Po raz ostatni widziałem Anthony’ego Shermana 4 lipca 1859 roku, na Skwerze Niepodległości. Miał 99 lat i był coraz słabszy.
Mimo
podeszłego wieku, jego zachodzące mgłą oczy rozjaśniały się, kiedy
patrzył podczas odwiedzin na Independence Hall. “Wejdźmy do środka” –
powiedział. “Chciałbym ci opowiedzieć o pewnym wydarzeniu z życia
Waszyngtona – nikt z żyjących ludzi oprócz mnie nie zna tej historii; a
jeśli pożyjesz trochę dłużej, wkrótce przekonasz się, że wypełni się ona
w rzeczywistości.
Od
czasów rewolucji przechodziliśmy różne koleje losu, zarówno te łaskawe,
jak i niekorzystne dla nas. Raz zwyciężaliśmy, innym zaś razem
odchodziliśmy pokonani. Sądzę, że najgorszy okres zapanował wtedy, gdy
Waszyngton po kilku porażkach schronił się w Valley Forge, gdzie
zamierzał przeczekać zimę roku 1777.
Ach!
Często widziałem wówczas łzy, spływające po wyżłobionych od trosk
policzkach naszego drogiego przywódcy, kiedy rozmawiał on ze swoim
zaufanym adiutantem na temat warunków, w jakich żyli jego biedni
żołnierze. Bez wątpienia słyszałeś historię o tym, jak Waszyngton udał
się sam do zagajnika, żeby się pomodlić. Tak było naprawdę, często
bowiem w ukryciu modlił się do Boga o pocieszenie, abyśmy za zrządzeniem
Bożej Opatrzności mogli bezpiecznie przetrwać mroczne dni zamętu.
Pewnego dnia, dobrze to pamiętam, przenikliwy wiatr gwizdał wśród
bezlistnych gałęzi drzew, choć niebo było bezchmurne i słońce świeciło
jasno. Waszyngton jednak siedział samotnie w swojej kwaterze przez całe
popołudnie. Kiedy wreszcie wyszedł, zauważyłem, że jego twarz była o ton
bledsza niż zwykle. Odniosłem wrażenie, że coś niezwykłego zaprząta
jego myśli.
Powrócił
tuż po zmroku i posłał po swojego adiutanta, o którym już wspominałem, a
który właśnie pełnił służbę. Po wstępnej rozmowie, trwającej około pół
godziny, Waszyngton, wpatrując się w swojego towarzysza z wyrazem
niezwykłej godności, na jaką tylko on mógł się zdobyć, powiedział”:
Nie
wiem, czy był to skutek niepokoju trapiącego moje myśli, ale dziś
popołudniu, kiedy siedziałem przy stole, przygotowując rozkazy, coś mi
nagle przeszkodziło. Podniosłem oczy i ujrzałem przed sobą piękną
kobietę. Byłem tym zaskoczony, bowiem wydałem rozkaz, by mi nie
przeszkadzano. Potrzebowałem dłuższej chwili, żeby odzyskać mowę i
zapytać ją o powód tej wizyty. Powtarzałem swoje pytanie trzy, a nawet
cztery razy, ale nie uzyskałem żadnej odpowiedzi od mojego tajemniczego
gościa.
Uniosła
tylko lekko oczy. Poczułem wówczas w całym ciele dziwny dreszcz.
Chciałem wstać, ale unieruchomił mnie przykuwający uwagę wzrok tej
istoty. Chciałem zwrócić się do niej ponownie, ale nie zdołałem wydobyć z
siebie ani jednego słowa.
Czułem,
jakby nawet moje myśli zostały unieruchomione. Owładnęła mną nieznana
siła, tajemnicza, potężna i nieodparta. Jedyne, na co potrafiłem się
zdobyć, to wpatrywać się w mojego nieznanego gościa.
“Patrz i ucz się”
Atmosfera
wokół stopniowo wypełniała się światłem i jego refleksami. Wszystko
zdawało się rozrzedzać – tajemnicza postać przede mną stawała się coraz
bardziej przezroczysta, a zarazem wyrazista. Teraz zaczynałem się czuć
jak ktoś, kto umiera, a może raczej doświadcza odczuć, jakie, jak mi się
często wydawało, towarzyszą rozproszeniu. Nie mogłem myśleć, rozumować
ani się poruszyć; wszystko wydawało mi się równie niemożliwe. Jedyne, co
mogłem robić, to wpatrywać się nieporuszenie w moją towarzyszkę.
Usłyszałem wówczas, jak mówi: “Synu Republiki, patrz i ucz się”.
Wyciągnęła
ramię w stronę wschodu. Spojrzałem i zobaczyłem w pewnej odległości
gęstą białą mgłę, której opary rozwiewały się warstwa po warstwie. Kiedy
wreszcie scena rozjaśniła się, zobaczyłem coś dziwnego. Oto na wielkiej
równinie rozciągały się przede mną wszystkie kontynenty i kraje świata –
Europa, Azja, Afryka i Ameryka.
Zobaczyłem
wody Atlantyku kłębiące się między Europą i Ameryką oraz Pacyfik
dzielący Azję i Amerykę. “Synu Republiki”, powiedział ten sam tajemniczy
głos, “patrz i ucz się”. W tej samej chwili ujrzałem ciemną cienistą
sylwetkę, niby anioła, który stał, a raczej unosił się w powietrzu
między Europą i Ameryką. Zaczerpnął on obiema rękoma wody z oceanu i
prawą spryskał Amerykę, lewą zaś Europę. Nad obydwoma kontynentami
natychmiast uniosły się chmury i połączyły ze sobą pośrodku oceanu.
Przez chwilę tkwiły tam w bezruchu, a potem powoli przesunęły się na
zachód, aż spowiły Amerykę swoimi gęstymi oparami. Od czasu do czasu
przecinało chmurę ostre światło błyskawic, z dala zaś dobiegały mnie
jęki i krzyki mieszkańców Ameryki.
Później
anioł po raz drugi zaczerpnął w dłonie wodę z oceanu i ponownie
spryskał nią oba kontynenty. Ciemna chmura została na powrót wciągnięta
do oceanu i pogrążyła się w jego wzburzonych wodach. Po raz trzeci
usłyszałem wówczas tajemniczy głos: “Synu Republiki, patrz i ucz się”.
Zwróciłem oczy na Amerykę i zobaczyłem, jak jedno po drugim wyrastają
tam wioski i miasta, aż cały obszar od Atlantyku po Pacyfik został nimi
pokryty. I znów usłyszałem ów tajemniczy głos, który mówił: “Synu
Republiki, nadchodzi koniec stulecia, patrz i ucz się”.
Wtedy
mroczna sylwetka anioła obróciła swe oblicze na południe i zobaczyłem,
jak od strony Afryki zbliża się złowieszcze widmo i przelatuje kolejno
nad każdym miasteczkiem i dużym miastem Ameryki, a ich mieszkańcy
powstają przeciw sobie i rozpoczynają walkę. Patrzyłem dalej i ujrzałem
teraz jasnego anioła, na którego skroniach spoczywała korona ze Światła.
Wypisane było na niej słowo “Unia”. Anioł trzymał w rękach amerykańską
flagę, którą położył pośród podzielonego narodu i powiedział:
Pamiętajcie, że jesteście braćmi. W jednej chwili mieszkańcy Ameryki
odrzucili broń, ponownie stali się przyjaciółmi i zjednoczyli wokół
narodowej flagi.
Boska interwencja
Jeszcze
raz usłyszałem tajemniczy głos, który mówił: “Synu Republiki, patrz i
ucz się”. Mroczny anioł przyłożył wówczas trąbę do ust i zadął w nią po
trzykroć; zaczerpnął wody z oceanu i spryskał nią Europę, Azję oraz
Afrykę. W tej chwili moje oczy ujrzały straszliwą scenę: ze wszystkich
tych kontynentów uniosły się gęste czarne chmury i połączyły w jedną.
Spośród skłębionej warstwy chmur wyzierało ciemnoczerwone światło, w
którym ujrzałem hordy zbrojnych ludzi, idących wraz z chmurą,
maszerujących lądem i płynących statkami do Ameryki, nad którą zawisła
owa gęsta chmura. Widziałem w pewnym zamgleniu, jak rzesze zbrojnych
plądrują cały kraj, palą wioski i miasta, których narodziny dane mi było
zobaczyć. Słyszałem w uszach grzmoty dział, szczęk mieczy oraz jęki i
krzyki milionów ludzi zwartych w śmiertelnej walce i usłyszałem znów
tajemniczy głos, który mówił: “Synu Republiki, patrz i ucz się”.
Kiedy
głos umilkł, mroczny anioł cienia ponownie przyłożył do ust swoją trąbę
i wydał z niej przeciągłe brzmienie. Nagle rozbłysło nade mną światło
jakby tysiąca słońc, które przeszyło i rozproszyło mroczną chmurę
spowijającą Amerykę. W tej samej chwili anioł, nad którego głową wciąż
jaśniało wypisane słowo “Unia” i który trzymał w jednej ręce naszą
narodową flagę, w drugiej zaś dzierżył miecz, zstąpił z nieba otoczony
legionem białych duchów. Dołączyły one do mieszkańców Ameryki, którzy,
jak zauważyłem, zaczynali już tracić wiarę, ale natychmiast odzyskali
odwagę, zwarli swoje szeregi i jeszcze raz rzucili się do walki.
Pośród
straszliwych odgłosów bitewnych ponownie usłyszałem słowa: “Synu
Republiki, patrz i ucz się”. Kiedy tajemniczy głos umilkł, mroczny anioł
po raz ostatni zaczerpnął wody z oceanu i spryskał nią Amerykę. Ciemna
chmura natychmiast odpłynęła wraz z armią, którą ze sobą przywiodła,
zostawiając zwycięstwo mieszkańcom tej Ziemi.
Jeszcze
raz dane mi było ujrzeć odradzające się wioski i miasta, gdy jasny
anioł umieścił pośród nich błękitną flagę i zawołał donośnym głosem: Jak
długo świecić będą gwiazdy i niebiosa zsyłać będą rosę na ziemię, tak
długo trwać będzie Unia. Następnie zdjął z głowy koronę, na której
jaśniało słowo “Unia”, i położył ją na fladze, podczas gdy wszyscy
ludzie uklękli, wypowiadając słowo: “Amen”.
W
jednej chwili obraz przede mną zaczął blednąć, aż rozwiał się
ostatecznie i widziałem już tylko unoszącą się w powietrzu i kłębiącą
mgłę. Kiedy i ona się rozwiała, ponownie ujrzałem mojego tajemniczego
gościa, który tym samym głosem, jaki słyszałem w swojej wizji,
powiedział: “Synu Republiki, oto interpretacja tego, co ujrzałeś: Na
Republikę czyhają trzy wielkie zagrożenia. Najstraszniejszym z nich
będzie trzecie, któremu nie zdoła się oprzeć cały zjednoczony świat.
Niech każde dziecko Republiki nauczy się żyć dla swojego Boga, ziemi i
Unii”. Kiedy padły te słowa, wizja rozwiała się, a ja wstałem, czując,
że oto ukazano mi narodziny, rozwój i przeznaczenie Stanów
Zjednoczonych.
“Takie
były, przyjaciele, słowa usłyszane z ust samego Waszyngtona – zakończył
sędziwy człowiek – i oby Ameryka z nich skorzystała”.
Z książki “Przepowiednie Saint Germaina na Nowe Tysiąclecie” ~ Elizabeth Clare Prophet
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz