zauważa, że:
"Człowiek, a nawet cała ludzkość,
nie istnieje oddzielnie, ale jako część całego organicznego życia. Ziemia potrzebuje
organicznego życia w całości - ludzi, zwierząt i roślin. Promień Stworzenia
jest rosnącą gałęzią, a to połączenie jest konieczne, by ta gałąź mogła
wzrastać dalej. Nic nie jest oddzielne, a mniejsze rzeczy, jeśli istnieją,
służą czemuś większemu... Życie organiczne jest szczególną częścią kosmicznej
całości, a człowiek jest częścią tej ogromnej masy organicznego życia. Ma
możliwość dalszego rozwoju, ale rozwój ten uzależniony jest od jego wysiłku
i zrozumienia. To prowadzi do kosmicznego celu, który zakłada, że pewna
ilość ludzi powinna się rozwinąć, ale nie wszyscy, bo przeczyłoby to innemu
kosmicznemu celowi. Najwyraźniej ludzkość musi znajdować się na Ziemi, tu wieść
swoje życie i cierpieć. Ale pewna ilość ludzi może uciec i to również stanowi część
kosmicznego celu..."
Robi
się to - jak sugerują Kasjopeanie - poprzez stawanie się świadomym znaczenia
Symboli Rzeczywistości. Na początku stajemy się świadomi symboli
manifestujących się w nas samych - fizycznie, psychicznie, emocjonalnie i
umysłowo - a potem poszerzamy tę świadomość na zewnątrz w celu zrozumienia
środowiska. Wydaje się, że nasze środowisko i doświadczenia, indywidualne i
wspólne, odzwierciedlają naszą Selekcję Wpływów. Musimy zatem po pierwsze
poznać siebie, swoje myśli i działania, i skąd się one biorą, to znaczy, który
"wpływ" dominuje, wtedy możemy zacząć wybierać, czy będziemy, czy też
nie, współoddziaływać - lub "współgrać" - z tym wpływem. Nasze
otoczenie i nasze doświadczenia zaczną ujawniać "wyniki" tych
wyborów, dając nam tym samym "system odpowiedzi" potwierdzających
bądź zaprzeczających "słuszności" naszego wyboru. A nasze wybory,
dokonane w stosunku do naszej rzeczywistości, mogą być zależne albo od
"zewnętrznej percepcji", albo od "wewnętrznej percepcji".
Uspieński stwierdził:
"Kiedy zaczynamy poznawać siebie, uwalniamy się od
prawa. [...]Tak więc, aby uwolnić się od praw, po pierwsze
koniecznym jest znaleźć jedno prawo, od którego możemy się uwolnić, i uwolnić
się od niego. Uwolniwszy się od tego prawa, możemy znaleźć kolejne. Znów się
uwolnić i tak dalej. To praktyczny sposób na badanie praw. ...Są prawa,
które przeszkadzają nam na wszystkie sposoby albo trzymają nas w swoim
jarzmie..."
Uwolnienie się od "praw zamieszania i przypadkowości"
możliwe jest na wiele sposobów. Można to zauważyć, studiując obszerną
literaturę, która pojawiła się pod wpływem wielu religii i filozofii. Kiedy
jednak bada się ogół tego materiału, pewne rzeczy stają się oczywiste dopiero
przy porównywaniu. Gurdżijew określa te problemy dość wyraźnie i opisuje je
jako "Cztery Drogi".
Rozmawialismy o umyśle, iluzji i "Jedności" wszystkiego.
Tak, wszystko jest umysłem/ świadomością... ale podczas całej tej pracy
uważałam, że powinniśmy być tu "praktyczni" i zajmować się sprawami,
które są nam bardziej dostępne na naszym własnym poziomie rozwoju. Jesteśmy w
3-ciej gęstości. Takie są fakty. Nasze obecne "cząstki świadomości"
tutaj się skupiają. Próbując więc przeskoczyć z 3-ciej gęstości do
"Osiągnięcia Jedności", używając kosmicznych pojęć, to tak jakby
postawić wóz przed koniem i skoczyć bezpośrednio do abstrakcyjnej koncepcji
7-mej gęstości. Tak, możemy się czegoś - w ograniczonym zakresie - o nich
dowiedzieć, możemy się nimi pobawić, ale żeby mogło nam się to przydać w
praktyce, musimy się dowiedzieć, czego musimy się nauczyć, żeby zrobić kolejny
krok - tu i teraz. To chyba swego rodzaju "prawo" i tu właśnie
zaczyna nam się wszystko plątać. Ale znów, istnieje ku temu powód, jak się
wkrótce przekonamy.
Wiele channelingowych źródeł wspomina o idei "Bycia
Jednością", o Iluzji tworzonej pezez Umysł i wszystko to jest PRAWDĄ!
Oszustwo pojawia się w momencie, kiedy sugerują, że wszystko co mamy do
zrobienia, to usiąść pod Drzewkiem Bo, wpatrywać się we własny pępek i stać się
Buddopodobnymi. Tak, w pewnych bardzo rzadkich wypadkach JEST to możliwe, w
innych możliwe jest również osiągnięcie "mocy", ale kiedy poddać
analizie literaturę - owe "Owoce Agendy" - znajdzie się w takim
nauczaniu trochę zabawnych drobnych błędów.
W mailu wysłanym niedawno do grupy dyskusyjnej ktoś zacytował słowa
Carli Rueckert McCarty:
"Jak dla mnie, są zasadniczo dwie drogi duchowej pracy w tej
gęstości, droga miłości i droga mądrości. Generalnie, powiedziałabym, że
Buddyzm podąża drogą mądrości, a Chrześcijaństwo drogą serca. W strukturze
mądrości zdobywasz wiedzę, pokój, oderwanie, zmierzasz w stronę uczucia pustki
i nicości. Jest to droga spokoju i pojednania, moim jednak zdaniem jest
powolniejsza od drogi miłości. Na drodze miłości możesz osiągnąć współczucie,
czystą pasję i wolę, która za tym idzie, a dążysz do uczucia pełni i jedności
wszystkiego. Co do mnie, wygląda na to, że moja praca w tej gęstości jest
podążaniem za miłością pojawiającą się w danym momencie, otwieraniem serca na
trwającą właśnie chwilę i kochaniem. Zazwyczaj nie jest ona spokojna i
wyciszona, ale to chyba dobrze. Myślę, że to kwestia preferencji. Obydwie drogi
są pomocne w nauce".
To bardzo standardowa New Age'owa interpretacja. Jest nieco
"szersza" i bardziej otwarta od perspektywy chrześcijańskego
fundametalizmu, ale niedużo. Jest w rezultacie Drogą Mnicha lub Świętego.
W rzeczywistości istnieje więcej niż dwie drogi, jest ich, jak
wspomniałam powyżej, Cztery. Mamy "drogę mnicha","drogę
jogina", "drogę fakira" oraz, jak zaproponował Gurdżijew,
"czwartą drogę", która wyraźnie powstała w wyniku długiego kontaktu
Gurdżijewa z naukami Sufich i jest bardzo zbliżona do tego, co zalecał Don Juan
(do pewnego momentu), a także do tego co objaśniali Kasjopeanie.
Droga "mnicha" jest w dużej części podobna do tego, co
korespondentka opisała powyżej jako swój "wybrany sposób". To
"droga wiary", droga uczuć religijnych, religijnego poświęcenia. To
droga dla ludzi z wielką religijną wrażliwością i wyobraźnią. Długa i trudna
droga, jak odnotowała sama autorka - "zazwyczaj nie jest ona spokojna i
wyciszona, ale to dobrze". Taka droga to długie lata zmagania się ze swoim
ego i swoimi emocjami - z uczuciami. Podporządkowywanie wszystkich emocji
jednej, a przez to rozwijanie wewnętrznej jedności. Ktoś taki pracuje nad
rozwojem "emocjonalnej WOLI". Nasza korespondentka stwierdza to
wyraźnie, mówiąc: " na drodze miłości możesz osiągnąć współczucie,
czystą pasję i wolę, która za tym idzie, a dążysz do uczucia pełni i jedności wszystkiego".
Gurdżijew podsuwa jednak myśl, że u takiej osoby ciało fizyczne i
ciało umysłowe mogą pozostać nierozwinięte, a wtedy żeby WYKORZYSTAĆ
osiągnięcia Mnicha/Świętego, należy skupić uwagę na rozwijaniu ciała i
zdolności myślenia. Można tego dokonać
poprzez kolejne poświęcenia. Mnich musi zostać joginem i fakirem. Dokonuje tego
bardzo niewielu, umierają bowiem zanim uda im się pokonać te trudności.
Droga "mądrości", jak Carla ją nazywała, lub inaczej
"droga jogina", to droga wiedzy, droga umysłu. Polega na rozwijaniu
umysłu, może jednak w efekcie skutkować tym, że - jak zresztą trafnie zauważyła
Carla - ciało i uczucia pozostaną nierozwinięte. Carla mówi, że "w
strukturze mądrości zdobywasz wiedzę, pokój, oderwanie, zmierzasz w stronę
uczucia pustki i nicości. Jest to droga spokoju i pojednania...". Nie
doskonaląc jednak ani fizycznego, ani emocjonalnego ciała, ktoś taki może nie
być w stanie wykorzystać swoich osiągnięć, dopóki nie cofnie się, by pracować
nad ciałem i emocjami. Taki człowiek "wie wszystko", a nie może
niczego ZROBIĆ. Musi cofnąć się i pracować nad osiągnięciem rezultatów poprzez
uporczywe stosowanie swojej wiedzy. Główna różnica pomiędzy drogą wiedzy a
drogą fakira czy mnicha polega na tym, że jogin ostatecznie dochodzi do zrozumienia
swojej sytuacji, uświadamia sobie czego mu brakuje, co musi zrobić i w
jakim kierunku podążać. Ale ponownie, bardzo niewielu tego dokonuje, ponieważ
umierają przed osiągnięciem celu.
Droga fakira jest drogą walki z ciałem fizycznym. Jest długa i trudna.
Celem jest osiągnięcie "transcendencji" poprzez rozwijanie fizycznej
woli i władzy nad ciałem. To z kolei uzyskuje się w wyniku potwornych cierpień,
poprzez torturowanie ciała. Cała sprawa sprowadza się do niewiarygodnie
trudnych fizycznych poświęceń, jak na przykład stanie bez ruchu w tej samej
pozycji przez wiele godzin, dni, miesięcy czy lat... i takie tam. Jeśli fakir
nie rozchoruje się i nie umrze, zanim dotrze do swego celu, może coś osiągnąć.
Co osiąga? Nabywa fizyczną wolę. Nie ma jednak do czego jej użyć. Nie może jej wykorzystać
do zdobycia wiedzy czy samodoskonalenia, ponieważ zwykle jest na to już za
stary i umiera.
Na drodze fakira nie ma zwykle żadnego nauczyciela. Praktykujący mógł
być świadkiem jakiegoś nieprawdopodobnego wyczynu woli, który zrobił na nim
takie wrażenie i tak go opętał, że pragnie go umieć powtórzyć - żeby samemu
mieć takie osiągnięcia.
Na drodze mnicha nauczyciel JEST podstawą. Częściowo praca na drodze
mnicha polega na całkowitym zaufaniu nauczycielowi i poddaniu się jemu bądź
jego naukom z absolutnym posłuszeństwem. Podstawą tej drogi jest wiara w Boga,
wiara w miłość Boga, nieustający wysiłek posłuszeństwa i służby Bogu.
Oczywiście, jak pokazuje historia religii, rozumienie idei Boga i służby Bogu
może być bardzo subiektywne i wewnętrznie sprzeczne. Na szczęście obecnie coraz
bardziej do przyjęcia jest świadomość, że "droga mnicha" może
funkcjonować w różnych kontekstach, tak więc ludzie ci są mniej skłonni zabijać
tych, którzy nie podzielają ich szczególnej koncepcji Boga. Wciąż jednak ci,
którzy podążają tą drogą, uporczywie trwają w przekonaniu, że ich droga jest
"najlepsza" czy choćby "lepsza" od innych. Carla tego nie
mówi. Twierdzi, że "droga serca" jest "szybką ścieżką", i
dla niej oraz dla wielu innych osób rzeczywiście jest - z pewnego powodu, o
czym jeszcze będziemy rozmawiać.
Na drodze jogina, ktoś zaczyna z nauczycielem lub wieloma
nauczycielami, a na końcu sam staje się swoim nauczycielem. Poznaje metody
uczenia się, a następnie zaczyna stosować je samodzielnie.
Głównym motywem tych trzech dróg jest to, że wszystkie wymagają
istotnego wycofania się ze zwykłego życia.
Zmagania muszą odbywać się w "odosobnieniu" czy na drodze
osobistej medytacji. Każda z tych metod w istotny sposób stoi w opozycji do
codzienności, praktykujący mają więc pewne problemy z dostosowaniem się do
"rzeczywistego świata". CZWARTA Droga, według Gurdżijewa i tego co
Kasjopeanie oraz Sufi wydają się popierać, nie wymaga ŻADNEGO wycofania się z
realnego świata. W przeciwieństwie też do drogi fakira, mnicha i jogina, nie ma
ona żadnej "określonej formy".
"Praca" na Czwartej Drodze polega na wykorzystaniu życia,
jakie dana osoba prowadzi w swoim środowisku, do pracy nad wszystkimi jego
aspektami jednocześnie. Pracuje się nad sprawnością fizyczną, rozwojem
umysłowym oraz integracją i kontrolą emocjonalną. Osiąga się to przez UWAŻNOŚĆ
połączoną z WIEDZĄ i WOLĄ. Adept powinien stać się panem swojego ciała, umysłu
i swoich emocji. Głównym wymogiem Czwartej Drogi, zarówno według nauczań Sufich
jak i Kasjopean, JEST ROZUMIENIE. W możliwie największym stopniu mamy stać się
świadomi rzeczywistości i nie powinniśmy ROBIĆ NIC, czego nie rozumiemy, chyba
że robimy to w drodze eksperymentu, który prowadzić może do nowych odkryć i
lepszego zrozumienia. Im lepiej rozumiemy CO robimy, DLACZEGO i JAK, tym
większa staje się nasza świadomość.
W tym sposobie nie jest potrzebna wiara. W rzeczywistości, wiara jest
czymś wręcz przeciwnym. Na "Czwartej Drodze" każdy - poprzez
poszukiwanie, przebadanie tematu i eksperymenty - musi "sam się przekonać,
czy jest prawdą to, co mu zostało powiedziane". Dopóki nie będzie
przekonany, nie wolno mu nic robić "na wiarę".
Jak zauważył Gurdżijew, z tych czterech dróg droga fakira jest
najbardziej "niewykończona". Fakir wie i rozumie bardzo mało, ale ma
NIESAMOWITĄ władzę nad swoim fizycznym ciałem.
"Mnich" wie troszkę więcej. Kieruje się swoją religijną
"wrażliwością", wyborem religijnej "tradycji" i pragnieniem
spełnienia - to jest, chce ZBAWIENIA. Ufa swojemu systemowi wiary, który
ucieleśnia wybranego nauczyciela (Jezusa, Buddę, kogokolwiek), i wierzy, że
wszystkie jego wysiłki i ofiary są "miłe Bogu".
Przytoczona wyżej korespondencja pokazuje, jak to działa. Carla
stwierdza, że "droga mądrości prowadzi do... pustki" a "droga
serca prowadzi... do uczucia pełni". To wszystko sprowadza nas z powrotem
do uwag Don Juana odnośnie Drapieżcy:
"Aby zapewnić sobie nasze posłuszeństwo, uległość i słabość,
drapieżcy ... oddają nam swój umysł, który staje
się naszym umysłem. Umysł drapieżców jest barokowy, pełen sprzeczności,
posępny, przepełniony obawą przed zdemaskowaniem, które może nastąpić lada
chwila.
Wiem, że choć nigdy nie cierpiałeś głodu ... odczuwasz niepokój
związany z jedzeniem, który nie jest niczym innym, jak niepokojem drapieżcy, że
w każdej chwili jego posunięcie zostanie odkryte i zabraknie mu pożywienia.
Poprzez umysł, który w końcu jest ich umysłem, drapieżcy wtłaczają w życie
ludzi wszystko, co im pasuje. W ten sposób zapewniają sobie pewne bezpieczeństwo,
które niczym bufor neutralizuje nieco ich strach."
Ludzie, którzy wybierają "drogę serca" są wysoce świadomi
odczuwanych tychże... sprzeczności, winy (lęku przed możliwością zdemaskowania
w każdej chwili) i GŁODU. Stale starają się okazać miłość w obliczu wszystkich
tych negatywnych emocji po to, żeby wypełnić pustkę w sobie. Carla
opowiada nam o swoim zmaganiu się: "Zazwyczaj nie jest ona spokojna i
wyciszona, ale to chyba dobrze".
Typowy stan na tej ścieżce wygląda tak: "Bywam we wszelkiego
rodzaju bolesnych i ponurych sytuacjach. Miewam negatywne uczucia w związku z
ludźmi czy sytuacjami, albo też same sytuacje, jakie spotykają mnie w życiu
bywają negatywne i bolesne. Jednak z własnego wyboru decyduję się przekroczyć
to objawiając - poprzez akt woli - MIŁOŚĆ do wszystkiego i wszystkich w każdej
z tych ponurych sytuacji. Postępując w ten sposób, "kieruję się
współczuciem, czystą namiętnoścą i wolą, która za tym stoi, i dążę do uczucia
pełni i jedności wszystkiego".
Innymi słowy, mogę być na okrągło zadręczana wewnętrznie i
zewnętrznie, ale będę DAWAĆ MIŁOŚĆ, CZUĆ MIŁOŚĆ i koncentrować się na
gromadzeniu w sobie tego PEŁNEGO uczucia MIŁOŚCI bez względu na wszystko!
Carla pokonuje więc "umysł drapieżcy" odmawiając
zaakceptowania sprzeczności, przygnębienia, winy i głodu. I rzeczywiście jest
to jakiś sposób na przekroczenie praw... sposób na wytworzenie "walki
pomiędzy tak i nie". I - jak pokazuje literetura - z pewnością przynosi to
efekty.
Gdyby pokusić się o porównanie, to mnich po tygodniu poszczenia,
modlitwy i koncentracji na okazywaniu miłości może osiągnąć to, czego fakir
dokona po miesiącu tortur. Uwalnia się od umysłu Drapieżcy.
Jogin wie znacznie więcej. Dowiaduje się o istnieniu umysłu
Drapieżnika i wie, że chce się od niego uwonić. Wie, dlaczego tego chce,
zagłębia się więc w zdobywanie wiedzy, jak tego dokonać. Odrabiając swoje
"zadanie domowe" dowiaduje się w końcu, że aby uwolnić się spod
"praw", musi wyprodukować w sobie pewną "substancję". Dowiaduje
się, że istnieją jakieś psychiczne ćwiczenia czy rodzaj koncentracji
świadomości, za pomocą których może tę substancję wyprodukować w ciągu jednego
dnia. Oczywiście nauczenie się tego może mu zająć całe życie - takie samo całe
życie, jakie Mnich spędza na Miłości. Na ogół jednak trwa to trochę krócej,
ponieważ jogin zaczyna od pracy z nauczycielem, który osiągnął już pewien
poziom, i spora część tej wiedzy daje się praktycznie przekazać, co oszczędza
czas.
Powyższe porównanie ukazuje nam, że jogin może w ciągu jednego dnia
wyprodukować to, co mnich wyprodukuje w ciągu tygodnia, a fakir w ciągu
miesiąca.
Tak jest, kiedy traktujemy wszystkie te sprawy jako sobie równe. Nie
możemy jednak pomijać w tym bilansie faktu, że ktoś mógł już w "poprzednim
życiu" "wykonać pracę" na którejś drodze i jest przygotowany do
podjęcia tej pracy na kolejnej drodze w życiu obecnym. Dla Carli droga serca
jest "szybką ścieżką". Dla innych też może być szybką ścieżką. Możemy
domniemywać, że ludzie, dla których ta droga "wygląda na właściwą" i
szybko idą nią do przodu, pokonali już drogę jogina i drogę fakira w
poprzednim/równoległym życiu. Dla niektórych droga serca jest ostatnim klockiem
samo-integracji. Dla nich jest ona wysoce właściwa.
Z kolei inni mają już "drogę serca" za sobą i wtedy skupiają
się na drodze fakira lub jogina. Jeszcze inni pokonali już wszystkie trzy
drogi, i szybko przeskakują w pojedyńczym życiu po rozmaitych drogach,
umacniając swoje różnorakie "krystalizacje". Nikt tak naprawdę nie
jest w stanie osądzić jednej drogi jako "właściwej", a innej jako
"złej". Każdy człowiek jest inny i sytuacje są różne.
Czytelnik, u którego materiał zgromadzony na tych stronach wzbudza
"rezonans" lub wrażenie "zsynchronizowania" z tym co czuje
i/lub wie gdzieś głęboko wewnątrz, prawdopodobnie wykonał już większość z pracy
na drogach fakira, mnicha i jogina, a teraz szuka syntezy i praktycznego
sposobu na scalenie tej świadomości.
Na czwartej drodze, według Gurdżijewa oraz odpowiednich tekstów
sufickich (chociaż te są rozmyślnie "zaciemnione"), poszukujący wie o
pozostałych drogach, o istnieniu określonych substancji, które muszą być
wyprodukowane w ciele - wie, że można je wyprodukować w ciągu miesiąca tortur,
tygodnia modlitwy i postu lub w ciągu dnia umysłowych ćwiczeń. Wie również, że
substancje te można wyprodukować w inny sposób - mianowicie na Czwartej Drodze,
choć niekoniecznie mam tu na myśli Czwartą Drogę w rozumieniu Gurdżijewa i
Uspieńskiego.
O czym mowa?
Zagłębiając się w pismach poświęconych religii, zjawiskom paranormalnym
i psi można zauważyć pewne osobliwe powiązania. Istnieją fakirzy i jogini,
którzy potrafią kontrolować funkcje swojego ciała w stopniu przekraczającym
możliwość zwykłego pojmowania. Potrafią oni spowolnić swój metabolizm,
kontrolować pracę serca, sprowokować skrajną ciepłotę lub wychłodzenie,
lewitować, biegać całymi dniami bez zatrzymywania się, bi-lokować się oraz
materializować przedmioty siłą umysłu. Słyszałam nawet o takich, którzy tak
głęboko pogrążyli się w medytacji, że zdarzało im się na oczach uczniów czy
braci tak po prostu PUF! - zniknąć nagle w oślepiającym blasku i nie pojawić
się nigdy więcej! Najwyraźniej uwolnili się oni w pewnym stopniu od niektórych
"praw" 3-ciej gęstości. Jednocześnie możemy przeczytać o
chrześcijańskich świętych, którzy czynili podobne rzeczy. Są też szamani z
samymi osiągnięciami oraz adepci przeróżnych ścieżek "magii" czy
rytuałów, Możemy więc dzięki tym "znakom drogowym" dostrzec, że - tak
jak opisał to Gurdżijew - ISTNIEJE tu pewna korelacja.
Mamy też "odbiegające od normy cuda", które pojawiają się
jakby spontanicznie. W takich wypadkach wciąż od nowa powraca pewne
odniesienie, odniesienie do psi i do genetyki - DNA. Raz za razem ktoś
wyposażony w "dziwne moce" zauważa coś takiego: "och,
odziedziczyłem zdolność widzenia po swojej cioci albo babci, matce, wujku czy
kimkolwiek innym". I nie zawsze jest to "widzenie". Jest wiele
"mocy", które pojawiają się w się w tym komentarzu.
Tak więc, istnieje szczególny związek pomiędzy układem hormonalnym a
zjawiskami psi. Wiele poważnych prac naukowych na temat zjawiska
"złośliwych duchów" wykazuje, że najczęściej, o ile nie zawsze,
zjawiska te zachodzą w obecności dojrzewającego płciowo dziecka bądź
"zmieniających się" seksualnie kobiet, włącznie z tymi, które właśnie
przechodzą któryś z etapów przekwitania. Hormony produkowane przez gruczoły
odgrywają jakąś rolę we włączaniu i wyłączaniu DNA.
Po wszystkich tych latach badań jedno jest dla mnie jasne: zjawiska
psi, czy jest to uzdrawianie, czy materializowanie przedmiotów, czy bi-lokacja,
czy cokolwiek innego, nie mają prawie ŻADNEGO związku ze stanem czyjegoś
uduchowienia. W ramach mojej pracy spotkałam się z rodziną, której
członkowie potrafili dotykiem ręki "zatrzymywać strumień krwi",
jednakże prawie wszyscy byli alkoholikami, prowadzili rozwiązły tryb życia,
wykorzystywali swoich partnerów i dzieci i generalnie można by powiedzieć, że
byli etycznie wybrakowani. A mimo to, niektórzy członkowie tej rodziny
posiadali interesującą "moc" i byli często wzywani przez sąsiadów i
przyjaciół do ratowania życia - nawet wtedy, gdy trzeba było w tym celu
wyciągać ich z baru ledwie żywych z przepicia!
Inną ciekawą sprawą są liczne wzmianki o zapoczątkowaniu występowania
zjawisk psi u ludzi w następstwie dotkliwych urazów głowy czy silnych porażeń
prądem. Prąd elektryczny może zmienić DNA wpływając na przepuszczalność błon
włókien nerwowych lub zmieniając stan równowagi lub budowę neurotransmiterów, "włączając lub wyłączając"
w ten sposób DNA. (W pewnym momencie wrócę do szczegółów technicznych, żeby
czytelnik mógł naprawdę wykorzystać to w swoim życiu.)
Wygląda na to, że tym, co "stoi pomiędzy" fizycznym a
eterycznym światem, pomiędzy 3-cią a 4-tą gęstością, i co znajduje odbicie w
naszej świadomości, jest nasze DNA. Wydaje się ono być "interfejsem"
lub "systemem operacyjnym", decydującym na ile dobrze i w jakim
stopniu nasze dusze mogą manifestować się poprzez instrumenty naszych ciał w
trzeciogęstościowej rzeczywistości. Pewne praktyki, które nazwalibyśmy
"ekstatycznymi" (włączając w nie trzy wyżej omówione drogi), wpływają
- jak pokazano - zarówno na prąd elektryczny w ciele, jak również na substancje
chemiczne, a w szczególności na hormony i neurotransmitery.
Wielokrotnie odnotowywano, że jedynie 2% naszego DNA uczestniczy w
kodowaniu białek, które tworzą nasze ciała; całą resztę uważa się za
"śmieci". Na temat przyczyn takiego stanu rzeczy istnieje wiele
teorii, z teorią "Samolubnego Genu" włącznie, postulującą, że ludzie
są po prostu tworami powołanymi do życia przez DNA w celu jego własnej
reprodukcji!
Kolejna sprawa: wygląda na to, że wykorzystujemy zaledwie 5-10%
naszego mózgu, i również na temat tego przyczyn istnieje wiele teorii.
Chciałabym zasugerować, że jest tu pewien związek.
Mamy więc z czym się borykać - ciekawa seria czynników wskazujących,
że DNA jest daleko bardziej interesujące i tajemnicze, niż moglibyśmy
przypuszczać.
Z jednej strony posiadamy tak naturalnie nadane "moce", a z
drugiej strony mamy ludzi potrafiących zaangażować się w pewne działania, które
tymczasowo lub na trwałe zmieniają coś w ich fizjologii - a widocznym tego
efektem jest uwolnienie się od praw 3-ciej gęstości. Problem jedynie w tym -
jak już wspomniano powyżej - że zmiana taka nie obejmuje wszystkiego. Staje się
ona zaledwie "kropką" na ekranie, anomalią, wskazówką, że coś się
dzieje, ale bez umiejętności zastosowania w "czterech ciałach", nie
ma ona żadnej praktycznej wartości. Dla dalszego ciągu naszej opowieści istotny
będzie poniższy wątek z kasjopeańskich transkryptów. Rozmowa dotyczyła
"Symboli Rzeczywistości", manifestujących się w ciele jako fizyczny
ból związany z jakimś patologicznym zaburzeniem.
10-10-98
A: Kiedy ktoś rejestruje sygnał o bólu ... czy może to być symboliczny znak potencjalnego rozwoju neo-fizyczności?
Q: Znałam wielu ludzi, który cierpieli ból i byli nieszczęśliwi.
A: Ale dlaczego nieszczęśliwi? Pomyśl, moja droga... i pamiętaj, twoja świadomość operuje na czterech poziomach, nie na jednym! Ciało fizyczne, świadomość, ciało genetyczne i ciało duchowo-eteryczne.
Q: Czy są to owe cztery składniki ludzkiej manifestacji w 3-ciej gęstości?
A: 3-ciej i 4-tej. Człowiek sam - poprzez działania fizyczne oraz psychiczne - nabawia się tych "problemów", kiedy przygotowuje się do "wzniesienia się" o oczko w górę.
A: Kiedy ktoś rejestruje sygnał o bólu ... czy może to być symboliczny znak potencjalnego rozwoju neo-fizyczności?
Q: Znałam wielu ludzi, który cierpieli ból i byli nieszczęśliwi.
A: Ale dlaczego nieszczęśliwi? Pomyśl, moja droga... i pamiętaj, twoja świadomość operuje na czterech poziomach, nie na jednym! Ciało fizyczne, świadomość, ciało genetyczne i ciało duchowo-eteryczne.
Q: Czy są to owe cztery składniki ludzkiej manifestacji w 3-ciej gęstości?
A: 3-ciej i 4-tej. Człowiek sam - poprzez działania fizyczne oraz psychiczne - nabawia się tych "problemów", kiedy przygotowuje się do "wzniesienia się" o oczko w górę.
Pamiętajcie co powiedział Uspieński:
Cztery Drogi są drogami wyzwolenia się spod zbędnych praw. Można
pokazać ci Drogę... ale pracować musisz sam. Większość z tych praw, których
musimy przestrzegać, jest rezultatem naszego snu i naszej nieświadomości. Każdy
krok stawiany w kierunku wzrostu świadomości czyni nas bardziej wolnymi. Przypuśćmy,
że człowiek jest zadowolony z mechanicznego życia. Odcina się wtedy od wyższych
wpływów [które mogą go nauczyć, jak sie obudzić] i przyjmuje tylko wpływy [z
niższych poziomów, włącznie z własnymi skłonnościami]. Na pewno znajduje
się w gorszej sytuacji od człowieka, który przyjmuje wpływy z wyższych światów.
Wiele wpływów można przyjmować mechanicznie, wiele innych wymaga wysiłku... [Uspieński,
podkreślenia moje.]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz