Potęga teraźniejszości
Autor - Eckhart Tolle
Rozdział szósty
CIAŁO WEWNĘTRZNE
Istnienie jest twoją najgłębszą jaźnią
Mówiłeś o tym, jak ważne jest, żeby być głęboko zakorzenionym w sobie i
zamieszkiwać własne ciało. Co przez to rozumiesz?
Ciało może stać się bramą, wiodącą do sfery Istnienia. Zajmijmy się tym teraz
głębiej.
Wciąż nie jestem pewien, czy w pełni rozumiem, co dla ciebie znaczy słowo
„Istnienie”.
„Woda? Co to słowo dla ciebie znaczy? Nie rozumiem go” – powiedziałaby ryba,
gdyby miała ludzki umysł.
Nie staraj się, proszę, zrozumieć Istnienia. Nieraz już ukazywało ci się w
chwilach olśnień, ale umysł zawsze będzie usiłował wtłoczyć je do ciasnego
pudełka i opatrzyć etykietką. A tego się zrobić nie da. Istnienie nie może
się stać przedmiotem wiedzy. W Istnieniu podmiot i przedmiot łączą się w
jedną całość. Istnienie daje się odczuć jako wiecznie obecne ja j e s t e m,
wymykające się wszelkim nazwom i formom. Poczucie, a zarazem wiedza, że j e s
t e ś i że trwasz w tym głęboko zakorzenionym stanie, jest oświeceniem, jest
prawdą, która wedle słów Jezusa ma cię uwolnić.
Od czego?
Od złudzenia, że jesteś wyłącznie swoim ciałem fizycznym i umysłem. To
„urojone »ja«„, jak określa je Budda, stanowi sedno wszystkich błędów. Prawda
uwolni cię od lęku, który przebiera się w rozmaite kostiumy, jest zaś
nieuniknionym skutkiem wspomnianego złudzenia; od lęku, który nieustannie cię
dręczy, dopóki czerpiesz swoje poczucie ,ja” wyłącznie z tej efemerycznej,
bezbronnej formy. A także od grzechu, czyli od cierpienia, które bezwiednie
zadajesz sobie i innym, dopóki to urojone poczucie Ja” rządzi twoim
myśleniem, mową i postępowaniem.
Patrz, gdzie słowo nie sięga
Nie lubię słowa „grzech”. Sugeruje ono, że ktoś mnie osądza i uznaje za
winnego.
Rozumiem. W ciągu minionych stuleci tego rodzaju słowa obrosły wieloma
błędnymi poglądami i interpretacjami, które choć ich korzeniem jest
niewiedza, nieporozumienie lub żądza władzy – w istocie zwierają jednak
źdźbło prawdy. Jeśli nie umiesz przejrzeć takich interpretacji na wylot, żeby
dostrzec rzeczywistość, którą słowo wskazuje, to go nie używaj. Nie ugrzęźnij
na poziomie słów. Każde z nich jest tylko narzędziem. Jest abstrakcją –
drogowskazem, który sam w sobie nie stanowi celu, lecz pokazuje kierunek.
Słowo „miód” nie jest miodem. Możesz prowadzić badania nad miodem i rozmawiać
o nim, ile dusza zapragnie, ale żeby naprawdę dowiedzieć się czegoś o
miodzie, musisz go skosztować. A kiedy skosztujesz, słowo stanie się dla
ciebie mniej ważne. Nie będziesz już do niego przywiązany. Podobnie rzecz ma
się z Bogiem: możesz o nim mówić lub myśleć do końca życia, bez chwili
przerwy, ale czy to znaczy, że znasz albo chociaż przelotnie ujrzałeś
rzeczywistość, którą wskazuje słowo „Bóg”? Ten rodzaj zaprzątnięcia tematem
jest w gruncie rzeczy jedynie obsesyjnym przywiązaniem do drogowskazu, do
mentalnego bożka.
Zasada ta działa też w drugą stronę: gdybyś z jakiegokolwiek powodu nabrał
niechęci do słowa „miód”, mógłbyś przez to nigdy w życiu nie skosztować
prawdziwego miodu. Gdybyś nabrał odrazy – czyli uległ przywiązaniu na opak –
do słowa „Bóg”, mógłbyś zanegować nie tylko samo słowo, lecz także ukrytą za
nim rzeczywistość. Uniemożliwiłbyś sobie w ten sposób doświadczalne poznanie
tej rzeczywistości. Oczywiście cała ta kwestia jest ściśle związana z tym, że
utożsamiasz się z własnym umysłem.
Jeśli więc słowo przestaje ci służyć, wykreśl je ze swojego słownika i zastąp
innym, przydatnym do twoich celów. Skoro nie lubisz słowa „grzech”, wstaw w
jego miejsce „nieświadomość” lub „obłęd”. Masz wtedy szansę bardziej zbliżyć
się do prawdy – do rzeczywistości ukrytej za słowem – niż gdybyś posługiwał
się wyrazem od dawna nadużywanym, takim jak grzech; no i mniejsze będzie
ryzyko, że nabawisz się poczucia winy.
Te słowa też mi się nie podobają. Zawierają domniemanie, że coś jest ze mną
nie w porządku. Czuję się osądzany.
No pewnie, że coś jest z tobą nie w porządku – i wcale nie stoisz przed
sądem.
Nie chcę cię obrazić, ale czy nie należysz do gatunku ludzkiego, który w
samym tylko dwudziestym wieku zabił ponad sto milionów własnych
przedstawicieli?
Sugerujesz, że jestem winny na mocy zasady zbiorowej odpowiedzialności?
Nie o winę tu chodzi. Ale dopóki poddajesz się władzy egotycznego umysłu,
ulegasz zbiorowemu szaleństwu. Może nie przyjrzałeś się dość wnikliwie
ludzkiej kondycji, zdominowanej przez umysł egotyczny. Otwórz oczy i zobacz
wszechobecny lęk, rozpacz, chciwość i przemoc. Zobacz ohydne okrucieństwo i
niewyobrażalne cierpienie, które ludzie od dawna zadają sobie nawzajem, a
także innym formom życia na kuli ziemskiej. Nie musisz niczego potępiać. Po
prostu obserwuj. Oto grzech. Oto obłęd. Oto nieświadomość. Przede wszystkim
zaś nie zapomnij o obserwowaniu własnego umysłu. Odszukaj w nim korzeń
obłędu.
Odnajdywanie prawdziwego siebie – niewidzialnego i niezniszczalnego
Powiedziałeś, że utożsamianie się z ciałem fizycznym to jeden z elementów
iluzji. Jak więc można dzięki ciału – dzięki fizycznej postaci – uświadomić
sobie Istnienie?
Ciało, które postrzegasz wzrokiem i dotykiem, nie doprowadzi cię do
Istnienia. Lecz to widzialne i namacalne ciało jest zaledwie zewnętrzną
skorupą, a raczej zawężonym i wypaczonym obrazem głębszej rzeczywistości. Gdy
trwasz w swoim naturalnym stanie więzi z Istnieniem, nieustannie odczuwasz tę
głębszą rzeczywistość jako niewidzialne ciało wewnętrzne – coś, co w tobie
tkwi i cię ożywia. „Mieszkanie w ciele” polega więc na tym, żeby czuć to
ciało od środka, czuć płynące w nim życie i w ten sposób zrozumieć w końcu,
że jesteś czymś, co wykracza poza zewnętrzną formę.
Jest to jednak dopiero początek wewnętrznej podróży, która zaprowadzi cię
jeszcze głębiej w rejony wielkiego bezruchu i spokoju, a zarazem wielkiej
mocy i wibrującego życia. Początkowo będą ci się może zdarzały tylko krótkie
przebłyski tego stanu, lecz dzięki nim zaczniesz sobie uświadamiać, że nie
jesteś nic nieznaczącą drobiną w obcym wszechświecie, żyjącą w krótkotrwałym
zawieszeniu między narodzinami a śmiercią, uprawnioną do korzystania z
chwilowych przyjemności, po których nieuchronnie następuje ból i wreszcie
ostateczne unicestwienie. Pod osłoną swojej zewnętrznej formy jesteś
połączony z czymś tak ogromnym, tak niezmiernym i świętym, że aż niepojętym i
niewysłowionym – chociaż właśnie w tej chwili opowiadam o tym czymś za pomocą
słów. Opowiadam nie po to, żebyś miał w co wierzyć, tylko żeby ci pokazać,
jak możesz samodzielnie poznać tę głębszą rzeczywistość.
Jesteś odcięty od Istnienia, dopóki całą twoją uwagę zaprząta umysł.
Pozostając w tym stanie – a u większości ludzi jest to stan ciągły – nie
żyjesz we własnym ciele. Umysł zagarnia całą twoją świadomość i przerabia ją
na swoją modłę. Nie możesz przestać myśleć: przymus myślenia jest w
dzisiejszych czasach rodzajem epidemii. Całe twoje wyobrażenie o tym, kim
jesteś, opiera się wtedy na działaniu umysłu. Twoja tożsamość nie wyrasta już
z Istnienia, staje się więc kruchą i wiecznie czegoś spragnioną konstrukcją
umysłową, produkującą lęk jako podstawową emocję, którą wszystko jest
podszyte. W twoim życiu brakuje wówczas jedynej naprawdę istotnej rzeczy:
świadomości własnego głębszego ,Ja” – rzeczywistego ciebie, niewidzialnego i
niezniszczalnego.
Aby uświadomić sobie Istnienie, musisz odzyskać zawłaszczaną przez umysł
świadomość. Jest to jedno z najważniejszych zadań, jakie stoją przed tobą
podczas duchowej podróży. Gdy je spełnisz, wyzwolą się ogromne zasoby
świadomości, które dotychczas grzęzły w bezużytecznym, natrętnym myśleniu.
Bardzo dobrym sposobem jest odwrócenie uwagi od własnych myśli i skierowanie
jej w głąb ciała; możesz wtedy natychmiast poczuć Istnienie jako niewidzialne
pole energii, z której to, co postrzegasz jako ciało fizyczne, czerpie życie.
Łączenie się z ciałem wewnętrznym
Spróbuj, proszę, zrobić to teraz. Jeśli zamkniesz oczy, może pójść ci to
lepiej. Kiedy „mieszkanie w ciele” stanie się z czasem łatwe i naturalne,
zamykanie oczu nie będzie już potrzebne. Skieruj uwagę w głąb ciała. Poczuj
je od wewnątrz. Czy jest żywe? Czy czujesz życie w dłoniach, rękach, nogach,
stopach – w brzuchu i w piersi? Czujesz to subtelne pole energetyczne, które
przenika całe ciało i obdarza tętniącym życiem każdy narząd i komórkę? Czy
•wyczuwasz je we wszystkich częściach ciała równocześnie jako jedno pole
energii? Jeszcze przez chwilę skup się na odczuwaniu ciała wewnętrznego. Nie
myśl o nim, tylko je czuj. Im więcej uwagi mu poświęcisz, tym wyraźniejsze i
silniejsze będzie odczucie. Poczujesz się tak, jakby każda komórka coraz
bardziej ożywała, a jeśli jesteś typem wzrokowca, masz szansę zobaczyć, że
twoje ciało staje się świetliste. Wizja taka na krótką metę może ci wprawdzie
pomóc, ale skoncentruj się raczej na odczuciu niż na jakichkolwiek wizjach.
Każda z nich, choćby była nie wiedzieć jak piękna i potężna, jest określoną
formą, pozostawia więc mniej miejsca na głębsze drążenie sprawy.
Odczucie wewnętrznego ciała jest bezpostaciowe, bezkresne i niezgłębione.
Zawsze możesz jeszcze dalej w nie wniknąć. Jeśli na razie niewiele czujesz,
skup się na tym, co jednak udało ci się poczuć. Może jest to tylko lekkie
mrowienie w dłoniach lub w stopach. Na początek dobre i to. Po prostu skup
się na odczuciach. Twoje ciało ożywa. Później znów trochę to poćwiczymy.
Otwórz, proszę, oczy, ale nawet rozglądając się po pokoju, poświęć nieco
uwagi wewnętrznemu polu energii. Ciało wewnętrzne usytuowane jest na granicy
między twoją tożsamością upostaciowioną a tożsamością istotną, czyli
prawdziwą naturą. Bądź z nim stale w kontakcie.
Przemiana dzięki ciału
Czemu większość religii potępia ciało albo je neguje? Poszukiwacze duchowi
zawsze chyba traktowali je jako przeszkodę lub wręcz naczynie grzechu.
A czemu tak niewielu poszukiwaczy znalazło to, czego szukało?
Na poziomie ciała ludzie bardzo przypominają zwierzęta. Wszystkie podstawowe
funkcje fizyczne – odczuwanie przyjemności i bólu, oddychanie, jedzenie,
picie, wydalanie, sen, popęd rozrodczy – są u nas takie same, jak u zwierząt.
Kiedy ludzie utracili stan łaski i jedni, aby popaść we władzę iluzji, po
dłuższym czasie zbudzili się nagle w ciele, które sprawiało wrażenie
zwierzęcego. Bardzo ich to zaniepokoiło. „Nie oszukuj się. Jesteś tylko
zwierzęciem”. Wydawało się, że muszą spojrzeć w oczy tej właśnie prawdzie.
Była ona jednak zbyt niepokojąca, aby dało sieją znieść. Adam i Ewa
zobaczyli, że są nadzy, i przestraszyli się. Wkrótce zaczęli bezwiednie negować
swoją zwierzęcą naturę. Istniało bowiem całkiem realne niebezpieczeństwo, że
pod wpływem potężnych instynktów cofną się do stadium zupełnej
nieświadomości. Pojawił się wstyd i rozmaite tabu, związane z pewnymi
częściami ciała i jego funkcjami, zwłaszcza płciowymi. Nasi przodkowie mieli
nie dość jasną świadomość, żeby zaprzyjaźnić się ze swoją zwierzęcą naturą,
pozwolić jej b y ć, a nawet cieszyć się owym aspektem siebie. Tym bardziej
nie umieli wniknąć głębiej w zwierzęcą naturę, aby odnaleźć ukrytą w niej
boskość – rzeczywistość w oplocie iluzji. Zrobili więc to, co zrobić musieli.
Zaczęli się oddalać od własnego ciała. Doszli do przekonania, że nie tyle są
ciałem, ile je mają.
Kiedy powstały religie, to oddalenie od ciała stało się jeszcze wyraźniejsze
i przybrało formę przeświadczenia, ujętego w słowach „nie jesteś swoim
ciałem”. W ciągu stuleci mnóstwo ludzi na Wschodzie i na Zachodzie usiłowało
znaleźć Boga, zbawienie bądź oświecenie dzięki negacji ciała. Wyrzekali się
uciech zmysłowych, a zwłaszcza wszystkiego, co seksualne, uprawiali post i
wszelkiego rodzaju ascezę. Zadawali nawet ciału ból, żeby je osłabić czy też
ukarać, ponieważ uważali, że jest grzeszne. W kulturze chrześcijańskiej
nazywano to umartwieniem cielesnym. Inni próbowali uciec z ciała, wpadając w
trans lub poza ciało wychodząc. Wielu nadal to robi. Podobno nawet Budda
przez sześć lat starał się zanegować ciało za pomocą postu i skrajnych
praktyk ascetycznych, lecz oświecenia doznał dopiero wtedy, gdy metody te
porzucił.
Faktem jest, że jeszcze nikt nie osiągnął oświecenia, negując ciało lub
walcząc z nim, ani też z niego wychodząc. Doświadczenie wyjścia poza ciało
potrafi być, owszem, fascynujące, i może dać człowiekowi krótkotrwały posmak
wyzwolenia z formy materialnej, prędzej czy później trzeba jednak wrócić do
ciała, bo to w nim dokonuje się zasadnicza praca nad przeobrażeniem. To
ostatnie odbywa się bowiem poprzez ciało, a nie z dala od niego. Właśnie
dlatego nigdy żaden prawdziwy mistrz nie radził walczyć z ciałem ani go porzucać,
chociaż ich następcy, traktujący umysł jako podstawę, często sposoby takie
zalecali.
Z pradawnych nauk o ciele ocalały jedynie fragmenty (na przykład zdanie, w
którym Jezus mówi, że „całe twoje ciało światłem się napełni”) i mity, takie
jak choćby wiara, że Jezus nigdy nie wyzbył się ciała, lecz pozostał z nim
scalony i „wniebowstąpił” wraz z ciałem. Aż do dziś prawie nikt nie zdołał
zrozumieć tych fragmentów ani przeniknąć ukrytego znaczenia pewnych mitów.
Powszechnie uznano słuszność poglądu, zawartego w słowach „nie jesteś swoim
ciałem”, co doprowadziło do negacji ciała i do prób ucieczki z niego.
Uniemożliwiło to niezliczonym poszukiwaczom duchowym osiągnięcie celu i awans
do kategorii duchowych znalazców.
Czy dałoby się odnaleźć zaginione nauki na temat znaczenia dala lub odtworzyć
je z zachowanych fragmentów?
To zupełnie niepotrzebne. Wszystkie nauki duchowe mają wspólne Źródło. Z tego
punktu widzenia istnieje i zawsze istniał tylko jeden mistrz, pojawiający się
w wielu postaciach. Ja jestem mistrzem i ty także nim jesteś od chwili, gdy
zdołasz dotrzeć do Źródła w sobie. Droga do niego prowadzi przez ciało
wewnętrzne. Źródło wszystkich nauk duchowych jest jedno, lecz kiedy nauki te
zawrze się w słowach i zapisze, stają się oczywiście zbiorami słów, niczym
więcej, a słowo – jak już wcześniej ustaliliśmy – stanowi zaledwie
drogowskaz. Wszystkie nauki są więc drogowskazami, dzięki którym można
odnaleźć drogę powrotną do Źródła.
Wspomniałem już o Prawdzie, ukrytej w ciele, ale raz jeszcze streszczę zaginione
nauki mistrzów, żeby dać ci kolejny drogowskaz. Staraj się, proszę, czuć
własne ciało wewnętrzne podczas lektury lub słuchania.
Kazanie o ciele
To, co widzisz jako strukturę fizyczną o wielkiej gęstości, zwaną ciałem,
podlegającą chorobom, starzeniu się i umieraniu, w ostatecznym rozrachunku
nie jest rzeczywiste — nie jest tobą, lecz tylko fałszywym obrazem twojej
rzeczywistej istoty, której nie dotyczą narodziny ani śmierć. Obraz ów
powstaje za sprawą ograniczeń twojego umysłu, ten bowiem, utraciwszy łączność
z Istnieniem, stwarza ciało jako dowód rzekomej słuszności swojej wiary w
odrębność, chcąc przez to zarazem uprawomocnić własny lęk. Nie odwracaj się
jednak od ciała, bo ten symbol nietrwałości, skrępowania i śmierci, który
postrzegasz jako złudny twór własnego umysłu, skrywa w sobie całą wspaniałość
twojej prawdziwej i nieśmiertelnej istoty. Nie szukaj Prawdy nigdzie indziej,
ponieważ odnajdziesz ją jedynie we własnym ciele.
Nie walcz z ciałem, bo walczysz wtedy z prawdziwym sobą. Jesteś swoim ciałem.
To, które możesz zobaczyć, którego możesz dotknąć, stanowi zaledwie cienką,
złudną przesłonę, głębiej zaś tkwi niewidzialne ciało wewnętrzne — brama
Istnienia, Życia Nie przejawionego. Poprzez ciało wewnętrzne jesteś
nierozerwalnie związany z nie przejawionym Jednym Życiem – nigdy nie
narodzonym, nieśmiertelnym, wiecznie obecnym. Poprzez ciało wewnętrzne trwasz
w wiecznej jedni z Bogiem.
Zakorzeń się głęboko w sobie
Kluczem do wszystkiego jest stała łączność z własnym ciałem wewnętrznym – to,
żeby w każdej chwili je czuć. Dzięki temu twoje życie szybko nabiera głębi i
zaczyna się zmieniać. Im więcej świadomości kierujesz w ciało wewnętrzne, tym
wyższą częstotliwość osiąga jego wibracja: to tak jak ze światłem, które tym
silniej świeci, im bardziej podkręcisz regulator, zwiększając dopływ
elektryczności. Na wyższym poziomie energii nie ma już do ciebie dostępu nic
negatywnego, zaczynasz więc ściągać ku sobie nowe sytuacje, odzwierciedlające
ową wyższą częstotliwość.
Jeśli postarasz się możliwie najbardziej skupić uwagę w ciele, zakotwiczysz
się w teraźniejszości. Nie zagubisz się ani w świecie zewnętrznym, ani we
własnym umyśle. Myśli i emocje, lęki i pragnienia mogą jeszcze czasem się
pojawiać, ale już tobą nie zawładną.
Sprawdź, proszę, na czym jesteś teraz skupiony. Słuchasz tego, co mówię, albo
czytasz książkę. Skupiasz się więc na moich słowach. Jesteś zarazem w pewien
marginalny sposób świadom swojego otoczenia, obecności innych ludzi itd.
Jednocześnie wokół tego, co słyszysz lub czytasz, może trwać taka czy inna
działalność umysłowa, komentowanie na bieżąco. Nie ma jednak potrzeby, żeby
którykolwiek z tych wątków pochłaniał całą twoją uwagę. Sprawdź, czy
potrafisz równolegle podtrzymywać kontakt z ciałem wewnętrznym. Zwróć część
uwagi do wnętrza. Nie kieruj jej całej na zewnątrz. Poczuj ciało od środka
jako jedno pole energii. To prawie tak, jakbyś słuchał albo czytał całym
ciałem. Ćwicz się w tym przez najbliższe dni i tygodnie.
Nie poświęcaj całej uwagi umysłowi i światu zewnętrznemu. Oczywiście skupiaj
się na tym, czym się akurat zajmujesz, ale w miarę możności staraj się
jednocześnie czuć ciało wewnętrzne. Bądź stale zakorzeniony w sobie. I
zauważ, jak zmienia się dzięki temu twoja świadomość, a także jakość tego, co
robisz.
Ilekroć na kogoś albo na coś czekasz – gdziekolwiek ci się to zdarzy –
skorzystaj ze sposobności, żeby poczuć ciało wewnętrzne. Dzięki temu stanie w
korkach ulicznych i w kolejkach okaże się bardzo przyjemne. Zamiast za pomocą
mentalnych projekcji dystansować się wobec teraźniejszości, wniknij w jej
głębsze warstwy, głębiej wnikając w ciało.
Doskonaląc w sobie świadomość ciała wewnętrznego, wypracujesz zupełnie nowy
styl życia: będziesz nieustannie odczuwał więź z Istnieniem, a twoje życie
zyska nieznaną ci dotąd głębię.
Łatwo jest być obecnym i obserwować swój umysł, będąc głęboko zakorzenionym
we własnym ciele. Choćby na zewnątrz nie wiedzieć co się działo, nic już tobą
nie wstrząśnie.
Dopóki nie nauczysz się obecności (a jednym z najistotniejszych jej aspektów
jest to, żebyś był mieszkańcem własnego ciała), będzie tobą kierował umysł.
Zawarty w twojej głowie, dawno wyuczony scenariusz – owoc umysłowej tresury –
nie przestanie ci narzucać stylu myślenia i postępowania. Czasem zdołasz może
się od niego uwolnić, ale dłuższe chwile wytchnienia nieczęsto ci się zdarzą.
Szczególnie apodyktyczny staje się umysł wtedy, gdy sprawy idą „nie po twojej
myśli”, kiedy coś tracisz albo czymś się martwisz. Reagujesz wtedy nawykowo,
mimowolnie, automatycznie, w sposób łatwy do przewidzenia, ponieważ twoją
reakcję napędza jedna jedyna podstawowa emocja, która stanowi podszewkę
świadomości utożsamionej z umysłem, a mianowicie lęk.
Ilekroć więc pojawiają się tego rodzaju trudności – a prędzej czy później na
pewno się pojawią – naucz się natychmiast zwracać ku wnętrzu i możliwie
najbardziej koncentrować na wewnętrznym polu energetycznym swojego ciała.
Koncentracja ta nie musi trwać długo: wystarczy kilka sekund. Musisz jednak
wykonać ten zwrot do wewnątrz, gdy tylko pojawi się trudność. Jeśli pozwolisz
sobie choćby na chwilę zwłoki, zdąży się uruchomić wytrenowana, myślowo–
emocjonalna reakcja, która tobą pokieruje. Kiedy skupiasz się w sobie i
czujesz ciało wewnętrzne, natychmiast osiągasz stan cichego bezruchu i
obecności, ponieważ wycofujesz świadomość ze sfery umysłu. Jeśli w danej
sytuacji potrzebny będzie jakiś ruch z twojej strony, sam ci się nasunie,
inspirowany kontaktem z głębszym poziomem. Podobnie jak słońce świeci
nieskończenie jaśniej niż świeca, tak i w Istnieniu zawiera się nieskończenie
więcej inteligencji aniżeli w twoim umyśle.
Dopóki trwasz w świadomym kontakcie z ciałem wewnętrznym, jesteś jak drzewo
głęboko zakorzenione w ziemi albo jak gmach, wzniesiony na głębokich,
solidnych fundamentach. Tą drugą analogią posługuje się Jezus w przypowieści
– zazwyczaj źle rozumianej – o dwóch ludziach, którzy budują domy. Pierwszy
stawia dom na piasku, bez fundamentów, a kiedy nadciągają burze i powodzie,
budynek nie wytrzymuje ich naporu. Drugi człowiek drąży głęboko, dopóki nie
dokopie się do skały, i dopiero wtedy buduje dom, którego żadna powódź nie
zmiecie.
Zanim wnikniesz w ciało, wybacz
Zrobiło mi się bardzo nieswojo, kiedy spróbowałem skupić się na ciele
wewnętrznym. Poczułem wzburzenie i lekkie mdłości. Nie zdołałem więc
doświadczyć tego, o czym mówisz.
To, co poczułeś, było zalegającą emocją, której zapewne sobie nie
uświadamiałeś, dopóki nie skierowałeś uwagi w głąb ciała. Najpierw musisz
uważnie zająć się tą emocją, w przeciwnym bowiem razie odetnie ci ona dostęp
do wewnętrznego ciała, usytuowanego na głębszym poziomie niż ona. Poświęcanie
uwagi emocjom nie realizuje się poprzez myślenie o nich, lecz polega na tym,
żeby je tylko obserwować, odczuwać w całej pełni, a tym samym przyjmować do
wiadomości i brać takimi, jakie są. Niektóre emocje łatwo dają się rozpoznać
– na przykład gniew, lęk, żal itd. Inne trudniej jest precyzyjnie
zdefiniować. Może to być po prostu niejasne uczucie skrępowania, ociężałości
lub ściśnięcia – coś między emocją a doznaniem fizycznym. W każdym razie
ważne jest nie to, czy zdołasz opatrzyć daną emocję definicją myślową, ale
to, jak dalece świadomie potrafisz ją odczuć. Skupiona uwaga stanowi klucz do
przemiany – a pełna koncentracja zawsze idzie w parze z akceptacją. Uwaga
jest jak promień światła: skoncentrowana moc twojej świadomości, która
wszystko przemienia w samą siebie.
W sprawnie funkcjonującym organizmie emocja ma bardzo krótki żywot. Pojawia
się jako przelotna zmarszczka bądź fala na powierzchni twojego Istnienia.
Lecz gdy nie jesteś obecny w swoim ciele, może ona trwać w tobie całymi
dniami i tygodniami lub dołączyć do innych emocji o podobnej częstotliwości,
które zrosły się w jedną całość, tworząc ciało bolesne – utrapionego
pasożyta. Potrafi on latami żyć w tobie, karmiąc się twoją energią, powodując
choroby somatyczne i w ogóle zatruwając ci życie (zob. rozdział 2).
Skup się więc na odczuwaniu emocji i przyjrzyj się, czy aby twój umysł nie
czepia się kurczowo jakiegoś bolesnego schematu zachowań: obwiniania,
użalania się nad sobą albo hołubionej urazy – czegoś, z czego emocja czerpie
siłę. Jeśli tak jest, znaczy to, że nie wybaczyłeś. Owo nieprzebłaganie
skierowane bywa przeciwko innej osobie lub tobie samemu, jego przedmiotem
równie dobrze może się jednak stać dowolna sytuacja czy okoliczność –
przeszła, teraźniejsza albo przyszła – z którą twój umysł uparcie nie chce
się pogodzić. Owszem, mściwość może być wymierzona nawet przeciwko
przyszłości. Jest wtedy wyrazem niezgody umysłu na niepewność – na to, że
przyszłość w ostatecznym rozrachunku nie podlega jego władzy. Przebaczyć
znaczy wyrzec się tego, o co mamy żal, a więc przestać kurczowo się czepiać
własnego rozżalenia. Następuje to automatycznie, gdy tylko uświadomisz sobie,
że twoje rozżalenie służy wyłącznie umacnianiu fałszywego poczucia ,ja”.
Przebaczyć znaczy zaniechać oporu wobec życia – pozwolić życiu, żeby samo się
żyło za twoim pośrednictwem. W przeciwnym razie czeka cię ból i cierpienie,
wyraźne ograniczenie przepływu energii, a nierzadko choroba somatyczna.
Gdy szczerze wybaczasz, natychmiast odzyskujesz własną moc, która dotąd była
uwięziona w umyśle. Mściwość leży w samej naturze umysłu, ponieważ stworzone
przez umysł fałszywe „ja”, czyli ego, nie może przetrwać bez walki i
konfliktu. Umysł nie umie wybaczać. Jedynie t y to potrafisz. To ty stajesz
się obecny, to ty wnikasz we własne ciało, to ty czujesz wibrujący spokój i
cichy bezruch, którym emanuje Istnienie. Właśnie dlatego Jezus powiedział:
„Zanim wejdziesz do świątyni, wybacz”.
Twoja więź z nie przejawionym
Jaki jest związek między obecnością a ciałem wewnętrznym?
Obecność to świadomość w stanie czystym – odzyskana z umysłu, wyzwolona ze
świata form. Ciało wewnętrzne łączy cię z tym, co Nie przejawione, a w swoim
najgłębszym aspekcie jest samym Nie przejawionym: Źródłem, które emanuje
świadomością, tak jak słońce świeci. Ze świadomym odczuwaniem ciała
wewnętrznego mamy do czynienia, gdy świadomość przypomina sobie, skąd
pochodzi, i wraca do Źródła.
Czy Nie przejawione jest tożsame z Istnieniem?
Tak. Słowo „Nie przejawione” to próba negatywnej definicji Te g o, czego nie
sposób ogarnąć słowem, myślą ani wyobraźnią. Mówiąc, czym owa nie wysłowione
nie jest, wskazuje, czym by ona być miała. Natomiast Istnienie to określenie
pozytywne. Nie przywiązuj się, proszę, do żadnego z tych słów, ani nie
zacznij w nie wierzyć. Są tylko drogowskazami.
Powiedziałeś, że obecność to świadomość odzyskana z umysłu. Kto ją odzyskuje?
Ty sam. Ponieważ jednak w istocie jesteś świadomością, równie dobrze możemy
powiedzieć, że jej odzyskanie następuje, gdy budzi się ona ze snu o formie.
Nie znaczy to, że ty jako forma natychmiast znikniesz w nagłej eksplozji
światła. Możesz zachować obecną postać, wiedząc zarazem, że masz w sobie
bezpostaciową, nieśmiertelną głębię.
Muszę przyznać, że choć mocno przekracza to granice mojego pojmowania,
jednocześnie tak jakbym wiedział, o czym mówisz. To nawet nie tyle wiedza,
ile uczucie. Czyżbym się oszukiwał?
Nie, wcale się nie oszukujesz. Uczucie prędzej niż myślenie pozwoli ci
zbliżyć się do prawdy o tym, kim jesteś. Nie mogę ci powiedzieć nic, czego
gdzieś głęboko w sobie wcześniej byś nie wiedział. Człowiek, który osiągnął
pewien poziom kontaktu z samym sobą, potrafi rozpoznać prawdę, gdy ją słyszy.
Jeśli dotychczas nie doszedłeś do tego etapu, pracuj nad świadomością ciała:
to cię pogłębi.
Spowalnianie procesu starzenia
Świadome odczuwanie ciała wewnętrznego daje też dobroczynne skutki w sferze
fizycznej. Jednym z nich jest znaczne spowolnienie procesu starzenia się
organizmu.
Chociaż zewnętrzna powłoka cielesna zazwyczaj (przynajmniej na pozór) dość
szybko starzeje się i więdnie, ciało wewnętrzne nie zmienia się z biegiem
czasu – tyle tylko, że coraz głębiej je czujesz i coraz pełniej nim się
stajesz. Po osiemdziesiątce pole energetyczne twojego ciała wewnętrznego
będzie miało dokładnie taki sam klimat, jak w wieku dwudziestu lat. Zachowa
tę samą żywotną wibrację. Gdy wyzbywasz się nawyku nieobecności w ciele
(czyli wyzwalasz się z umysłu) i stajesz się mieszkańcem własnego ciała, a
zarazem teraźniejszości, twoje ciało fizyczne natychmiast czuje się lżejsze,
klarowniejsze, żywsze. Kiedy w ciele wzrasta poziom świadomości, jego
struktura molekularna dosłownie się rozluźnia. Im wyższa świadomość, tym
mniej natrętnie narzuca się materialistyczne urojenie. Kiedy silniej
utożsamiasz się z ciałem wewnętrznym – tym ponadczasowym – niż z zewnętrznym,
kiedy obecność jest dla ciebie normalnym stanem świadomości, a przeszłość i
przyszłość już nie znajdują się w centrum uwagi, czas przestaje ci się odkładać
w psychice i w komórkach organizmu. Nagromadzenie czasu jako psychicznego
brzemienia przeszłości i przyszłości mocno osłabia zdolność komórek do samo
odnowy. Gdy więc mieszkasz w ciele wewnętrznym, ciało zewnętrzne znacznie
wolniej się starzeje, a nawet jeśli w końcu dopada je starość, przez
zewnętrzną formę prześwituje twoja ponadczasowa istota, toteż nie sprawiasz
wrażenia starca.
Czy jest na to jakiś naukowy dowód?
Spróbuj, a sam się nim staniesz.
Wzmacnianie układu odpornościowego
Kolejnym pożytkiem, jaki praktyka ta przynosi w sferze fizycznej, jest
ogromne wzmocnienie układu odpornościowego, które następuje, gdy
zamieszkujesz własne ciało. Im więcej wprowadzisz w nie świadomości, tym
bardziej wzmacnia się układ odpornościowy: tak jakby wszystkie komórki
radośnie budziły się ze snu. Ciało po prostu uwielbia, kiedy poświęcasz mu
uwagę. Jest to także silny zabieg samo leczący. Większość chorób wkrada się,
gdy jesteś nieobecny w ciele. Pod nieobecność gospodarza w domu zagnieżdżają
się różne szemrane typy.
Kiedy mieszkasz w swoim ciele, nieproszonym gościom trudno jest dostać się do
niego.
Wzmacnia się zresztą nie tylko fizyczny układ odpornościowy: zdecydowanie
wzrasta też odporność psychiczna. Ochrania cię ona przed ogromnie zaraźliwym
wpływem cudzych myślowo– emocjonalnych pól energetycznych o znaku ujemnym.
Kiedy mieszkasz we własnym ciele, nie chroni cię żadna tarcza, tylko
podwyższona częstotliwość drgań twojego całkowitego pola energii, która
sprawia, że każda wibracja o niższej częstotliwości – lęk, gniew,
przygnębienie itd. – istnieje właściwie w innym wymiarze, nie wdziera się
więc w pole twojej świadomości, a jeśli nawet, to nie musisz stawiać oporu,
bo każda taka inwazja przenika przez ciebie jak przez powietrze. Nie
przyznawaj mi ani nie odmawiaj racji, tylko sam się, proszę, przekonaj.
Z rozmaitych dolegliwości można bardzo skutecznie leczyć się samemu za pomocą
pewnej prostej medytacji. Stosuj ją, ilekroć poczujesz, że twój układ
odpornościowy potrzebuje wzmocnienia. Szczególnie dobrze działa ona, gdy
pojawiają się pierwsze objawy choroby, ale daje również efekty w przypadkach
chorób zadawnionych, jeśli uprawia sieją często i z dużym skupieniem.
Medytacja ta przeciwdziała też negatywnym wpływom, mogącym wywołać zaburzenia
w twoim polu energetycznym. Nie da się nią jednak zastąpić nieustannej
praktyki obecności we własnym ciele; nie poparta ową praktyką, przyniesie
jedynie chwilową poprawę. A oto jej opis.
Kiedy masz akurat wolną chwilę, a zwłaszcza wieczorem tuż przed zaśnięciem i
rano zaraz po obudzeniu, „skąp” swoje ciało w świadomości. Zamknij oczy.
Połóż się płasko na plecach. Skupiaj uwagę w kolejnych częściach ciała,
początkowo tylko przez krótki czas: w dłoniach, w stopach, w rękach, w
nogach, w brzuchu, w klatce piersiowej, w głowie itd. Staraj się jak
najsilniej czuć tkwiącą w nich energię życiową. Poświęć każdemu z tych miejsc
około piętnastu sekund. A potem pozwól, żeby twoja uwaga kilkakrotnie
przepłynęła falą po całym ciele, od stóp do głowy i z powrotem. Wystarczy na
to mniej więcej minuta. Poczuj ciało wewnętrzne jako całość, jedno pole
energii. Postaraj się, żeby to odczucie potrwało kilka minut. Bądź przez ten
czas jak najbardziej obecny, i to w każdej komórce ciała. Nie przejmuj się,
jeśli umysł zdoła czasem oderwać cię od tego, co się dzieje w ciele, i
zatracisz się w jakiejś myśli. Gdy tylko to zauważysz, po prostu skup się
znowu na ciele wewnętrznym.
Niech oddech wprowadzi cię w ciało
Mój umysł w okresach wzmożonej aktywności wchodzi czasem na takie obroty, że
w żaden sposób nie udaje mi się wycofać z niego uwagi i poczuć wewnętrznego
ciała. Zdarza się to zwłaszcza wtedy, gdy wpadam w nawykowe zatroskanie czy
niepokój. Coś byś mi zaproponował?
Gdy nie bardzo możesz skontaktować się z ciałem wewnętrznym, zazwyczaj łatwiej
jest najpierw skupić się na oddechu. Świadome oddychanie, które samo w sobie
jest potężną techniką medytacyjną, pozwoli ci stopniowo nawiązać łączność z
ciałem. Uważnie śledź oddech – obserwuj, jak powietrze na przemian wnika w
ciało i je opuszcza. Oddychaj w głąb ciała, czując, jak przy każdym wdechu i
wydechu brzuch lekko się wydyma i znowu kurczy. Jeśli masz odpowiednio
plastyczną wyobraźnię, zamknij oczy i zobacz, że otacza cię światło albo że
nurzasz się w świetlistej substancji – w morzu świadomości. A potem zacznij
oddychać tym światłem. Poczuj, jak świetlista substancja wypełnia twoje
ciało, aż ono także staje się świetliste. Coraz bardziej skupiaj się na tym
odczuciu. Jesteś teraz w swoim ciele. Nie przywiązuj się do żadnych
plastycznych wizji.
Twórcze posługiwanie się umysłem
Gdy musisz w jakimś konkretnym celu posłużyć się umysłem, podtrzymuj
jednocześnie kontakt z ciałem. Tylko pod warunkiem, że potrafisz być
świadomy, a przy tym nie myśleć, uda ci się korzystać z umysłu w twórczy
sposób, najprostsza zaś droga do tego typu świadomości prowadzi przez ciało.
Ilekroć potrzebna jest odpowiedź, rozwiązanie lub twórcza idea, przestań na
chwilę myśleć, skupiając się na wewnętrznym polu energii. Uświadom sobie
panujący w nim cichy bezruch. Kiedy po tej pauzie wznowisz myślenie, będzie
ono świeże i twórcze. Naucz się podczas każdego rodzaju działalności myślowej
przechodzić co kilka minut od myślenia do wewnętrznego zasłuchania –
wewnętrznego bezruchu – i z powrotem. Rzec by można: nie myśl samą głową,
lecz całym ciałem.
Sztuka słuchania
Kiedy słuchasz czyichś słów, nie słuchaj samym umysłem, lecz całym ciałem.
Staraj się przy tym czuć pole energetyczne ciała wewnętrznego. Odwróci to
twoją uwagę od myślenia i stworzy nieruchomą przestrzeń, ona zaś pozwoli ci
słuchać naprawdę, bez ingerencji umysłu. W ten sposób obdarzasz rozmówcę
przestrzenią, w której może on zaistnieć. To najcenniejszy dar, jaki można
ofiarować. Większość ludzi nie umie słuchać, bo uwagę ich zaprząta głównie
myślenie. Są nim bardziej pochłonięci niż tym, co mówi druga osoba, a w ogóle
nie zważają na to, co rzeczywiście jest ważne: na Istnienie rozmówcy,
przesłonięte jego słowami i umysłem. Cudze Istnienie można oczywiście wyczuć
jedynie poprzez własne. Jest to początek urzeczywistnienia jedni, czyli
miłości. Na najgłębszym poziomie Istnienia stanowisz bowiem jednię ze
wszystkim, co jest.
Większość ludzkich związków polega głównie na interakcji umysłów, nie zaś na
kontakcie czy też więzi między ludźmi. Tego rodzaju układ nie ma szans powodzenia.
Właśnie dlatego między osobami pozostającymi w bliskim związku tak często
dochodzi do konfliktów. Kiedy twoim życiem kieruje umysł, nieuniknione są
konflikty, zmagania i problemy. Podtrzymywanie kontaktu z własnym ciałem
wewnętrznym stwarza jasną przestrzeń bez umysłu, w której może rozkwitnąć
związek.
|