Strony

niedziela, 30 maja 2021

Bernie, ptaszek który bał się latać

 

 Brak dostępnego opisu zdjęcia.

Bernie, ptaszek który bał się latać
Lee zwraca się do zebranych
Cześć! Witam wszystkie zebrane dzieci. Widzę, że najmłodsze z was ma około dwóch miesięcy, a najstarsze koło 74. lat. Nie podnoś ręki, jeśli jesteś tym najstarszym, bo i tak cię poznaję! [śmiech] Nadzwyczajna sprawa, tylko raz przedtem robiłem channeling dla dzieci, więc wyobrażam sobie, że gdybyśmy takie sesje robili tylko raz w roku, to na książkę z transkrypcjami trzeba by było czekać przez dziesiątki lat! [śmiech] Jeśli jesteś na tej sali i masz od dziewięciu do 20. lat, to przepraszam, że zwracam się do ciebie jak do dziecka, bo przecież wszystkim wiadomo, że wcale już nim nie jesteś, nieprawdaż? Ten channeling jest tak naprawdę dla nas wszystkich, choć skierowany jest do obecnych tutaj dzieci. [Słychać płacz dziecka. Lee przerywa i patrzy w jego kierunku.] Często czuję się tak samo, jak ty! Ale nie mogę płakać, bo ten dorosły mi nie pozwala.
Okay, nasze spotkanie jest tylko dla dzieci. Nie wiem, czy wiecie na czym polega channeling, ale to nie jest nic ani dziwnego, ani strasznego. Sami to czasami robicie, tylko się do tego nie przyznajecie. Wiem, że to robicie! Robicie to wtedy, kiedy pytacie się o coś aniołów i oni wam odpowiadają. Niektórzy z was nawet widzą anioły, ale nie mówicie o tym dorosłym. Powiem wam, co się za chwilę stanie. Nazywam się Lee Carroll – to jestem ja — i za chwilę połączę się z aniołem, który ma na imię Kryon. Możecie tego anioła nie widzieć, możecie nie widzieć żadnych wielkich skrzydeł, ani niczego podobnego, ale zamknę oczy i przekażę wiadomości od tego szczególnego anioła skierowane specjalnie do was. Prawdopodobnie słyszeliście już o Kryonie, bo powiedzieli wam o nim siedzący tutaj dorośli. To oni was tutaj przyprowadzili, ale ta sesja jest tylko dla was, więc możecie teraz spokojnie udawać, że ich tutaj nie ma. Bieżąca sesja channelingu kochającego anioła, Kryona, jest tylko dla was. Wcale nie musicie wraz ze mną zamykać oczu. Nie musicie w ogóle nic robić, na co nie macie ochoty, zapraszam, tylko abyście posiedzieli spokojnie i posłuchali. Kiedy pojawi się Kryon, być może powie wam jakąś bajkę... zobaczmy co się stanie. [sala cichnie]
Witam was kochani, witam dzieci, zaprawdę Jam Jest Kryon ze Służby Magnetycznej!
Nie pomylcie się, naprawdę jestem aniołem, różnię się i od was, i od dorosłych. Różnię się, bo nigdy nie byłem człowiekiem – nigdy! Choć trudno to wytłumaczyć, ale taki stan rzeczy oznacza, że mam w sobie coś z dziecka. Oznacza to również, że rozumiem wasz tok myślenia i dlatego mogę was kochać i lepiej wam pomóc!
Nim zaczniemy naszą historyjkę, zwracamy się do trochę starszych od was, którzy są tutaj zebrani i którzy czytają zapisane na tej stronie słowa, które kiedyś zostaną opublikowane. Bądźcie cierpliwi, porozmawiam z nimi tylko chwilę.
Wam, kochani, którzy już nie jesteście dziećmi, lecz pamiętacie jak parę lat temu nimi byliście – pragnę coś przypomnieć. Czy pamiętacie, kiedy jako dzieci patrzyliście na dorosłych? Być może widzieliście wtedy w nich coś, o czym nigdy z nikim nie rozmawialiście, bo to było zbyt osobiste, żeby się tym dzielić? Ale ja wiem, co wtedy myśleliście. Patrzyliście wtedy na dorosłych i mówiliście do siebie: „Wcale nie chcę taki być, bo dorośli zatracili radość! Oni się nie śmieją. Oni już się nie umieją bawić”. A zatem przesłanka dla was: Nie traćcie radości dziecka, albowiem ta radość jest bezcenna! Ona jest katalizatorem oświecenia. Można ją zachować na całe życie. Wciąż możecie się bawić. Czas spędzony na zabawie jest ważny, ale przychodzi pora, kiedy o tym zapominacie. Jest to wasz wybór.
Wśród dorosłych istnieje powiedzenie: „Kiedy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko i myślałem jak dziecko, ale kiedy wyrosłem, wyzbyłem się tego, co dziecięce”. [Aluzja do w 1. Listu św. Pawła do Koryntian 13:11] A teraz mówimy wam: Nie wyzbywajcie się dziecka! Utrzymujcie radość, która na zawsze w was tkwi, która jest tajemnicą odkrycia anioła wewnątrz.
Zwracamy się teraz do dzieci. Mówię do was jako anioł i mam dla was wiadomość, której nie znają nawet dorośli. Czy wiadomo wam, kochanie dzieci, że anioły nigdy nie dorośleją? To prawda! One zawsze mają tyle samo lat. Dorośli widzą duże anioły i im się wydaje, że one są dorosłe, ale one wcale nie są dorosłe. One są zawsze dziećmi w dużych ciałach. One zawsze mają tyle samo lat. To taka tajemnica, ale wy chyba ją znacie, czyż nie? Mamy wam jeszcze coś do powiedzenia. Przy was zawsze stoi anioł. Czy wiecie? Możecie zapytać: „Kryonie, o co ci chodzi, ja nigdy nie widuję mojego anioła?” Zaraz wam coś opowiem.
Znam historyjkę jednej takiej istoty, która też miała podobny kłopot. Ona zwykła mówić: „Skoro czegoś nigdy nie widziałem, to jak mogę wiedzieć, że to coś tam jest?” Kryon, anioł, który do was w tej chwili mówi, a który także jest dzieckiem, wie jak opowiadać takie historie z pomocą naszego partnera, Lee, który też nigdy nie wydoroślał! [śmiech]
Pragniemy opowiedzieć wam historię ptaszka imieniem Bernie. Bernie był ptakiem, który bał się fruwać. Pragniemy wam powiedzieć, dlaczego tak było, ponieważ jest to doprawdy wspaniała historia, znana w całej ptasiej krainie. Wszystkie ptaki pamiętają Berniego, ptaka, który bał się latać.
Bernie wychował się w gnieździe znajdującym się na ogromnej wysokości. Być może wiecie, jak się ptaki uczą latać? To się odbywa w bardzo piękny, ale też i trochę straszny sposób. Kiedy pisklęta są na to gotowe, Mama ptak i Tato ptak znienacka, ale ostrożnie je wypychają z gniazda. Wiecie? Oczywiście, małe ptaszki najpierw spadają, ale szybko same z siebie wiedzą, że muszą rozwinąć skrzydła i nimi machać. Kiedy to robią, nagle wiatr je unosi i już lecą w górę! Ten spadek w dół, nim rozwiną skrzydła jest trochę straszny, ale Mama i Tato nie mogą w gnieździe nauczyć dzieci latać. Pomyślcie tylko! Gniazdo jest za małe, żeby tam się uczyć latania.
Cóż, Berniemu ten proces wcale się nie podobał. Widział, jak pewnym wczesnym rankiem wypchnięto z gniazda jego siostrę a ona spadała i spadała i spadała. Dopiero w ostatnim momencie rozwinęła skrzydła i zaczęła jak najszybciej nimi machać. I w końcu zaczęła latać! Ale zanim to się stało, Berniemu się wydawało, że zanim się domyśliła, co robić, o mało co nie spadła na ziemię. Bernie się przestraszył. Nie chciał mieć nic do czynienia z lataniem! „Nie ma powodu, żebym się zajmował lataniem. Już z samą nauką latania jest coś nie tak!”
Bernie przekonał swojego braciszka Bobbiego, że latanie jest głupie. Bobbie też wcale nie miał zamiaru się uczyć latać, więc poszedł do mamy, aby jej o tym powiedzieć. Oznajmił, że się boi i wcale nie ma zamiaru uczyć się latać, zresztą w gnieździe jest tak fajnie, że on tutaj zostanie. Mama przyjrzała się mu uważnie, po czym natychmiast wypchnęła go z gniazda! Bobbie spadał i spadał, ale w końcu rozwinął skrzydła i machał nimi ile sił, aż wzniósł się do góry.
Bernie wszystko to widział. Był najmłodszy, bo się wykluł dwie minuty po wszystkich i wiedział, że teraz będzie jego kolej. Myślał sobie: „To co, że brat i siostra przez to przeszli? Nikt mnie nie wypchnie z gniazda, bo ja wcale nie muszę latać! To nie dla mnie!” Bernie musiał coś wymyślić.
Pewnej nocy, kiedy wszyscy spali, Bernie znalazł sznurek, który kiedyś Tato ptak przyniósł dla wzmocnienia gniazda. Czasem do budowy gniazda używa się różnych rzeczy, aby było mocne i stabilne. I stąd, dla wzmocnienia całości gniazda, sznurek był wpleciony w różne gałązki i źdźbła suchej trawy. Bernie postanowił przywiązać jeden koniec sznurka do nóżki, a drugi do stabilnej części gniazda tak, że gdyby mama chciała go znienacka wypchnąć, to spadłby tylko jakieś pół metra i nie upadłby na ziemię. [śmiech dzieci]. Słuchajcie, to był dobry pomysł!
Szkopuł był w tym, że Bernie nie należał do ptasiego harcerstwa i nie umiał wiązać porządnych węzłów! Postarał się najlepiej, jak potrafił, zawiązać mocny, jak mu się wydawało węzeł i starannie go ukrył, chowając się przed mamą, gdy ta była w pobliżu. I stało się dokładnie to, co Brenie przewidywał. Następnej nocy, kiedy spał, mama wypchnęła go z gniazda!
Węzeł zadziałał! Bernie wypadł z gniazda i zawisł na sznurku pół metra pod nim. Było jeszcze ciemno, więc Mama poszła spać, myśląc, że jej syn uczy się właśnie latać, rozpościerając skrzydła w powietrzu. Bernie zaś wisiał sobie pod gniazdem myśląc jaki jest sprytny. Pomagając sobie dzióbkiem wspiął się po sznurku do góry i z powrotem wdrapał się do ciepłego jeszcze łóżeczka. Był bardzo z siebie zadowolony, że nie musiał spadać i latać, jak jego brat i siostra. Ułożył się wygodnie i zasnął.
Następnego ranka mama zauważyła Berniego, jak ten krząta się po gnieździe. „Bernie”, - krzyknęła- „Co ty tu robisz?” Była bardzo zasmucona wskazując dziobem na przywiązany do nogi Berniego sznurek, który ten zapomniał zdjąć. „Chyba przyszła pora, żeby tym się zajął Tata” – wykrzyknęła – „On ci to wszystko wytłumaczy”.
„Ale głupio, zapomniałem zdjąć sznurek, a teraz całą sprawą zajmie się ojciec”.
Po pewnym czasie do gniazda wrócił Tata ptak. Był bardzo dużym ptakiem z mnóstwem piór i Bernie się go trochę bał. Ojciec jednak był bardzo czuły i troskliwy. Zaczął się wypytywać: - „Bernie, co się dzieje? Wszystkie ptaki latają. Tylko się rozejrzyj dokoła. Wszyscy latają. Dlatego jesteśmy ptakami i musisz się tego nauczyć! Dlaczego nie chcesz latać? Dlaczego?”
Bernie zastanowił się przez moment, po czym odpowiedział: - „Tato, ja się boję”.
„Jak to?” - zapytał. – „Popatrz, twoi siostra i brat latają, mama i ja też latamy, wszyscy latają. Tylko się przypatrz, wszyscy twoi ptasi koledzy latają.... ptaki już tak mają, one latają, Bernie. Ty też przecież jesteś ptakiem”.
- „Tato, ja się boję, bo tam nic nie ma! Ty opowiadasz, że powietrze powinno nas podtrzymać, ale go nie widać. Zresztą ono wcale tak dobrze nie działa. Czy widziałeś, jak brat i siostra spadali? Oni się o mało co nie rozbili!”
Po chwili zastanowienia Tata ptak odpowiedział: - „Bernie, nawet jeśli powietrza nie widać, to ono i tak wesprze rozpostarte skrzydła. Wszystko, co trzeba zrobić to w drodze w dół rozwinąć skrzydła i powietrze cię samo uniesie. Wszyscy właśnie tak latamy. Powietrze jest niewidzialne, ale ono jest”.
„To są magiczne sztuczki” - odparł Bernie. „Powietrza nie widać. Nie możesz mi wmawiać, że powietrze istnieje, bo go nie widać. Jego nie ma! Być może te magiczne sztuczki wystarczą ci, mamie, bratu i siostrze, ale nim ja sam w to uwierzę, muszę to zobaczyć na własne oczy. Powietrze jest niewidzialne, skąd więc mam wiedzieć, że mnie nie oszukujesz? Nie wiem jak latasz, ale według mnie nie ma czegoś takiego jak powietrze, bo go nie widać”.
Bernie skończył, ale za chwilę ciągnął dalej: - „Tato, ja już mam to wszystko rozpracowane. Wcale nie muszę latać. Rozpocznę nowy gatunek ptaków o nazwie "ptak chodzący". [śmiech] Dlaczego mam być taki jak wszyscy? Będę miał świetne życie. Zejdę z drzewa, zobaczę robaka, i znów wejdę na drzewo. Będzie mi się świetnie żyło. Gdzieś znajdę sobie żonę, która też będzie ptakiemchodzącym. Nasze dzieci będą ptakami chodzącymi. Narodzi się nowy ptasi gatunek. Za kilka lat patrząc wstecz będzie się mówić, że to były czasy, kiedy powstał nowy, wspaniały gatunek ptaków zwany ptakami chodzącymi".
Tata ptak długo przyglądał się Berniemu. Mamrotał do siebie wywracając oczami:- „ Ptak Chodzący. Dobrze, Bernie, widzę, że przyszedł czas, żeby cię zobaczył Zyg”.
„A kto to Zyg? – podejrzliwie zapytał Bernie.
„Jest to nasz stadny psycholog, specjalista od ptasiego mózgu”. [śmiech, Zyg oczywiście to zdrobnienie imienia Zygmunt (Freud) – przyp. tłum.] „Zawołamy go, żeby cię obejrzał. Tylko Bernie pamiętaj, Zyg jest bardzo wrażliwy, więc nie nazywaj go specjalistą od ptasiego móżdżku [śmiech]. Pamiętaj, zwracaj się do niego mówiąc panie doktorze. Żaden lekarz nie chce być specjalistą od ptasiego móżdżku”. [śmiech]
„Tato, nieważne co mi powie Dr Zyg. Nikt mnie nie przekona, że powietrze naprawdę istnieje. Jego przecież nie widać”.
I wtedy stało się: Tej samej nocy, kiedy Bernie już spał jego mama podeszła do łóżeczka i powolutku dziobem przegryzła sznurek wciąż przywiązany do nóżki dla bezpieczeństwa, a następnie wypchała go z gniazda! Odtąd rzeczy toczyły się bardzo szybko. Bernie spadał i spadał; to było okropne przeżycie. Bernie bardzo się bał. Czuł, że strach zupełnie go sparaliżował. Widział, jak kora pobliskiego drzewa tylko migała mu przed oczami, a ziemia błyskawicznie zdawała się przybliżać. „Muszę rozwinąć skrzydła, ale nie wierzę, że pod nimi jest powietrze. Nie wierzę, powietrza nie ma, gdyż go nie widać. Nie potrafię fruwać!” - myślał do siebie.
Jak się możecie domyślać, Bernie nie rozwijał skrzydeł. Spadał prosto na ziemię i wiedział, że za chwilę wyląduje dzióbkiem w piachu tak, że tylko same nóżki będą wystawały. Będzie wyglądał jak wkopany patyk. Wydawało mu się, że już zostanie tak skamieniały z dziobkiem w piachu. Nikt nie będzie mógł go stamtąd wyciągnąć. Zostanie w ziemi jak posąg. Bernie dobrze wiedział, co ptaki robią posągom w parkach i zastanawiał się, czy ludzie będą to samo robić jemu? Nagle Bernie się obudził. To był tylko sen! [śmiech] „Co za koszmar!”
Bernie ciężko dyszał...
Obudził się jak zwykle o poranku. Oczywiście, specjalista od ptasiego mózgu już na niego czekał. Dr Zyg przybył na umówione spotkanie punktualnie.
- „Dzień dobry, panie specjalisto od ptasich móżdżków”.
- „Jestem specjalistą od ptasich mózgów” - poprawił go Zyg.
- „Dobrze, panie doktorze Ptasi-móżdżek”.
- „Bernie!” - z upomnieniem wykrzykną doktor.
-„Przepraszam, przepraszam” - odparł Bernie, ale wcale nie było mu przykro.
[dzieci się śmieją]
„Bernie, powiedz, czego się boisz?” – zapytał doktor ze szczerym zainteresowaniem.
Bernie powtórzył mu to, co już mówił tacie: „Nie wierzę w istnienie powietrza. Nie widzę go, więc dla mnie ono nie istnieje. Wiem, że wszyscy latacie machając skrzydłami. Tutaj zaczął przedrzeźniająco wymachiwać swoimi. Ale mnie to nie wystarcza, ja muszę zobaczyć powietrze na własne oczy, panie Ptasi-móżdżek... to znaczy szanowny panie doktorze”.
Zyg zmarszczył brwi patrząc surowo na Berniego, który dobrze się bawił wiedząc, że doktor wcale nie lubi, kiedy się go nazywa Ptasi-móżdżek. Dlatego za każdym razem, kiedy się do niego zwracał żartując z jego specjalizacji, na zakończenie dodawał szanowny panie doktorze, co w jego mniemaniu nadawało całej zabawie bardziej poważny ton.
Zyg zwrócił się do Berniego: „Boisz się, bo nie widzisz powietrza? Powiedz, czego tak naprawdę się boisz?”
- „Cóż, szanowny doktorze Ptasi-móżdżek, boję się, że spadnę i się zabiję na śmierć, bo jak się wypada z gniazda, to ziemia się bardzo szybko do ptaszka przybliża. Ja się właśnie tego przybliżania boję” - pytanie lekarza wydawało się Berniemu niemądre, więc i odpowiedział mu trochę niemądrze.
„Jak myślisz, co powoduje, że ptak spada?” - Zyg dalej wypytywał swego młodego pacjenta.
- „No chyba grawitacja” - odpowiedział Bernie.
-„Hm, grawitacja”... - Zyg przerwał na chwilę - „Wiesz Bernie, grawitacji też nie widać!”
Bernie zaczął się zastanawiać: „No nie, grawitacji nie widać”.
-„Ale wierzysz, że ona jest, czyż nie? Pokaż mi grawitację, Bernie”.
Bernie zastanowił się i rzekł: - „Cóż, mogę pokazać grawitację, jak wyskoczę z gniazda i się zabiję. Chacha cha! To jest dopiero grawitacja. Bernie był z siebie bardzo zadowolony, bo odpowiedział na trudne pytanie.
„No właśnie!” - odpowiedział pan doktor - „Możesz udowodnić istnienie grawitacji w momencie, kiedy wyskakujesz z gniazda. Istnienie powietrza też można udowodnić w momencie wyskakiwania z gniazda, bo ono tam jest tak samo, jak grawitacja. Jego nie widać, ale ono tam naprawdę jest”.
Berniemu wcale się nie spodobało, dokąd zmierzała ta cała rozmowa. Zyg z kolei był bardzo zadowolony z przebiegu sesji ze swoim pacjentem i na jej zakończenie wyfrunął z gniazda. Lecz zamiast — jak to robił zwykle — rozwinąć skrzydła, tuż po wyskoczeniu i wzbić się do góry, Zyg zaczął spadać w dół ze zwiniętymi skrzydłami.
- „To jest grawitacja!” - Krzyknął w stronę Berniego.
-„A to jest powietrze, Bernie” – jeszcze raz zakrzyknął w stronę gniazda, tym razem wyciągając skrzydła na całą rozpiętość i spokojnie szybując w dal. Można było słyszeć, jak w locie dalej tłumaczył Berniemu: „Obie rzeczy są niewidzialne... ale obie istnieją naprawdę”.
Po spotkaniu z psychologiem Bernie długo milczał i bardzo intensywnie rozmyślał. W końcu się odezwał: - „Wiecie, ten specjalista od ptasiego mózgu ma rację! To, że czegoś nie widać, wcale nie znaczy, że to coś nie istnieje. Przecież grawitacja jest zawsze, to może i powietrze też jest? Tego się właśnie najbardziej boję, bo nie dowiem się, czy to powietrze tam jest tak długo, aż nie spróbuję pofrunąć”.
Zyg, specjalista od ptasiego mózgu udowodnił Berniemu coś ciekawego, że są rzeczy, które choć niewidzialne, to jednak istnieją naprawdę. Na przykład grawitacja, jej nie widać, ale wiadomo, że jest, bo jak się wypada z gniazda, to można się zabić. Dzięki temu Bernie zrozumiał, że nie wierzy w możliwość latania, bo nie wierzy w istnienie niewidzialnego powietrza. Zrozumiał, że tak naprawdę to boi się grawitacji! Być może niewidzialne powietrze istnieje tak samo, jak grawitacja, ale czy ono uratuje mu życie? Bernie postanowił, że jutro nauczy się latać. Zdobywając się na odwagę, poinformował o swoim postanowieniu wszystkie ptaki w lesie, wszystkie gniazda w sąsiedztwie. Wszystkim pisklętom w okolicy zapowiedział, że jutro będzie się uczył latać.
Następnego ranka Bernie stanął na krawędzi gniazda. Wokół zebrał się spory tłum, bo wszyscy w sąsiedztwie wiedzieli o jego kłopotach. Okazało się, że jeśli w którymś gnieździe pojawia się Zyg, specjalista od ptasiego mózgu, to cała okolica o tym wie! Ale to jest już zupełnie inna historia.
Bernie się wyprostował i zapowiedział wszystkim, że oto nadszedł czas, aby zaufać niewidzialnej rzeczy zwanej POWIETRZEM! Długo przemawiał do zebranych, mówiąc o konieczności ufności w rzeczy niewidzialne, po czym odważnie i z wielką ceremonią wyskoczył z gniazda i zaczął spadać... Zadyndał pół metra pod gniazdem, bo zapomniał odwiązać sznurek! [śmiech]. Bernie bardzo się zawstydził. Czuł się upokorzony. Cały las się z niego śmiał. Inne zwierzęta też. Nawet myszy i wiewiórki! Słyszał, jak echo rozbrzmiewało po całym lesie powtarzając bez końca: Chodzący ptak... wspaniały chodzący ptak! Bernie zrozumiał, że wszyscy słyszeli każde jego słowo. Musiał więc ratować sytuację.
Wspiął się po sznurku na krawędź gniazda, po czym go przegryzł i wziął głęboki wdech napełniając płuca niewidzialną substancją zwaną powietrzem. Rozejrzał się dokoła. Nagle zrobiło się bardzo cicho. Wiecie, pisklęta same nie uczą się latać. Zwykle podczas snu są znienacka wypychane z gniazda przez rodziców. Nigdy nie robią tego z własnej woli. Wszystkie ptaki zrozumiały, że są świadkami czegoś niezwykłego. Raptem dorosłe ptaki przypomniały sobie, jak to było, kiedy same uczyły się latać. Oto Bernie, założyciel nowego gatunku zwanego chodzącym ptakiem, miał sam wypaść z gniazda – tym razem bez sznurka.
Zaczął spadać. Od razu owładnął nim strach. To nie był żaden sen, to się działo naprawdę! Kątem oka widział migającą korę drzewa, a ziemia przybliżała się w bardzo szybkim tempie. Usłyszał wewnętrzny głos mówiący mu: „Skrzydła! Skrzydła! Wyciągnij skrzydła!”
„Boję się!” - Bernie krzyczał w myślach, ale wtedy, tak samo, jak siostra i brat, w ostatniej chwili, wyciągnął swoje pisklęce skrzydełka i zaczął nimi mocno machać. Natychmiast zadziałał ów niewidzialny system wsparcia zwany powietrzem. Magiczna sztuczka latania – zwana siłą nośną powietrza, na której polegali tata z mamą i rodzeństwo, również zadziałała dla Berniego. Poczuł wiatr pod skrzydłami, który go zaczął unosić coraz wyżej i wyżej!
Bernie nie mógł się nalatać. Latał cały dzień. Latał i latał. Wzbijał się tak wysoko, jak tylko mógł, dopóki starczyło mu w skrzydłach sił. Cieszył się niewidzialnym POWIETRZEM. Śmigał ponad koronami drzewami i krzyczał patrzcie, latam! Jakby był pierwszym ptakiem, który kiedykolwiek latał. Wszyscy oklaskiwali Berniego nie dlatego, że latał, ale dlatego, że zdobył się na odwagę nauki samemu.
Jest to prosta historyjka, nieprawdaż? Dużo w niej humoru, opowiada o tym, jak Bernie nauczył się ufać rzeczom niewidzialnym. A teraz wyjaśnimy, co ta opowieść znaczy dla was wszystkich. Niektórzy z was już to wiedzą, nieprawdaż? Kochane dzieci, właśnie teraz stoi przy was anioł. Od urodzenia macie przy sobie anioła, z którym możecie rozmawiać, kiedy tylko macie na to ochotę. To jest bardzo miły anioł i bardzo was kocha. On ma umysł dziecka i dobrze zna wasz sposób myślenia. Ten anioł bardzo lubi się bawić tymi samymi zabawkami, co wy. On będzie rósł wraz z wami. On zawsze jest dostępny i może w każdej chwili przyjść z pomocą.
Cóż, niektórzy z was mogą powiedzieć: - „Nie widzę żadnego anioła!” Dzieje się tak, jak z powietrzem, w opowiadaniu o Berniem, ono też jest niewidzialne, ale ten niewidzialny anioł może was podnieść do góry, wyciągnąć z kłopotów, może wam pomóc, kiedy jesteście smutni, albo kiedy nic się nie układa po waszej myśli. Ten anioł wspiera was niewidzialną energią nawet wtedy, kiedy zanurzacie się w odmęt strachu. Pragniemy, abyście o tym pamiętali, gdyż ten anioł lat dzieciństwa pozostanie przy was na całe życie. On jest piękny i choć niewidzialny, to – jak się o tym przekonał Bernie – bardzo prawdziwy.
Być może, chcielibyście się dowiedzieć czegoś więcej o swoim aniele? Wystarczy się do niego zwrócić z pytaniem. Nawet jeśli nic nie usłyszycie ani nie zobaczycie, to poczucie miłości i przyjaźni, jakie wam prześle, da wam do zrozumienia, że istnieje naprawdę!
Czy jesteś dorosłym czytającym tę opowieść? Gdzie się podział twój anioł z dzieciństwa? Czy on w dalszym ciągu jest w twoim wnętrzu, czy stopniowo go odtrąciłeś doroślejąc? Czy ten anioł śmiał się z opowiastki o Berniem? Być może, przyszła pora, żeby tego anioła ponownie odszukać? On przecież nigdzie się nie oddalił. On jest twój na całe życie i woła cię, abyś się z nim pobawił. Zaprawdę niniejsza opowieść jest dla dorosłych, albowiem traktuje o strachu właściwym ludziom dorosłym, a nie dzieciom. To jest strach właściwy temu, kto nie chce opuścić gniazda umysłu i pozornej rzeczywistości, aby móc znów szybować w przestworzach jak dziecko, aby się znów móc bawić i jak dziecko z radością ufać w rzeczy niewidzialne.
I tak jest!
Kryon
(Cytowany fragment pochodzi z nieprzetłumaczonej na polski IX Księgi Przekazu Kryona „The New Beginning”, The Kryon Writings Inc. 2002, str. 20 i dalsze.)
Tłumaczyła: Julita Gonera
Fot. Carol Cavalaris

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witam was kochani, Jam Jest Kryon

  Witam was kochani, Jam Jest Kryon ze służby magnetycznej. Wsłuchajcie się w szelest wiatru i szum morza. Te rzeczy powinny was napełnić ...