Podczas
spotkania w Kręgu Dwunastu z dnia 5 maja, 2021 Kryon wspomniał dobrze
znaną przypowieść, która po raz pierwszy została nam przekazana jeszcze w
starym tysiącle-ciu, lecz która wciąż jest bardzo na czasie. Poniżej
jej tłuma-czenie wraz z oryginalnym komentarzem Lee.
Wo i pokój lekcji
Pewnego
razu żył sobie Człowiek imieniem Wo. Jego płeć nie jest w naszej
przypowieści ważna, lecz ponieważ nie macie odpowiedniego określenia na
istotę pozbawioną płci, nazwie-my go Wo, aby tym imieniem objąć i
kobietę, i mężczyznę. [Nieprzetłumaczalna i przezabawna gra słów w oryg.
ang., gdzie Wo-man, to tak samo po prostu kobieta – woman – jak i
mężczyzna imieniem Wo: Wo-man- przyp. tłum.] Zatem tylko dla ułatwienia
przekładu na ludzki język określimy Wo jako mężczyznę i obdarzymy
zaimkiem osobowym on.
Jak wszyscy inni Ludzie w jego kulturze,
mieszkał w domu, choć tak naprawdę najlepiej czuł się w jednym pokoju i
interesowało go tylko to, co się w tym pokoju działo, gdyż ten pokój był
tylko jego. Był przepiękny i tylko on był odpowiedzialny za to, aby ten
pokój takim pozostał, co zresztą czynił.
Wo wiodło się dobrze; był
członkiem kultury, w której nietrud-no o wyżywienie, gdyż zawsze było
obficie dostępne. Nigdy nie było mu zimno, gdyż zawsze miał się czym
przykryć. Dorastając, Wo nauczył się o sobie wielu rzeczy, nauczył się,
co czyniło go zadowolonym i szczęśliwym. Wynajdywał przedmioty oddające
to zadowolenie i wieszał je u siebie w pokoju tak, żeby patrząc na nie
czyniły go szczęśliwym. Nauczył się także, co czyniło go smutnym oraz co
wieszać w pokoju, kiedy miał ochotę być smutny. Wo wiedział, co
wprawiało go w gniew, nauczył się wyciągać wszystkie rzeczy, które
wprawiały go w złość i wieszać je tak, aby móc na nie patrzeć za każdym
razem, kiedy postanawiał się złościć.
Tak samo, jak inni, Wo miał
wiele lęków; chociaż dysponował wszystkim, co potrzebne do życia,
obawiał się innych Ludzi i pewnych sytuacji. Obawiał się Ludzi i
sytuacji, które mogłyby w jego życie wnieść zmiany. Działo się tak, gdyż
czuł się ustatkowany i stabilny i nie chciał, aby cokolwiek ten stan
rzeczy odmieniło; prócz tego, ciężko zapracował na swój do-brobyt i
stateczność, całkowicie odpowiadało mu więc, jak się mają pod tym
względem sprawy na świecie. Wo obawiał się sytuacji, które zdawały się
sprawować kontrolę nad stabilnością pokoju oraz Ludzi, którzy tymi
sytuacjami manipulowali.
O Bogu nauczył się od innych. Powiedzieli
mu, że Istota Ludz-ka jest maluczka i Wo w to uwierzył. Przecież
rozglądając się wokół widział miliony podobnych mu istot a Bóg był tylko
je-den. Nauczono go, że Bóg był wszystkim a on sam niczym, choć w swej
nieskończonej miłości spełni modlitwy Wo, jeśli ten będzie się modlił
szczerze i całe życie zachowywał się odpowiednio, dbając o integralność.
Będąc Człowiekiem udu-chowionym, Wo modlił się o to, aby ani Ludzie,
ani kontrolo-wane przez nich sprawy, których się obawiał, nie
wprowadziły w jego życie żadnych zmian... i Bóg tej modlitwy wysłuchał.
Wo
bał się przeszłości, gdyż przypominała mu o nieprzyjem-nych sprawach,
modlił się więc do Boga prosząc, aby te wspomnienia zablokował...i Bóg
tej modlitwy wysłuchał. Oba-wiał się także przyszłości, gdyż niosła ze
sobą potencjał zmiany, wydawała się mroczna, niepewna i niedostępna jego
oczom. Modlił się więc do Boga, aby przyszłość niczego w jego pokoju
nie zmieniła... i Bóg tej modlitwy wysłuchał. Wo nigdy zbyt daleko nie
wychodził z pokoju, gdyż tylko w jednym jego rogu było wszystko, czego
jako Człowiekowi, tak naprawdę było mu potrzeba. Kiedy z wizytą
przychodzili do niego znajomi i przyjaciele, pokazywał im tylko ten
róg... i był z tego zadowolony.
W wieku około 26. Lat, Wo po raz
pierwszy zauważył w rogu jakiś ruch. Ciężko się przestraszył i
natychmiast zaczął się modlić, żeby ruch ustał, gdyż świadczył o tym, że
Wo wcale w pokoju nie był sam, a to wydawało się mu nie do przyjęcia.
Bóg odpowiedział na prośbę i Wo przestał się bać.
Ruch się powtórzył,
kiedy Wo miał 34 lata i znów poprosił, aby ustał, gdyż bardzo się go
obawiał. Zanim jednak ustał, Wo zdołał zauważyć, że tam w rogu były
także jakieś drzwi, których jak dotąd nigdy nie widział. Nad drzwiami
widniał jeszcze napis w dziwmy języku, i Wo bardzo się przestraszył,
implikacji tego, co ten napis może znaczyć.
Postanowił zapytać
księży, co ten dziwny ruch, drzwi i napis mogą znaczyć, lecz ci
ostrzegli go, aby do tych drzwi nie pod-chodzić, gdyż są to drzwi
śmierci oraz że niechybnie zginie, jeśli da się ponieść własnej
ciekawości. Powiedziano mu tak-że, iż napis nad drzwiami pochodził od
złego i żeby nigdy wię-cej w jego kierunku nawet nie patrzył. Zamiast
tego, księża zachęcali, aby Wo wziął udział w pewnym obrzędzie
religijnym, podzielił się z grupą współwyznawców swoimi uzdolnieniami i
zarobkami... za co – jak mu powiedziano — będzie mu się w życiu dobrze
wiodło.
Kiedy Wo miał 42 lata, ruch w rogu pokoju znów się powtórzył i
choć tym razem już się go nie bał, to jednak znowu poprosił, aby się
uspokoił... i ruch zniknął. Bóg musiał być dobry, skoro tak szybko i
efektywnie mu odpowiedział, Wo poczuł się podbudowany tym, że jego
modlitwy przynoszą rezultaty.
W wieku lat 50. Wo się rozchorował i
umarł. Prawdę mówiąc, nawet nie zaważył, kiedy to się stało. Znów
zobaczył ruch w rogu więc zaczął się modlić, aby ucichł, jednak tym
razem, zamiast się uspokoić, ruch ten stawał się coraz bardziej wy-raźny
i coraz bardziej się zbliżał. Przestraszony, Wo wstał z łóżka i wtedy
się przekonał, że ciało nań pozostało, a on sam był w swej formie
duchowej. Ruch podchodził coraz bliżej i Wo zaczął go jakoś rozpoznawać.
Przestał się bać, za to stał się ciekawy, a swe ciało duchowe
potraktował jak coś zupełnie naturalnego.
Teraz było wyraźnie widać,
że ruch to dwie zbliżające się po-stacie. Całe w bieli, jaśniały, jakby
rozświetlone od wewnątrz i podchodząc bardzo blisko zatrzymały się tuż
przed Wo, a ten zdumiał się ich majestatem i wcale się ich nie bał.
Jedna
z postaci przemówiła: „Chodź kochany, już pora iść”. Głos miała łagodny
i jakoś znajomy, więc bez ociągania, Wo zaczął iść w towarzystwie dwóch
postaci i przypominał, jakże to wszystko było mu znajome. Oglądając się
za siebie, zobaczył swe martwe ciało, jakby leżąc w łóżku dalej sobie
spało. Był przepełniony wspaniałym odczuciem, którego nie potrafił
wytłumaczyć. Jedna z postaci chwyciła go za rękę i skierowała prosto do
drzwi z dziwnym napisem. Otworzyły się same i cała trójka przeszła przez
próg.
Wo znalazł się w długim korytarzu z szeregiem drzwi po obu
stronach. Pomyślał sobie: „Ten dom jest faktycznie znacznie większy, niż
to sobie wyobrażałem”. Na pierwszych zauważył jakiś dziwny napis
zapytał się więc jedną z białych postaci: „Co jest za pierwszymi
drzwiami po prawej?” Bez słowa po-stać otworzyła drzwi i ruchem ręki
zaprosiła do środka. Wo wszedł i osłupiał: Od sufitu do podłogi pokój
był wypełniony skarbami przechodzącymi wszelkie wyobrażenie! Były tam
sztaby złota, perły i diamenty. Tylko w jednym rogu było tyle rubinów i
klejnotów, że można było za nie kupić całe króle-stwo! Spojrzał się na
swych jaśniejących bielą kompanów i zapytał: „Co to za miejsce?”
Odpowiedział mu ten wyższy: „Jest to twój pokój obfitości i za życia
mogłeś zawsze do nie-go wejść. On zawsze będzie twój, nawet w
przyszłości”. In-formacja ta bardzo Wo zaskoczyła.
Po wyjściu z
pokoju już w korytarzu, Wo zapytał: „Co jest w pierwszym pokoju po
lewej?” Napis nad tamtymi drzwiami ja-koś stawał się bardziej czytelny.
Drzwi otworzyła mu postać w bieli mówiąc: „To jest twój pokój spokoju,
na wypadek, gdybyś chciał tutaj kiedykolwiek wchodzić". Kiedy wraz z
kompanami weszli, Wo natychmiast otoczyła gęsta, biała mgła; wydawała
się żywa i natychmiast spowiła go od stóp do głów, Wo głęboko nią
odetchnął i poczuł cudowne ukojenie, gdyż wiedział, że już nigdy niczego
nie będzie się lękać. Poczuł spokój, który przechodzi wszelki umysł,
spokój wobec spraw, które nigdy mu spokoju nie dawały. Pragną w tym
pokoju pozostać na zawsze, lecz jego kompani gestami zachęcali do
dalszej wędrówki długim korytarzem.
Doszli do następnych drzwi po
lewej i Wo zapytał: „Co to za pokój?” „Tutaj możesz wejść tylko ty sam” –
odpowiedziała mu mniejsza istota w bieli. Jak tylko Wo tam wszedł,
natychmiast wypełniło go złote światło, które rozpoznał, gdyż była to
jego własna esencja, oświecenie, znajomość przeszłości i przyszłości.
Pokój, w którym się znalazł, był jego własnym magazynem ducha i miłości.
Wo rozpłakał się z radości, bardzo długo stał na środku wchłaniając w
siebie prawdę i zrozumienie. Kompani mu nie przeszkadzali i cierpliwie
czekali na korytarzu.
Po długiej chwili Wo znów wyszedł na korytarz.
Był przemie-niony i spoglądając na swych kompanów, natychmiast ich
rozpoznał i rzeczowo oznajmił: „Wy jesteście anielskimi prze-wodnikami!”
- „Nie” – zareagował większy – „Jesteśmy TWOIMI anielskimi
przewodnikami” – po czym z niezmąconą miłością ciągnął dalej —
„Towarzyszymy ci od urodzenia wyłącznie z jednego, jedynego powodu, aby
cię kochać i pomagać w odnalezieniu drzwi. Bałeś się nas i prosiłeś,
abyśmy odeszli, więc tak uczyniliśmy. Służymy ci w miłości, szanując twą
ekspresję inkarnacji”. W odpowiedzi Wo nie wyczuł żadnego wyrzutu i
zrozumiał, że wcale go nie osądzali, ale raczej oddawali mu cześć, ich
miłość była odczuwalna.
Rozglądają się po korytarzu, Wo teraz sam
czytał napisy nad drzwiami! Krocząc wzdłuż, widział drzwi oznaczone
UZDRO-WIENIE, KONTRAKT, na innych pisało: RADOŚĆ. Tak idąc, zo-baczył
więcej, niż oczekiwał, gdyż tam dalej były drzwi z imionami
nienarodzonych dzieci... a nad jednymi zobaczył nawet napis: ŚWIATOWY
PRZYWÓDCA. Zaczynał sobie uzmy-sławiać, co go ominęło. Jak gdyby znali
dokładnie tok jego myśli, odezwali się przewodnicy: Nie wyrzucaj
własnemu duchowi, gdyż nie jest to stosowne, ani godne twej
wspaniałości”. Wo nie bardzo zrozumiał ich słowa, spojrzał się za
siebie, tam skąd przyszedł i zauważył napis nad drzwiami, ten sam który
za życia tak go wystraszył! Było to jego własne imię! Jego WŁASNE,
prawdziwe imię… i teraz całkowicie zrozumiał wszystko.
Przypomniał
sobie całą rutynę, przypomniał dobie wszystko i wiedział, że nie jest
już Wo. Pożegnał się z przewodnikami dziękując za wierną służbę. Długo
tak stał przyglądając się im i miłując. Następnie skierował się w do
światła w końcu korytarza, dobrze wiedział, że już kiedyś tutaj był,
wiedział, co go czeka podczas trzydniowej podróży do Jaskini Stworzenia,
skąd po odebraniu esencji miał się stawić w sali czci i celebracji,
gdzie oczekiwali go wszyscy jego kochani bliscy, włącznie z tymi,
których na Ziemi stracił. Wo doskonale wiedział gdzie był oraz dokąd
zmierzał dalej. Wo szedł do Domu.
Komentarz Lee
Jako
narrator przypowieści, Kyron bardzo wcześnie w przekazie przedstawia nam
pozbawioną określonej płci postać Wo. Raz jest on mężczyzną, a raz
kobietą. W ten sposób Kryon celowo nie chce nas uprzedzać w odbiorze
protagonisty, żeby łatwiej nam przyszło się z nim utożsamić.
W
powyższej przypowieści dom Wo wyraźnie przedstawia ży-cie, czyli
ekspresję (jak Kryon określa wcielenie) na Ziemi. Analogia różnych pokoi
to odniesienie do różnych okien moż-liwości, które są nam w życiu
dawane, a które wiążą się z na-szym kontraktem, karmą, czyli całym
naszym ziemskim potencjałem.
Część, której Wo uczy się, co go czyni
zadowolonym, smut-nym, albo wzbudza złość, oraz wieszanie tego na
ścianach, aby mógł to wszystko lepiej poczuć, to bardzo wnikliwa
ob-serwacja na temat natury ludzkiej. Odnosi się to do naszej chęci
drążenia własnej przeszłości pod pewnym kątem, aby móc odczuwać to, co
pragniemy odczuwać. Zwykle nie jest to zachowanie zbyt oświecone ani
stosowne, ponieważ często służy do wywlekania nieprzyjemnych przeżyć w
celu osiągnięcia pewnego pożądanego stanu emocjonalnego takiego jak:
złość, nienawiść, chęć zemsty, czy poczucie bycia ofiarą życia. Często
jest to także marzenie o powrocie do czasów, kiedy czuliśmy się
zadowoleni i szczęśliwi, jak na przykład, kiedy dorastaliśmy, czy w
dzieciństwie.
Bardzo znaczące jest określenie Kryona, że Wo te
wszystkie rzeczy wieszał na ścianie. Kiedy przyjdziecie do mnie,
zoba-czycie to wyraźnie: w domu wiszą fotografie rodziny i obiekty
sztuki. Gdy przychodzą do mnie obcy, od razu widzą, co jest dla mnie w
życiu ważne. Oznacza to, że wieszając coś na ścianie, nadaję tym
obiektom szczególne znaczenie. Stąd Kryon mówi, że Wo pewne rzeczy sobie
wiesza na „ścianie lekcji”, gdyż tak samo, jak wiele Ludzi, pragnie
angażować innych w swój własny proces, ponieważ wtedy jest mu lepiej. Wo
jak na razie nie wie, co to odpowiedzialność. Jednak, jak się tego
dowiadujemy w dalszym toku przypowieści, niezależnie od tego, jak bardzo
daleko czy blisko jest od oświecenia, Bóg go nigdy za nic nie osądza.
Nigdy.
Widzimy, że Wo ma wiele lęków, główny z których dotyczy
kontroli, wygląda na to, że najbardziej obawia się wszystkie-go, co
mogłoby odmienić jego pokój (życie). Reagując na wszystkie lęki, Wo
najbardziej by chciał, żeby w jego życiu sprawy pozostały takie same;
pragnie stabilności, nieodmiennej wrażliwość percepcyjnej. Obawia się
także przeszłości, lecz dokładnie nie wie dlaczego? Zwraca się do innych
Ludzi, aby dowiedzieć się o Bogu i wszystko, czego się od nich uczy,
używa jako ochrony przed zmianami. Jest to doprawdy bardzo wyraźny
przykład tego, czego w dobie obecnej nauczają nas różne religie. Według
nich Bóg to odpowiedzialny obrońca przed złym, członkowie kongregacji są
zachęcani, aby w podróży przez tę ciemną dolinę [Aluzja do Psalmu 23.]
iść za opiekuńczym duszpasterzem. Taki stan rzeczy wcale nie zachęca do
podejmowania własnej mocy ani do samodzielnego myślenia na temat
zagadnień duchowych. Nie zachęca to także do przyjęcia na siebie
odpowiedzialności za własne życie, czyli uczynienia tego, co nam poprzez
swe nauki radzi Kryon.
Najwspanialsze, co z tej przypowieści wynika,
to to, że choć Wo „połyka” zwyczajowo podyktowany przejaw życia
ducho-wego i doktrynę, to jego modlitwy są wysłuchiwane! Jest chroniony
od wszystkiego, od czego chce być chroniony, chroniony jest od zmian, od
niepokojącego ruchu w kącie po-koju. Powtarzam, Kryon niejednokrotnie
naucza, że Duch boży działa zawsze tak samo, ta miłująca energia
odpowiada na wyrażone w modlitwie intencje niezależnie od denominacji.
Przypomnijcie sobie jednak to stare powiedzenie: „Uważaj na to, czego
chcesz, bo możesz to otrzymać”. Jak wynika z przypowieści, to prawda!
Wszyscy
w życiu doświadczamy okazji na podjęcie własnej mocy i na samopoznanie i
Wo nie stanowi tutaj wyjątku. Cho-ciaż on sam bardzo był zadowolony z
tego, że jego modlitwy były zawsze wysłuchane, to Bóg od czasu do czasu
oddawał mu cześć, dozwalając na „szturchnięcie” od przewodników.
Niepokojący ruch w rogu pokoju i wizja drzwi, to właśnie byli oni. W ten
sposób przewodnicy chcieli zaznajomić go z inną rzeczywistością, dać mu
szansę na przemianę...oraz szansę na zmierzenie się z własnymi lękami. W
tym miejscu Kryon ponownie dowodzi swojej wnikliwości, dając do
zrozumienia, że tradycyjne religie postrzegają takie „szturchnięcia”
jako pochodzące od złego. Nawet w obecnych czasach, niemalże we
wszystkich religiach właśnie tak najczęściej tłumaczy się wszelkie
doznania sprzeczne z obowiązującymi doktrynami. Wo także powiedziano, że
ruch w rogu pochodził od złego. Wielu, kiedy nie zgadza się ze
światopoglądem kogoś innego, nazywa go złym, nawet nie przyglądając się
bliżej żadnym przesłankom, czy związanej z nim energii.
W końcu Wo
umiera i wtedy przytrafia się mu to, czego najbardziej się za życia
obawiał: Ruch w rogu pokoju staje się rzeczywistością. Jednak jakoś go
rozpoznaje i już się nie boi. Następnie oglądamy wszystkie pokoje za
drzwiami i wraz z Wo zaczynamy odkrywczą podróż.
Odwiedzanie różnych
pokoi to ekspozycja ziemskiego kontraktu, tego, który sam sobie ułożył.
Wo ogląda wszystkie potencjalne momenty, w których mógłby doznać
oświecenia... włącznie z bogactwem, spokojem wewnętrznym, z zespoleniem
się z własną boską esencją, własną „cząstką Boga”. Podczas wędrówki
korytarzem rozpoznaje swych przewodników, co wskazuje na to, że tak
naprawdę my ich znamy, choć za życia ta znajomość się przed nami ukrywa.
Tylko sobie wyobraźcie, jak to jest, iść przez życie wiedząc, że ramie w
ramię kroczą z wami dwaj, trzej (może więcej) wasi najbliżsi
przyjaciele... a wy cały czas ich ignorujecie! Przecież Wo tak się
zachowywał, ale przewodnicy wcale go za to nie osądzili. Tak właśnie
wygląda tkań miłości bożej.
Wo zaczynał rozpoznawać cały obraz życia
czując się niepewnie, gdyż wydawało mu się, że bardzo sprawy zaniedbał.
Przewodnicy jednak natychmiast go uspokoili, mówiąc: „Niczego nie
wyrzucaj swemu Duchowi, gdyż nie jest to stosowne, ani nie jest godne
twej wspaniałości”. Tak wygląda przejście Wo na drugą stronę zasłony.
Doszedł do momentu, kiedy jako „były Człowiek odbywający lekcje” z
powrotem stał się tym, kim był i jest zawsze: częścią Boga, istotą
uniwersalną. Następnie spojrzał w kierunku napisu nad drzwiami, w którym
rozpoznał swe prawdziwe imię i wtedy przypomniał sobie wszystko.
Podczas
przekazu, kiedy Kryon zabiera nas w jakąś podróż, czy opowiada
przypowieści, daje mi to wszystko jednocześnie zobaczyć, abym lepiej
wiedział, co tłumaczę. Podczas przekazu powyższej przypowieści czułem
wiatr i zmiany temperatury. Kryon często pozwala mi opisywać to, co
„widzę”, w dodatku do tego, co sam przekazuje. Podczas przekazu, gdy
siedzę na scenie, jestem pod bardzo silnym wpływem jego energii, często
płaczę z radości pod wpływem pełnego zrozumienia jego sedna. Tego
uczucia nie da się z niczym porównać, chyba że do odczuć doświadczanych w
bardzo, ale to bardzo wyraźnym i rzeczywistym śnie.
Wraz z Wo więc
stałem na krawędzi powrotu do Domu, skąpany w miłości bożej. Czułem, jak
mnie delikatne pociągali wszyscy, którzy już poza ten punkt przeszli i
sam poczułem tęsknotę za wszystkimi bliskimi, którzy przeszli na drugą
stronę. Zobaczyłem mych jaśniejących żarem przewodników, poczułem ich
miłość, a następnie chwyciłem Kryona z rękę i wróciłem na spotkanie w
Del Mar, na stojące na scenie krzesło.
Tł. Julita Gonera
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz