Strony

czwartek, 4 kwietnia 2019

Dowody uzdrowień


Kontuzja pleców szybko usunięta
(Back injury quickly healed)


Airlie Scott Reprinted from the February 25, 2008, issue of the Christian Science Sentinel.
Kilka lat temu miałem próbę sztuki w Monachium, w Niemczech, w gorący wrześniowy dzień. Jako że postać, którą grałem, była młodym chłopcem, musiałem wskakiwać na różne elementy dekoracji i zeskakiwać z nich, biegając po scenie, demonstrując wiele fizycznego wysiłku i giętkości. Pewnego dnia podczas próby naciągnąłem mięśnie pleców i odczuwałem ból.
Ruchy miałem ograniczone i wyraźnie czułem, jakby w moich plecach coś fizycznie było nie na swoim miejscu. Niedługo miałem wyjechać na dziewięciomiesięczne tournee i zacząłem się bać, że kontuzja może mi uniemożliwić próby czy przedstawienia. Na szczęście dzięki studiowaniu Chrześcijańskiej Nauki wiedziałem jak ważne jest modlenie się i zwrócenie ku Bogu raczej aniżeli skupianie się na fizycznych symptomach.
Tej nocy po próbie wróciłem do mojej kwatery, gdzie mogłem być sam i spędziłem trochę czasu na modlitwie. Sięgnąłem po numer Christian Science Journal i kiedy modliłem się nad ideami zawartymi w artykułach, które czytałem, zacząłem odczuwać spokój i wszelki strach, że moje ruchy mogą być ograniczone zaczął zanikać. W jednym z artykułów autor mówił o dzieciach Boga, których istnienie jest „dynamiczne i pozbawione wysiłku” Łał! Sformułowanie to uderzyło mnie i na nowo zdałem sobie sprawę z tego, że moja prawdziwa substancja była duchowa.
Nie byłem materialnym ciałem, które próbowało być wystarczająco silne czy wystarczająco naładowane energią, żeby osiągnąć wystarczającą wytrzymałość na długie teatralne tournee. Utrzymywałem w myślach, że moim prawdziwym „ciałem” była moja duchowa tożsamość – substancja myśli Boga – i dlatego była pozbawiona bólu, pozbawiona wysiłku, dynamiczna i wolna. To znaczyło, że moja praca nie wymagała uczenia moich mięśni zapamiętywania, co wiązałoby się z ryzykiem ich naciągnięcia.
Kiedy się tak modliłem rozmyślając o tym, jak Bóg, Duch, stworzył mnie, zrozumiałem, że mogę być „wolnym od wysiłku sobą”. Ten cytat z Nauki i zdrowia z kluczem do Pisma Świętego dopełnił moich modlitw: „Człowiek jest poddanym Boga, Ducha, i niczym więcej. Istnienie Boga to nieskończoność, swoboda, harmonia i niezmierzona błogość. ‘Tam, gdzie jest Duch Pana, tam jest wolność.’ Na podobieństwo dawnych arcykapłanów człowiekowi wolno ‘wstąpić w święte świętych’ – wymiar Boga”.
Moja prawdziwa tożsamość nagle zarysowała się wyraźnie. To zrozumienie całkowicie zaprzeczało przekonaniu, że uprawianie mojej normalnej pracy aktora, którą stanowią próby, może spowodować jakikolwiek ból czy ograniczenie. Cały strach mnie opuścił i poszedłem spać spokojnie zaufawszy duchowym prawdom, jakie wyczytałem.
Obudziłem się następnego ranka całkowicie wolny od bólu już nie odczuwając, że cokolwiek w moich plecach było nie na swoim miejscu. Podczas próby tego dnia byłem w stanie poruszać się normalnie i mieć fantastyczne odczucie energii i naturalnej motywacji dla każdego zadania, jakie przede mną stawiano. Od tego dnia nie było żadnego nawrotu bólu w plecach, a uzdrowienie okazało się permanentne. Byłem bardzo wdzięczny za ten dowód mojej wrodzonej wolności przynależnej dziecku Boga.

Jeszcze długo po tym, jak poczułem się fizycznie wolny, nieraz rozmyślałem nad tymi duchowymi prawdami. Przez całe tournee często wracałem do stwierdzenia, że wyrażałem „dynamiczne i pozbawione wysiłku istnienie”, a to wprowadziło praktyczne i trwałe poczucie niezmierzonej wolności w moją pracę.

Sympatycznym epilogiem tego uzdrowienia jest to, że podzieliłem się tą duchową koncepcją z kilkoma moimi kolegami-aktorami oraz kierownikiem tournee. Niektórzy z kolegów powiedzieli mi później, że podobnie jak ja, oni również osiągnęli większą fizyczną swobodę stosując tę ideę na scenie i poza nią.

Airlie Scott lives in London, England.


 
Świadectwo uzdrowienia


            Nosiłem się właśnie z zamiarem złożenia ślubów zakonnych. Pogodziłem się z tym, że prawdopodobnie nie pożyję długo. Poświęciłem mój czas na duchowe nabożne medytacje. To dawało mi siłę i coraz głębszy spokój na przekór mojej kiepskiej fizycznej kondycji.
            Swego czasu byłem instruktorem narciarstwa i odnosiłem sukcesy w biznesie. Miałem dwie małe firmy, organizujące wycieczki narciarskie oraz szkoły letnie. Wiele się zadziało od tamtej pory do momentu, kiedy zarejestrowano mnie jako niepełnosprawnego. Byłem „w rozsypce”.
            Jako dziecko zapadłem na chorobę kości. W rezultacie moja lewa noga stała się krótsza, a kręgosłup skrzywiony. Nie zaprzestałem jednak aktywnego sportowego życia w dzieciństwie. Grałem w piłkę nożną i tenisa, surfowałem i jeździłem na rowerze. Byłem aktywnym sportowcem także po ukończeniu szkoły.
            I nagle w roku 1995 zacząłem tracić na wadze. Lekarze nie potrafili tego wyjaśnić. Przez całe miesiące przechodziłem badania i zażywałem leki. Na koniec lekarze uznali, że występuje u mnie syndrom nadwrażliwego jelita. Mój organizm nie przyjmował niektórych rodzajów pożywienia. Występował u mnie również syndrom chronicznego zmęczenia. Mięśnie pleców i szyi zanikły, eksponując tym mocniej słabość szyi spowodowaną skrzywieniem kręgosłupa. Pod koniec 1997 roku moja waga spadła do 48 kg. Nie tolerowałem żadnego jedzenia poza gotowanym brązowym ryżem i surowymi, przetartymi warzywami, cierpiąc nieustannie z powodu przemieszczania się szyjnej części kręgosłupa oraz będąc przykutym do łóżka.
            Aż pewnego razu wiosną 2001 roku zobaczyłem plakat anonsujący wykład. Miał być o jakiejś kobiecie, o której nigdy wcześniej nie słyszałem – Mary Baker Eddy. Nie mogłem pojąć, dlaczego myśl o tym wykładzie nie opuszczała mnie. Nie miałem żadnych związków ani nigdy się nie interesowałem tą osobą. I wcale nie miałem ochoty czegokolwiek się o niej dowiedzieć. Nie wspominając już, że dotarcie do miejsca wykładu było dla mnie trudnym zadaniem jako dla niepełnosprawnego. Ale myśl o wykładzie mnie nie opuszczała. Wciąż krążyła po mojej głowie. W końcu zdecydowałem, że pójdę na wykład.
            Pokonując ból, poruszając się wolno i cierpliwie, zdołałem dotrzeć do sali, gdzie miał odbyć się wykład. Byłem wyczerpany i mocno obolały.
            To, co usłyszałem sprawiło, że poczułem się nieswojo. Usłyszałem słowo Pismo Święte. Jako młody chłopak czułem się skrępowany obcując z ludźmi, którzy zajmowali się „Pismem”. Także słowo uzdrawianie zdarzało mi się często słyszeć. Wydałem mnóstwo pieniędzy na wszelkie możliwe rodzaje alternatywnej czy naturalnej terapii – od akupunktury do refleksologii i wiele innych pomiędzy. Nie przyszedłem na ten wykład po uzdrowienie. Szybko zacząłem tracić zainteresowanie.
            Usłyszałem cytat z książki Nauka i zdrowie z kluczem do Pisma Świętego: „Bóg jest zarazem punktem centralnym, jak i treścią naszej istoty.” To zdanie poruszyło mnie. Natychmiast pomyślałem: „Jakim to sposobem Bóg może być centrum i treścią tej istoty? Tej istoty, która jest tak schorowana, pełna bólu i pokrzywionych kości.”
            Pamiętam też, że usłyszałem, iż Bóg znaczy „dobry”, i że to „dobro” wypełnia całą przestrzeń przez cały czas. Słysząc to poczułem, jak ogarnia mnie gniew. Co było „dobrego” w tym, że cierpiałem przez wszystkie te lata? Co było „dobrego” w byciu zarejestrowanym jako niepełnosprawny fizycznie i nieuleczalnie chory w wieku 35 lat? Byłem wściekły! Gniewne myśli całkiem mnie pochłonęły.
            Nagle jednak coś się zmieniło. Mój umysł stał się całkowicie spokojny. Zauważyłem zmniejszanie się bólu. Najpierw w brzuchu, potem w szyi, a następnie w kolanach. Poczułem, jakbym już dłużej nie był uwięziony w niedożywionym, koślawym, przekrzywionym na jedną stronę, obolałym ciele. Czułem, że jestem odłączonym milczącym obserwatorem, który był świadkiem rosnącego poczucia odprężenia. To odprężenie zastępowało dotychczasowe odczucia bólu i choroby. To było jakby kostka lodu położona została na ciepłym parapecie, delikatnie się rozpuszczając i zmieniając kształt. Tak też uczucia bólu i sztywności delikatnie rozpuszczały się i zmieniały kształt we mnie – uwalniając od zesztywnienia, które trzymało mnie w pułapce przez tak wiele lat. Byłem naprawdę zszokowany.
            Proste idee Prawdy przemieniły moje obolałe ciało w odprężone, wolne od wszelkich chorobliwych i bolesnych odczuć. Byłem w szoku z powodu tego, co nastąpiło później. Szedłem do domu długim zamaszystym krokiem, bez cienia wysiłku, głowę trzymałem wysoko, pierś wypięta, nie było we mnie śladu bólu, zmęczenia czy ograniczenia. Przeszedłem pieszo całą drogę – około półtora kilometra – i dotarłem na miejsce przepełniony radością i zdumieniem z powodu tego, co mi się przydarzyło.
            Spałem tej nocy jak małe dziecko, a rano obudziłem się wcześnie z myślą jak Bóg jest dobry. Bóg rzeczywiście był „centrum i treścią (mojej) istoty” Przypomniałem sobie inne stwierdzenia zasłyszane w trakcie wykładu, a wśród nich to z Księgi Rodzaju: „Bóg stworzył człowieka na swój obraz.” A także: „…Bóg zobaczył, że wszystko, co stworzył, było bardzo dobre.”
            Zsunąwszy się z łóżka doznałem kolejnego szoku. Stałem doskonale wyprostowany, zamiast być pochylonym na bok z powodu krótszej jednej nogi. Zachowywałem równowagę stojąc na bosaka. Kiedy tylko spróbowałem jakoś to sobie ułożyć w głowie, usłyszałem słowa: „Musimy polegać na Bogu w sposób radykalny, jeśli idzie o nasze dobro.” To były słowa, których nie przypominałem sobie z wykładu. Zdawały się mieć w sobie taką przekonującą siłę! Nie miałem wątpliwości co do ich prawdziwości. Natychmiast zacząłem wyrzucać wszystkie wkładki z butów na lewą nogę. Nie były dłużej potrzebne.
            Poczułem przemożne pragnienie udania się do sklepów i kupienia wszelkich możliwych składników dla przygotowania normalnego śniadania – takich jak herbata, cukier, mleko, płatki zbożowe, chleb, masło i miód. Przez ostatnie sześć lat nie byłem zdolny jeść takich rzeczy. Zjadłem wspaniały, „normalny” posiłek bez najmniejszego bodaj śladu jakiejś reakcji czy nietolerancji ze strony organizmu. Pamiętam, jak zrozumiałem, że to nie były  szokujące zmiany, ale powrót do normy. Mogłem się spodziewać, że będzie ich jeszcze więcej.
            W dwa dni później poszedłem na moje pierwsze w życiu nabożeństwo w kościele Chrześcijańskiej Nauki. Zacząłem studiowanie Nauki i Zdrowia regularnie poprzez lekcje biblijne z Kwartalnika Chrześcijańskiej Nauki.
            W przeciągu czterech tygodni przybyło mi blisko 28 kilogramów. Byłem w stanie jeść i trawić każdy rodzaj pokarmu. Potrafiłem przejść na piechotę ponad trzy kilometry dziennie i wróciłem do jeżdżenia na rowerze, pieszych wycieczek i pływania. Dosłownie czułem się jak nowo narodzony, wróciła mi chęć do życia, stanąłem na nogi. Byłem świadomy, że moje życie było od Boga i nigdy nie zostanie mi odebrane. Nie może zostać osłabione w żaden sposób, ani być zależne od jakichkolwiek materialnych warunków.
            Poszedłem na wykład bez żadnych oczekiwań i wyszedłem po jego zakończeniu bez żadnych ograniczeń. Zostałem uwolniony, żeby żyć.

Philip Hockley
Farningham, Kent,
 Anglia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witam was kochani, Jam Jest Kryon

  Witam was kochani, Jam Jest Kryon ze służby magnetycznej. Wsłuchajcie się w szelest wiatru i szum morza. Te rzeczy powinny was napełnić ...