Zastój
Jam jest Aouwa, prawdziwe Ja w ekspresji.
Jak
wyjaśnił Althar w poprzednim tomie, w pewnym momencie Jaźnie odkryły
swoją zdolność do wyrażania intencji. Co więcej, w alchemicznej
transmutacji wytworzyły czystą energię, która odzwierciedlała te
intencje, tak aby Jaźnie mogły je dostrzec. Po tym nie trzeba było długo
czekać, aby prawdziwe Ja odkryły siebie nawzajem i zaczęły
współtworzyć.
Ponadto zaczęły bawić się w gierki energetyczne między
sobą; w siłowanie się na rękę i potyczki o władzę, tak jak dzieci na
placu zabaw. A dlaczego nie miałyby tego robić? Te istoty, ty, ja - nie
znaliśmy nic lepszego. Przecież nie było ani bólu, ani śmierci, takiej,
jaką zna człowiek. Chodziło o to, by dowiedzieć się, czego można dokonać
jako świadomość, która ma do dyspozycji intencje i czystą energię.
Z
biegiem czasu istoty połączyły się w grupy. Grupy te częściowo bazowały
na wspólnych preferencjach i zainteresowaniach, a częściowo na zwykłych
zbiegach okoliczności, takich samych, jakich do dziś doświadczają
ludzkie dzieci. Twój najlepszy przyjaciel zazwyczaj mieszkał za rogiem,
tak jak rówieśnicy z twojej kliki. Gdybyś dorastał w innym miejscu,
byłbyś z inną grupą, nie zauważając nawet wynikających z tego faktu
implikacji. Nawet to, co ostatecznie przekształciło się w duchowe
rodziny, można odnaleźć w tej epoce.
Tworzenie się grup jest jedną z
głównych cech Drugiego Kręgu Stworzenia. Czyż nie jest to interesujące?
Jak to możliwe, że równie potężne i niezniszczalne Jaźnie szukały
schronienia we wspólnocie?
Cóż, ponieważ każde z nich bało się
własnego punktu przed stworzeniem. Bali się tej pierwszej traumy
związanej z odkryciem swojego istnienia, kiedy nie wiedzieli nic o
sobie. Obawiali się że „oszaleją” w swojej własnej pustce.
Dlatego
wszystko było lepsze niż pozostanie „w środku”. A na „zewnątrz” byli
inni, były doświadczenia odwracające ich uwagę, powstawały więc grupy, a
wraz z nimi dynamika grupy.
W momencie, gdy kilka istot zgadza się w
jakimś temacie, ich perspektywa rzeczywistości wzmacnia się. Dlatego
coraz mocniej trzymają się swoich przekonań, zakładając, że nie mogą się
tak bardzo mylić, dopóki inni podzielają ich przekonania. A to jest tak
przyjemne uczucie! O wiele lepsze niż bycie samemu w pustce. Wielu
spóźnialskich, którzy przypadkowo natknęli się na grupę, po prostu
przyjmowało jej system wierzeń, aby stać się członkiem społeczności.
Oczywiście
grupa to nie tylko miejsce schronienia, to także idealne miejsce do
poznawania zasad działania energii i kar-mienia się nią. Robią to
poprzez znalezienie jakiejś pozycji i tożsamości wewnątrz grupy, lub
poprzez konfrontację z innymi grupami, ośmieszając ich przekonania.
Zarówno
indywidualny lęk, jak i przynależność do grupy oraz związana z nimi
dynamika, po dziś dzień dotyczą zdecydowanej większości istot.
Można
powiedzieć, że to wszystko brzmi tak ludzko, tak przewidywalnie, tak
niewiarygodnie płytko. I takim właśnie jest! Prawdę mówiąc, ludzie
doświadczają tego wszystkiego w złagodzonej wersji. Wyobraź sobie, jak
te zjawiska przejawiają się w światach nie fizycznych, które nie mają
oparcia w czasie. W światach, w których następuje natychmiastowa
manifestacja. W otoczeniu, w którym każda intencja pojawia się
automatycznie. Czy wyobrażasz sobie walkę o władzę w takim świecie?
Spór? Konflikt między grupami? Wojnę? Wyobraź sobie przez chwilę, jak
wszystkie ludzkie myśli, które masz, gdy uczestniczysz w konflikcie,
natychmiast się manifestują!
Tak więc karmienie energią i niszczenie
były i nadal są takim samym fundamentem dla grup, jak opieka i
dzielenie się. Jak przekonamy się później, wygląda na to, że tak musiało
być. Jaźnie po prostu badały i odgrywały potencjały, które były oparte
na polaryzacji.
Jednak, jak wspomniałam w poprzednim rozdziale, w
pewnym momencie istoty zauważyły, że wszystko, co robią, jest w
rzeczywistości tylko powtarzaniem, udoskonalaniem, przedłużaniem i
przekształcaniem już stworzonych elementów, czy to energetycznych, czy
koncepcyjnych. Ten wgląd stawał się coraz bardziej złowrogi dla Jaźni, a
w szczególności dla wielu liderów grup i wpływowych istot.
Bo jak
długo można grać w tą samą grę? Pamiętaj, że w tych sferach nie ma
śmierci. Czy możesz sobie wyobrazić wykony-wanie zadań, które teraz
wykonujesz w swoim ludzkim życiu przez wieczność? Nawet jeśli miałbyś
ochotę przebywać w przyjemnym otoczeniu, to ile wina możesz wypić? Jak
dużo możesz uprawiać seksu? Ile muzyki możesz skomponować? Iloma ludźmi
możesz rządzić? Jak wiele rzeczy możesz odkryć? Jak długo możesz kręcić
się w kółko, aż powiesz: „Dość!”?
To wszystko jest pociągające tylko
z pewnego relatywnego punktu widzenia, któremu towarzyszy tykanie
biegnącego zegara. Mogłoby być gorzej, prawda? Dlatego najlepiej jest
cieszyć się tym, co masz. Ale nie mówię o kilku ostatnich latach, dopóki
twoje ludzkie ciało się nie zużyje. Mówię o wieczności, o wiecznym
powtarzaniu. Tak, nawet poza czasem jest wieczność.
„Czego chcesz dzisiaj doświadczyć?”
„Może trochę wina? Byłoby wspaniale”.
„Super. Brzmi ekscytująco”.
Naprawdę?
Kiedy
stało się jasne, że ten sposób tworzenia nie wnosi no-wej kreatywności,
pojawiła się bardzo uzasadniona obawa, że istoty te oszaleją. Zagubiły
się one w swoich uzewnętrznieniach, nie znajdując żadnego prawdziwego i
trwałego spełnienia. Nie mając pomysłu na „wyjście”, nie rozumiejąc, co
tak naprawdę się dzieje, niektórzy zaczęli się wycofywać. Przestali
„wychodzić na zewnątrz” i zamiast tego wycofywali się coraz bardziej i
bardziej. Przestali brać udział w jakimkolwiek współtworzeniu. Nie
robili tego jednak w sposób zdrowy czy z ciekawości, aby odkryć swoje
prawdziwe Ja, ale aby uciec od zewnętrznej rzeczywistości.
Spróbuj
wczuć się w prawdziwe Ja tuż przed wejściem w taki stan. Jest ono
uwięzione w wiecznie tych samych cyklach. Uwięzione we wzorcach,
nieustannie się powtarzających w szybkim tempie, nie tworząc niczego
nowego. W pewnym momencie całkowite wycofanie się wydaje się być jedynym
możliwym wyborem. Świadomość zapada się i zamyka się w sobie.
Ci,
którzy poszli tą drogą, zabrali ze sobą wszystkie swoje doświadczenia;
nie tylko te przyjemne, lecz także swoje lęki, frustracje, oczekiwania i
smutki. Zamknęli się w swoim osobistym królestwie, jak w prywatnym
muzeum, nie wpuszczając nigdy nic świeżego do środka. Swoje siły twórcze
wykorzystywali tylko po to, by tam pozostać i by nie czuć już nic z
„zewnątrz”. To nie był wolny wybór, ale rozpadanie się z głębokiego
wyczerpania.
Takie prawdziwe Ja jest niczym kaleki Bóg. Mimo
wszystko Bóg, ale złapany we własnym wnętrzu. Bóg w de-presji, nie
wykorzystujący swoich wrodzonych zdolności twórczych.
Innymi słowy, Bóg w stanie zastoju.
*
Jeśli
zrobiło się mrocznie, a energia wpadła do bezdennej studni, to na
szczęście udało mi się wyjaśnić mój punkt widzenia. By ponownie poprawić
nastrój, przypominam ci, że ostatecznie są to tylko doświadczenia,
które nie wymagają żadnej oceny. Nawet Bóg uwięziony w sobie jest jednym
z wielu potencjalnych doświadczeń! Tak więc niektóre istoty spróbowały
go, nawet jeśli zrobiły to nieświadomie.
Prędzej czy później,
wszystkie te istoty wyjdą ze swojego stanu. Dlaczego? Bo taka jest
natura polaryzacji! Ponieważ w pewnym momencie znów staną się ciekawi i
zaczną wymykać się ze swojego prywatnego królestwa. Wtedy odkryją, że w
międzyczasie wydarzyło się coś wielkiego w stworzeniu.
Pamiętasz
historię Althara, Atlanta? Wpadł on w podobny stan, używając swych
twórczych zdolności do zamknięcia się w małej bańce własnej świadomości.
Zrobił to z szoku, którego doświadczył w obliczu wydarzeń, które jak
sądził, spowodował. Dał się ponieść rozpaczy, poczuciu winy i wstydu.
Ale ostatecznie był on „tylko” sferą w mojej własnej, nieograniczonej
sferze.
Na moim poziomie, jego prawdziwe Ja, jego wybór i
do-świadczenia przyczyniły się do uzyskania wglądu w dyna-mikę takiego
zdarzenia. Ostatecznie można powiedzieć, że konieczne było rozpoznanie
tego, co może się stać nawet z przebudzoną świadomością, gdy ponownie
zbyt mocno połączy się z ludzkim światem. Tak więc pomógł on
zainspirować wielu innych, aby nie podążali jego śladami w okresie
post-oświecenia. Widzicie, wydarzenia zawsze mają wiele twarzy, nawet
jeśli z ludzkiego punktu widzenia wydają się tragiczne.
I tak miał
miejsce ten bardzo realny impas w kreacji. Wszystko
się powtarzało i zmierzało do całkowitego
wycieńczenia. Niektórzy byli tego bardziej świadomi niż inni; niektórzy
zaprzeczają temu do dziś. Ale ostatecznie ustalono, że istnieje ogromne
prawdopodobieństwo, że „Zastój” ją temu do dziś. Ale ostatecznie
ustalono, że istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że „Zastój”
I tak
miał miejsce ten bardzo realny impas w kreacji. Wszystko się powtarzało
i zmierzało do całkowitego wycieńczenia. Niektórzy byli tego bardziej
świadomi niż inni; niektórzy zaprzeczają temu do dziś. Ale ostatecznie
ustalono, że istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że „Zastój” może się
wydarzyć. Pojawiło się więc pytanie, co można zrobić, aby temu zapobiec.
Althar, Kryształowy Smok, mówił już o tych, którzy odkryli „Zasadę
Wzniesienia”. Urzeczywistnili wzniesienie poza wymiarem fizycznym;
doszli do pełnego zaakceptowania swojego prawdziwego Ja jako punktu
przed stworzeniem, jako za-sady samego stworzenia. Przestali potrzebować
jakiegokolwiek zewnętrznego odbicia siebie, aby tworzyć fałszywe
tożsamości. Znaleźli wewnętrzny spokój. Bez-warunkowy spokój! Poza
potrzebą tożsamości.
Niestety, ledwo udało im się wzbudzić ten
potencjał w innych Jaźniach, głównie z trzech powodów: Po pierwsze, było
to zbyt proste. Inni nie mogli zaakceptować tego, że coś tak ważnego
jest tak łatwe do osiągnięcia. Po drugie, wiązało się to z koniecznością
zmierzenia się z pierwotną traumą uświadomienia sobie siebie w pustce.
Po trzecie, pozostawała w nich malutka, maleńka iskierka wątpliwości,
którą mogli odczuwać inni.
Niemniej jednak, kiedy przyszło do
szukania sposobów na wyjście z zastoju, nagle zwrócono na nich większą
uwagę. Choć idea wzniesienia brzmiała tak wzniośle i niezrozumiale,
wciąż dawała jakąś nadzieję na nowy sposób istnienia, jak i na narodziny
zupełnie nowych potencjałów. Niektórzy mówili nawet o „Trzecim Kręgu
Stworzenia”. Suwerenne istoty w swojej pełnej mocy stwórczej, które
przezwyciężyły głęboko zakotwiczoną nieświadomość, spowodowaną strachem i
zaprzeczeniem własnego Ja, mogły w ten sposób dać początek
niezakłóconej kreacji.
Zróbmy sobie przerwę. Czuję się jak stary
dziadek opowiadający historię swoim prawnukom. Przypomnij sobie
więc, drogi czytelniku, że nie jesteś młodszy ode mnie. Byłeś częścią
tej historii, tak samo jak ja. I razem przeżyjemy to
szczęśliwe zakończenie. Ono już się rozpoczęło, że tak
powiem.
Jam jest Aouwa.
- Joachim Wolfram ,, Althar - Ostateczne Uwolnienie”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz